Jak
miał na imię chłopak, z którym po raz pierwszy się całowałaś?- zapytał
Draco z chytrym uśmieszkiem, nalewając dziewczynie kolejny kubek
kremowego piwa.
- Co to w ogóle za pytanie Malfoy- zaperzyła się
Hermiona, upijając łyk napoju. Było już grubo po północy a oni najedzeni
( okazało się, że Malfoy tak naprawdę tylko się zgrywał i w
rzeczywistości jest świetnym wędkarzem) i z dożywotnim zapasem kremowego
piwa (oczywiście nie mógł i tego nie ukraść, kiedy niemal tydzień temu
pojawił się w swoim dawnym domu, żeby się zaopatrzyć na tę „podróż”)
grali w pytania i odpowiedzi i o dziwo dobrze się przy tym bawili. No,
przynajmniej on, bo wymyślał takie totalnie żenujące pytania a ona była
zobowiązana odpowiadać szczerze, jako że...
- Wygrałem zakład, pamiętaj- zastrzegł blondyn, grożąc jej palcem- nie wymigasz się teraz.
Tak,
jakby mogła zapomnieć o tym nieszczęsnym zakładzie w który dała się
wmanewrować. Ale możliwość wygranej wydawała się wtedy taka nęcąca....
Samo wyobrażenie Malfoya, jak spełnia każdą jej prośbę wywoływało
uśmiech na twarzy. Ale niestety... Wiedziała, że to ogromne ryzyko,
wiedziała, że każdy Ślizgon to przebiegła bestia, ale jednak zgodziła
się na to i tak teraz siedziała, zmuszana do odpowiadania na te
wszystkie krępujące pytania.
- Czekam- ponaglił ją Draco, szczerząc zęby.
- Robię to tylko ze względu na honor Gryfindoru- westchnęła Hermiona pokonana- ok., to był Wiktor Krum. Zadowolony?
Draco parsknął śmiechem.
-
Wiktor? Ten Światowy Mistrz Quidditcha? Nie no, nie wierzę!- wyksztusił
pomiędzy skurczami przepony.- przecież każda dziewczyna w szkole
marzyła, żeby z nim być.
- Tak- parsknęła Hermiona- nienawidziły
mnie już za to, że jestem tak blisko sławnego Harry’ego Pottera i że
przyszłam na bal z Wiktorem Krumem. Pomyśl co by się stało, gdyby
dowiedziały się, że faktycznie byliśmy razem.
- Cóż, w takim razie
dobrze zrobiłaś, że się tym nie afiszowałaś- pochwalił Draco i
wyciągnął rękę. Być może to wina alkoholu, ale Hermiona uścisnęła ją z
szerokim uśmiechem na twarzy.
- Okej, moja kolej- powiedziała szatynka po kilku minutach uporczywej ciszy.
- Kolej na co?- zdziwił się Draco, biorąc spory łyk kremowego piwa.
- Na zadawanie pytań- wyjaśniła, ale blondyn gwałtownie zaprotestował.
- Nie ma mowy- oświadczył poważnie- przegrałaś zakład i musisz ponieść tego konsekwencje.
-
No błagam- jęknęła Hermiona, robiąc minę zbitego psa- wiesz już o mnie
chyba wszystko. Jak spędzałam wszystkie wakacje, o moim zmyślonym
przyjacielu gdy miałam trzy lata, o moich sekretnych kryjówkach w domu i
w szkole, o moim życiu w świecie mugoli i o moim pierwszym chłopaku....
-
Tak i o tym obleśnym sąsiedzie, którego znokautowałaś po tym, jak
przyłapałaś go na obserwowaniu okien twojego pokoju- dodał Draco ze
śmiechem a Hermiona pełna oburzenia pacnęła go w ramię, ale również się
zaśmiała.
- Philip Stoner- wzdrygnęła się- momentami nienawidziłam go bardziej niż ciebie.
- Serio?- Draco zacmokał z dezaprobatą-Widzę, że muszę się bardziej postarać.
-
Podobno kochał się we mnie od pierwszej klasy podstawówki- ciągnęła
Hermiona, ignorując wtrącenie chłopaka, ale na widok jego uniesionych
brwi głośno zaśmiała się z drwiną- no nie błagam! Podstawówka... Taka
szkoła mugoli...
- Fuj- Draco zmarszczył nos z obrzydzenia.
