wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 1. Pomoc Znikąd.


- Święta Trójca w komplecie- zarechotała złośliwie Bellatricks Leastrange spoglądając z góry na Hermionę, Rona i Harry’ego, przywiązanych do balustrady schodów grubymi, marynarskimi linami- tak myślałam, że Potter znajdzie się tam, gdzie szlama i zdrajca krwi.
- Pewnie nawet do kibla chodzicie razem, nie?- zawtórował jej Graypack, wilkołak, który, uwięził ich a następnie zaciągnął do rezydencji Malfoy’ów, od niedawna głównej siedziby śmierciożerców. Jego towarzysze wybuchnęli gromkim śmiechem.
- Na twoim miejscu bardziej przejąłbym się niezdrową zażyłością twojego siostrzeńca z tymi gorylami, Crabbe’em i Goyle’em- odpyskował Ron, nie mogąc się powstrzymać- mówię ci, to jest dopiero historia...
- Nie waż się oczerniać Dracona!- wydarła się Bellatricks a jej czarne jak noc włosy uniosły się jeszcze bardziej niczym naelektryzowane, gdy kobieta z wściekłości ścisnęła różdżkę w swoich długich palcach eksponując przy tym szponiaste paznokcie, pomalowane na kolor krwistoczerwony, idealnie pasujący do ust, pociągniętych szminką o tej samej barwie. Na jej idealnie bladej jak marmur twarzy pojawiły się wypieki, świadczące o przeżywanych emocjach. A w tej chwili Bellatricks Leastrange, prawa ręka Tego Którego Imienia Nie Można Wymawiać, jego najwierniejsza służka, gotowa oddać życie za swego pana była niewyobrażalnie wściekła. Jej czarne jak otchłań bez dna oczy, oszalałe ze złości ciskały błyskawice, gdy kobieta podeszła do rudzielca i wymierzyła mu siarczysty policzek, odbijający się echem od masywnych ścian wiekowej posiadłości. Hermiona poruszyła się niespokojnie, niechcący wbijając Harry’emu łokieć w żołądek i poczuła, jak do jej oczu napływają łzy. Zacisnęła usta nie chcąc pozwolić, by spłynęły po policzkach, ale Bellatricks i tak to zauważyła i uśmiechając się z satysfakcją ujęła jej podbródek zmuszając tym samym, by na nią spojrzała.
- Zostaw ją- wrzasnął Harry, usiłując się wyrwać z pętających go więzów, bez rezultatu niestety- ta sprawa ich nie dotyczy. Wypuść ich!
Kobieta aż sapnęła na te słowa, lecz dokładnie w tym momencie do uszu wszystkich zebranych doszedł charakterystyczny trzask i ni stąd ni zowąd w salonie pojawił nie kto inny, tylko Lucjusz Malfoy. Jego majestatyczna postać i respekt, który wzbudzał górowały nawet nad Grayback’iem, który aż skulił się w koncie pokoju, nie chcąc narazić się mrocznemu gospodarzowi domu. Lucjusz mierzył wszystkich zebranych chłodnym, pozbawionym emocji spojrzeniem, dumnie wyprostowany krocząc w stronę szwagierki. Blada, alabastrowa cera tak charakterystyczna dla wszystkich Malfoy’ów mieniła się w świetle diamentowego żyrandola, odbijającego promienie słoneczne. Mężczyzna odrzucił na plecy długie, niemal białe włosy, zaciskając bladoróżowe zmysłowe wargi w cienką linię. Oczy w kolorze stalowego błękitu nie wyrażały żadnych emocji i jedynie zaciśnięte mięsnie kwadratowej szczęki zdradzały napięcie, towarzyszące mu każdego dnia od kilku miesięcy. Stanął twarzą w twarz z Bellatricks spoglądając na nią bez większego zainteresowania.
- Czyż nie mówiłem ci już wielokrotnie Bello, że twoje krzyki nie robią na nikim wrażenia?- odezwał się spokojnym, rzeczowym tonem, co w połączeniu z jego postawą opanowanego dżentelmena robiło kolosalne wrażenie- zwłaszcza nie na tak wyjątkowym czarodzieju jakim jest obecny tu pan Potter- dodał a tym razem jego głos wręcz ociekał jadem.- to dlatego Czarny Pan chce go mieć tylko dla siebie.
Bellatricks, która na początku jego przemowy wydawała się być niepocieszona z każdym kolejnym słowem powoli nabierała kolorów i w końcu na jej twarz wstąpił szeroki, szyderczy uśmiech szaleńca. Trójka przyjaciół wstrzymała oddech w oczekiwaniu na to, co miało się wydarzyć za moment.
- Masz racje Lucjuszu- przyznała Bellatricks z niesamowitym jak na nią spokojem- Potter jest przecież klejnotem koronnym, wisienką na torcie. Nikt, poza Czarnym Panem nie może go tknąć.
- Jednakże- ciągnęła, a Harry poczuł jak jego ciało drży z niepokoju- fizyczny ból to nie jedyny sposób by zranić takie wrażliwe dziecko jak on. Czasem wystarczy się zabawić.
To mówiąc spojrzała na trójkę „więźniów” z niebezpiecznym błyskiem w oku i zanim ktokolwiek zrozumiał co się dzieje wycelowała w nich różdżkę. Niemal wysyczała formułę zaklęcia i w tej samej chwili usłyszeli dźwięk, który mógł oznaczać tylko jedno- magiczne więzy zostały przerwane. Z głuchym łoskotem Hermiona