-
Nawet alkohol nie potrafi znieczulić mnie na twoją głupotę Malfoy-
westchnęła dziewczyna i wypiła kolejny kubek kremowego piwa duszkiem-
powiedz, jesteś taki z natury czy to zasługa twojego ojca?
- Jeśli
mówisz o niesamowitej urodzie to niestety muszę przypisać zasługę za to
moim rodzicom- oświadczył chłopak z dumą- ale co do poczucia humoru,
inteligencji, elokwencji, niezaprzeczalnego talentu i wyjątkowej
osobowości to jest wynik tylko i wyłącznie wieloletniego treningu.
- Podobnie jak skromność, prawdomówność, życzliwość i wrażliwość- sarknęła Hermiona.
-
No widzisz?- Draco klasnął w dłonie z uciechy- wreszcie znaleźliśmy
wspólny język. Jednak przebywanie w towarzystwie czarodzieja czystej
krwi ci służy, mugolaku.
- Raczej działa destrukcyjnie na moje
samopoczucie- warknęła Hermiona- ale dla ciebie to faktycznie może być
powód do dumy. A za tą uwagę jesteś mi coś winien i zrobisz to, co ci
każę, Malfoy. – dodała z cwanym uśmiechem.
- A co? Każesz mi nago udawać pawiana?- zakpił Draco, uśmiechając się pod nosem.
-
Przypominam ci, że póki co gramy w PYTANIA nie zadania Malfoy-
podkreśliła dziewczyna kręcąc głową z politowaniem- a chociaż twoja
propozycja jest kusząca to jednak nie mam zamiaru narażać się na sesje
żołądkowe.- dodała słodko a chłopak parsknął śmiechem.
- Wyrobiłaś się Granger- stwierdził z uznaniem- powiedzmy, że mamy remis.
- Nie wierzę, że traktujesz to jak kolejną gierkę- prychnęła dziewczyna, po raz kolejny tego wieczoru opróżniając kubek.
-
Życie jest do kitu wiec trzeba je sobie urozmaicać- odparł krótko- to
jakie masz te swoje pytania Granger?- dodał z żywym zainteresowaniem.
Hermiona
tymczasem nalała sobie znów kremowego piwa i bardzo bardzo powoli
zaczęła sączyć trunek, rozkoszując się każdym łykiem. Dopiero na widok
zirytowanej miny Dracona wybuchła zduszonym śmiechem i odstawiła kubek z
szerokim uśmiechem.
- Jak nazywała się twoja ulubiona maskotka z dzieciństwa?- zapytała konspiracyjnym szeptem.
Malfoy zachichotał.
- Łatwe- rzekł lekceważąco- to ogr o imieniu Darryl.
Teraz to Hermiona się roześmiała.
- W nocy tuliłeś się do pluszowego ogra?
-
Hej, tylko do siódmego roku życia- bronił się blondyn- ty miałaś tych
dwóch matołów- ja też miałem swoją zabawkę. Z tym, że ja z tego wyrosłem
a ty jak wiadomo nie- dodał złośliwie.
- Zdajesz sobie sprawę jak
wiele to jedno zdanie mówi o tobie, prawda?- odparła Hermiona- po
pierwsze to, że nie masz pojęcia czym jest przyjaźń a tych, których za
przyjaciół uważasz w rzeczywistości są dla ciebie jak ten ogr- zabawka.
Kiedy ci się znudzą odstawiasz na półkę.
W rezultacie jesteś
bardzo samotny co odreagowujesz, wyżywając się na tych, którzy nie mogą
się przed tobą bronić. Co, nawiasem mówiąc jest bardzo żałosne i
dziecinne- jednym słowem całkiem w stylu Malfoy’ów.
- Płacą ci za te psychoanalizy czy robisz to, żeby się na mnie zemścić?- warknął z kwaśną miną.
-
Wybacz, jeśli prawda wypowiedziana ustami szlamy cię rani- rzekła
Hermiona fałszywie przesłodzonym tonem. Malfoy prychnął z wyższością i
dumnie uniósł podbródek.
- Jeśli miałaś zamiar zamknąć mi usta celną ripostą to muszę cię rozczarować- oznajmił pewnie. Hermiona zachichotała.
- Nie licz na to, że przestanę próbować- rzuciła wesoło- twoja udawana obojętność jest naprawdę bardzo zabawna.
-
W takim razie niech wygra lepszy- Malfoy z wielce poważną miną wzniósł
kubek w geście toastu i Hermiona przyjęła podobną postawę. Metal stuknął
o metal.
Oboje zachichotali.
- Okej- zaczęła Hermiona
upijając naprawdę spory łyk piwa. W głowie już jej się trochę kręciło,
ale nie dbała o to- moje kolejne pytanie to....-zawiesiła ma moment
głos- co tak naprawdę czujesz, gdy ludzie uświadamiają ci, jaka z ciebie
szumowina?
- Jeśli pytasz o to, czy twoje oskarżenia robią na mnie wrażenie to odpowiedź brzmi: nie- oznajmił wymijająco.
-
Nie planuj kariery detektywa, bo szukasz drugiego dna tam, gdzie go nie
ma- stwierdziła dziewczyna chłodno- jeśli jeszcze się sam nie
domyśliłeś, to zadaję ci to pytanie w celu sprawdzenia, czy posiadasz
narząd, bez którego większość ludzi nie potrafi żyć a mianowicie serce, a
co za tym idzie uczucia. A ty, według zasad naszej gry jesteś
zobowiązany odpowiadać szczerze.
- O ile pamiętam to według naszej
umowy ta zasada dotyczy jedynie ciebie- zauważył z niewinnym uśmiechem.
Hermiona zmroziła go wzrokiem.
- Okej okej- poddał się Malfoy-
jeśli musisz wiedzieć to mam to w nosie, bo sam nie uważam że jestem,
jak to określiłaś „szumowiną” i ludzie, którzy naprawdę coś znaczą też
tak nie uważają. Zdanie tych przeciętniaków mnie nie obchodzi, zwłaszcza
że większość z nich to po prostu zazdrośni idioci, którzy nigdy nie
będą w stanie wznieść się na mój poziom.
- Widzisz Malfoy?
Sądzisz, że jesteś wspaniały i nieskazitelny, bo masz pieniądze i ojca z
wpływami- rzekła Hermiona, robiąc współczującą minę- nie zdajesz sobie
sprawy, jak wygląda prawdziwe życie.
- Co masz na myśli?- Malfoy
wydawał się rzeczywiście zainteresowany tym co Hermiona ma mu do
powiedzenia, czy to tylko jej wybujała wyobraźnia zwielokrotniona
działaniem alkoholu?
- NORMALNI LUDZIE- podkreśliła- robią w życiu
coś więcej niż tylko samo oddychanie i bycie w pobliżu. Oni ŻYJĄ.
Pracują, poznają świat, zbierają doświadczenia, zawierają znajomości i
przyjaźnie, tworzą związki. Ich charakter kształtuje życie a nie
despotyczni rodzice i pozycja społeczna. Uczą się na błędach, potrafią
wyciągać z nich wnioski. Odpowiedzialność, skromność, życzliwość,
optymizm, radość życia- to cechy, których nie nabywamy z chwilą
urodzenia czy dzięki prestiżowi- uczymy się ich, kształtowani przez
ulicę, środowisko i to wszystko, co składa się na nasze życie.
Malfoy przewrócił oczami.
-
Z taką przemową aż dziwne, ze nie wybrali cię Ministrem Magii-
zironizował- a jeśli chcesz wiedzieć, to ja jestem „normalnym”
człowiekiem- dodał dumnie- nie umiesz tego dostrzec, bo jesteś
zaślepiona przez swoje uprzedzenie do mnie.
- uważasz, że jesteś taki, jak inni?- Prychnęła Hermiona.
- Nie- zaprzeczył Draco z oburzeniem- ja jestem o niebo lepszy.
Hermiona nie wytrzymała i wybuchła gorzkim śmiechem.
-
Jesteś karykaturą człowieka Malfoy- wysyczała przez zęby- ludzi
biedniejszych od siebie mieszasz z błotem. Ludzi nieczystej krwi
traktujesz „z buta”, choć oni robią dla świata dużo więcej niż ty
kiedykolwiek będziesz mógł, na przykład walczą z czarną magią siedem lat
z rzędu i nie poddają się mimo tego, że osobniki twojego pokroju
próbują im przeszkodzić. Masz pojęcie ile razy ja, Harry albo Ron
ratowaliśmy ci życie? Czy dostaliśmy coś w zamian? Chociaż wdzięczność?
Nie nigdy. To się nazywa „bezinteresowność”. Lepiej sprawdź w słowniku
co to oznacza, bo według twoich standardów tyle razy, ile ci pomagaliśmy
powinniśmy zostawić cię na pastwę losu. Wszyscy by na tym skorzystali.
-
Wow, czyżbyś naprawdę przejęła się tym, jak cię traktuję?- zaszydził
Draco udając przejęcie. Hermiona zerwała się z trawy, ale zrobiła to za
szybko i zachwiała się niebezpiecznie. Gdyby nie Malfoy, który ją
podtrzymał jak nic runęłaby na ziemię. Gdy tylko dziewczyna odzyskała
równowagę wyrwała mu się, pełna oburzenia.
- Jesteś największym
dupkiem jaki chodzi po tej ziemi- syknęła- szkoda mojego czasu, żeby
strzępić sobie język na taką osobę, jaką jesteś ty. Nie zasługujesz
nawet na to, żeby cię zaszczycić spojrzeniem. Nie dziwię się, że własny
ojciec się ciebie wyrzekł.
- Licz się ze słowami wredna szlamo-
warknął i sięgnął po różdżkę, ale Hermiona kompletnie go zignorowała i
weszła do namiotu. Położyła się pryczy i udała, że śpi. W ten sposób
mogła uniknąć Malfoy’a, który pół godziny później położył się ledwie
kilka metrów dalej, nie zdając sobie sprawy z zamierzeń i prawdziwych
myśli „śpiącej” koleżanki.
****
W Hogwartcie panowała ponura atmosfera...
Część zamku pogrążona była w głębokim śnie...
Skrzydło szpitalne zapełnione było po brzegi nowymi pacjentami- ofiarami wczorajszej bitwy...
Jedna
z nich to pierwszoklasista w śpiączce, którego pielęgniarka, Pani
Pomfrey usilnie próbowała ocucić a który nie zdawał sobie sprawy z
całych naręczy kwiatów, z samego rana przysłanych przez przyjaciół i
anonimowych członków Gwardii Dumbleadore’a...
W dyrektorskim
gabinecie dwójka śmierciożerców opracowywała skomplikowany plan
postępowania wobec nieposłusznych uczniów, o którym nieszczęśnicy mieli
się dowiedzieć już nad ranem...
Tymczasem w Pokoju Życzeń, chyba
jedynym bezpiecznym miejscu w całym zamku, odbywało się właśnie
posiedzenie Gwardii Dumbleadore’a. Neville i Ginny, stojący pośrodku
czegoś, co przypominało pole namiotowe z tym, że zamiast„ materiałowych
domków” były prycze, wiszące dosłownie wszędzie, także pod sufitem. Ich
szkolni koledzy, przyjaciele i sojusznicy kłócili się między sobą i na
wszelkie sposoby okazywali swoje oburzenie. Wszyscy czuli się bezsilni
ale także gotowi do działania. Pragnęli zmian, chociażby od razu. A
Neville i Ginny nie mieli pomysłu, jak ostudzić ich zapał.
-
Słuchajcie!- wydarła się ognistowłosa, gdy kolejne próby uspokojenia
rozszalałego tłumu zawiodły- nie możemy działać pochopnie!- zaczęła, gdy
w końcu zapadła względna cisza.- to nam w niczym nie pomoże.
- Ginny ma rację- poparł ją Neville natychmiast- nie możecie działać impulsywnie, pod wpływem emocji.
-
To co mamy robić?- zapytała Cho Chang, czarnowłosa ładna Krukonka, była
dziewczyna Harry’ego Pottera. Ginny nie bardzo ją lubiła. Choć
dziewczyna była całkiem miła, skromna i życzliwa to jednak panna Weasley
nie mogła znieść tych maślanych oczu, którymi zawsze patrzyła na
Wybrańca. Uważała że ta jej nieśmiałość to tylko fasada, za którą skrywa
swoje prawdziwe oblicze. Dowodem może być chociażby ta sprawa z
nieżyjącym już złotym chłopcem, Cedrikiem Digorry’m. Cho była z nim
wtedy, gdy Harry był w nią zapatrzony jak w obrazek. Po śmierci Krukona
czarnowłosa długo nie mogła się pozbierać, jednak to nie powstrzymało
jej przed robieniem nadziei Harry’emu. Była niezdecydowana i długo się
wahała a gdy wreszcie się zeszli to i tak ich związek nie przetrwał i to
z jej winy. A kiedy chłopak odkrył, że to Ginny jest jego prawdziwą
miłością Cho patrzyła na niego jakby to on ją zranił i starała się ukryć
swoją zazdrość, jednak ognistowłosa i tak ją zauważała i za to
znielubiła ją jeszcze bardziej. Przecież Krukonka nie miała do tego
prawa.
- Ginny?- głos Neville’a sprowadził ją z powrotem na
ziemię. Ognistowłosa zamrugała gwałtownie i spojrzała na bruneta ze
zdziwieniem.
- Mówiłem właśnie, że musimy się przygotować do czegoś większego- podpowiedział chłopak półgębkiem.
-
Ach, jasne- mruknęła dziewczyna- dobra ludzie!- wrzasnęła na całe
gardło z miną wojowniczki gotowej zginąć za ojczyznę- czas na trening!
Musimy być najlepsi! Umieć wykorzystywać swoją przewagę liczebną!
Tłum zaczął wiwatować i wszyscy unieśli różdżki w geście pojednania.
Ginny
i Neville przymknęli oczy i po chwili ich kryjówka- sypialnia, gdzie
ukrywali się w momencie największego zagrożenia wyparowała a w jej
miejsce pojawiło się profesjonalne pole treningowe, gdzie ćwiczyli
zaklęcia w piątej klasie pod okiem Harry’ego i Hermiony po tym, jak
fanatyczna profesor Umbridge zakazała wszelkiej praktyki na zajęciach z
Obrony Przed Czarną Magią. To oni, razem z Ronem stworzyli Gwardię
Dumbleadore’a, która przetrwała po dziś dzień jako siła broniąca
słabszych przed wpływami śmierciożerców i niszczycielskim działaniem ich
ideologii na młode, chłonne umysły.
- Dobra- krzyknął Neville,
przybierając rozkazujący ton głosu- na początek zaklęcia „ekspeliarmus” i
„drętwota”. Seamus i Cormack- na środek!
****
Było już
niemal nad ranem gdy Hermiona, upewniwszy się, że Draco się już nie
zbudzi wymknęła się z namiotu i uważając by nie wydać przy tym
najmniejszego dźwięku ruszyła w las. Było jeszcze ciemno i bardzo zimno,
ale nic ją to nie obchodziło. Musiała znaleźć Harry’ego i Rona i
uwolnić się od młodego Malfoy’a, to było w tej chwili najważniejsze.
Wśród
drzew, rzucających podłużne cienie na skąpaną w blasku księżyca trawę
każdy najmniejszy kształt wydawał się sięgającym po nią potworem a każdy
najcichszy dźwięk przyprawiał niemal o zawał. W końcu, gdy kolejny raz
Hermiona podskoczyła jak oparzona na dźwięk pohukiwania sowy stało się
coś, czego w ogóle się nie spodziewała- drogę zastąpił jej Draco we
własnej osobie. W świetle księżyca jego twarz wyglądała jak z wosku a
blond czupryna , zmierzwiona przez wiatr i kilkugodzinny sen stała się
niemal srebrna. Na ramiona chłopak narzucił niedbale ciemną koszulę, nie
zapinając jej przez co na pierwszy plan rzucał się jego imponujący tors
o idealnych proporcjach. Jego mina byłą nieodgadniona ale usta zaciskał
w cienką linię, jak zawsze gdy był zły.
- Co ty tu robisz?- zapytał głosem wypranym z emocji.
- Nie twoja sprawa Malfoy- odparła Hermiona buńczucznie, usiłując go wyminąć- przesuń się!
- Nic z tego-warknął, łapiąc ją za nadgarstek i przyciągając do siebie. W jego błękitnych oczach błyszczała żądza mordu.
Hermiona jęknęła z bólu i wyrwała mu się, wyciągając z kieszeni różdżkę i błyskawicznie wycelowała nią w chłopaka.
-
Przepuść mnie- zażądała. Tej miny, tej postawy powinien się
przestraszyć. Ale on tylko uśmiechnął się kpiąco i jeszcze bardziej do
niej przybliżył, zmuszając Hermionę do cofnięcia się o krok.
- To
nie te czasy kochanie- roześmiał się z drwiną.- tym razem nie uderzysz
mnie. Tym razem nie przestraszę się twoich czarów. Wiesz czemu? Bo mam
swoje- to mówiąc niespiesznie wyciągnął różdżkę z tylnej kieszeni
dżinsów i wycelował w oniemiałą dziewczynę. Trwali tak nie wiadomo jak
długo. Hermiona wiedziała, że nie uda jej się uciec, zrobiła więc
pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy- wycelowała różdżkę w drzewo
za Malfoy’em a gdy pod wpływem jej zaklęcia jedna z gałęzi pękła z
trzaskiem Hermiona uskoczyła w krzaki malin nieopodal. W tej samej
sekundzie Draco wrzasnął ze strachu, albo z wściekłości a zaraz potem
zaklął siarczyście. Wtedy zapadła głucha cisza. Hermiona siedziała jak
na szpilkach, trzymając różdżkę w pogotowiu a gdy kolejne sekundy mijały
i nic się nie działo nie wytrzymała i ostrożnie wyjrzała z kryjówki.
Zdołała ujrzeć wykrzywioną z wściekłości twarz Dracona nim chłopak
posłał w jej stronę serię zaklęć, które jedynie dzięki refleksowi
dziewczyny minęły ją o cal.
- Chcesz się poddać Granger?- zaśmiał się Draco.
Ta
nie odpowiedziała bo w tym momencie właśnie wyskoczyła niespodziewanie
zza krzaków, rzucając zaklęcie „drętwoty” w kierunku blondyna, który
niestety uchylił się w ostatniej chwili. Hermiona uskoczyła za drzewo,
nim trafił w nią „imperiusem”.
- A ty Malfoy? Chcesz się poddać?-
zapytała a w odpowiedzi usłyszała serię wystrzałów jak z karabinu
maszynowego i w tym samym momencie drzewo za którym stała zaczęło się
chybotać, konar łamać i gdyby nie jej refleks jak nic runęłoby na nią.
Na szczęście znała zaklęcie „wingardium leviosa” które sprawiło, że
drzewo zawisło w powietrzu, jakby nie działała na nie siła grawitacji i
po chwili już szybowało w kierunku Malfoy’a. Chłopak uskoczył w bok,
żeby nie zostać stratowanym a Hermiona wykorzystała jego nieuwagę, by
uciec. Nie rozumiała, dlaczego młody Malfoy tak się na nią uwziął i nie
pozwolił jej odejść, co nawiasem mówiąc byłoby przecież korzyścią dla
obojga ale jakakolwiek by nie była tego przyczyna Hermiona wiedziała, że
to może oznaczać tylko kłopoty. Nie mogła mu pozwolić na to, żeby
powstrzymał ją przed tym co słuszne.
Dziewczyna nie doceniła
jednak Dracona, który kilka sekund później teleportował tuż przed nią,
zmuszając do gwałtownego zahamowania i cofnięcia się o krok. Oboje
zamarli w pozycji obronnej, wcelowując w siebie różdżką. Hermiona była
przerażona. Niechętnie musiała przyznać, że Draco umiał ją zaskoczyć a
od ich ostatniego starcia zmężniał i stał się godnym przeciwnikiem. Nie
rozumiała motywów jakie nim kierowały- być może po prostu jak zwykle nie
miał żadnych, tylko chciał się na niej poznęcać ale dla Hermiony gra
toczyła się o stawkę większą niż głupie, szczeniackie wygłupy a Draco
marnował jedynie jej cenny czas. Dziewczyna czuła między nimi nienawiść
gęstszą i silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej i wiedziała, że za
chwilę ta przysłowiowa „bomba zegarowa” wybuchnie. I tym razem, bardziej
niż przedtem bała się, że może się to skończyć czymś poważniejszym niż
jakąś wymyślną kontuzją albo szlabanem u profesora Snape’a. Nie byli już
w szkole a poza jej murami oboje stanowili realne zagrożenie. Hermiona
głośno przełknęła ślinę obserwując szybko oddychającego Malfoy’a,
starając się dostrzec nawet najdrobniejszy ruch chłopaka i dostosować
się do tego, wyczuć moment w którym zaatakuje. Rozpraszał ją jednak
fakt, że on robił dokładnie to samo.
- Co teraz zrobisz?- syknął- rzucisz na mnie jedno z tych swoich wymyślnych zaklęć? Dobrze wiesz, co wtedy zrobię.
- Jeśli sądzisz, że ci coś podpowiem to grubo się mylisz- zaszydziła- czas zacząć myśleć samodzielnie Dracusiu.
Widziała,
że jej słowa ranią chłopaka, choć starał się tego nie okazywać. Wściekł
się, gdy usłyszał zdrobnienie, którym niegdyś bez przerwy zadręczała go
jego była dziewczyna, Pansy Parkinson. W jego oczach pojawiły się
groźne błyski a usta zacisnął w cienką linię, napinając wszystkie
mięśnie.
- Przeceniasz się Granger- rzucił lekceważąco- ale to nic dziwnego, zawsze byłaś zarozumiała.
-
Ja w przeciwieństwie do ciebie miałam powody- odparła z cynicznym
uśmieszkiem- a co, boli cię, że znam swoją wartość i nie przejmuję się
twoją opinią na swój temat? Bardzo mi przykro skarbie.
- Skarbie?- Draco uniósł kpiąco jedną brew- to chyba najmilsze, co kiedykolwiek od ciebie usłyszałem.
- A mogę być jeszcze milsza- rzuciła słodko- DRĘTWOTA!
PROTEGO!
Tuż
przed tym, jak zaklęcie Hermiony dotknęło chłopaka ten wyczarował
tarczę, która je odbiła. Dziewczyna więc rzuciła kolejne i kolejne, ale
każde z nich zostało zneutralizowane nim zdążyło zranić Dracona.
DRĘTWOTA!
EXPELIARMUS!
DIFINITE!
BOMBARDA!
REDUCTIO!
RELACTIO!
-
Daj mi wreszcie spokój!- wydarła się Hermiona, ciskając kolejnymi
zaklęciami na oślep. Malfoy śmiał się głośno, widząc jej wysiłki.
Wreszcie znalazł coś, co unieszkodliwiło tę namolną, nadpobudliwą,
złośliwą, przemądrzałą pannę Granger.
CONFRENDO!
PETRIFICUS TOTALUM!
-
daruj sobie szlamo!- krzyknął, gdy kolejna fala zaklęć ugodziła w jego
tarczę, niemal zwalając go z nóg. Coraz trudniej było mu się bronić, a
Hermiona jakby w padła w trans, atakując raz za razem jakby z zamiarem
zamordowania.
- Wredna, mała szlamo- wydarł się Malfoy po raz
kolejny, gdy dziewczyna jednym, silnym machnięciem różdżki pokonała jego
linię obrony.
- Skoro tak lubisz szlam, to proszę- odkrzyknęła i
nim Draco zorientował się, co się dzieje znikąd pojawiła się ogromna
kula szlamu, przypominającego kisiel i uderzyła w niego z powietrza z
potężną siłą. Chłopak cudem utrzymał równowagę, ale nawet z tej
odległości Hermiona czuła odór zgniłych jaj. Jego mina i zszokowanie
były bezcenne. Przypominał w tej chwili przerośniętego ślimaka. Hermiona
nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
- Gratuluję- zarechotała- i jak się czujesz jako szlama?
-
Zabiję cię- warknął Malfoy a jego twarz nie zdradzała, żeby żartował
wręcz przeciwnie- był wściekły i absolutnie skupiony, jakby właśnie
opracowywał wymyślne tortury dla swego przeciwnika. Hermiona spoważniała
i przygotowała różdżkę, pewna, że lada moment zostanie potraktowana
"cruciatusem" albo innym, zakazanym świństwem. Była przygotowana na
wszystko, tylko nie na to, co nastąpiło chwilę potem- Malfoy z wojennym
okrzykiem na ustach rzucił się na nią, i wytrącając różdżkę z jej dłoni
powalił ją na ziemię. Hermiona była tak zaskoczona, że z początku nawet
nie zareagowała, ale w końcu zdając sobie sprawę ze swego położenia,
czując smród szlamu, którym potraktowała Dracona i woń jego słodkiego
oddechu, czując na sobie ciężar jego ciała i każdy jego centymetr,
widząc jego zniewalające oczy poczęła się wyrywać. Draco był jednak
ciężki i silny. Unieruchomił jej nadgarstki i pochylił się nad nią tak,
że ich twarze dzieliły jedynie milimetry. W końcu, po kilkunastu
minutach szarpaniny Hermiona znieruchomiała i spróbowała uspokoić
oszalały oddech.
- Czego ty chcesz?- wysapała, czując się tak,
jakby przebiegła maraton. W dodatku bliskość Malfoy'a kompletnie ją
dekoncentrowała...
- Chcę, żebyś pozwoliła mi ze sobą pójść- wyjaśnił a na widok jej zszokowanej miny wybuchnął śmiechem.
- Chodź- powiedział i pomógł jej wstać z ziemi- oboje musimy się umyć.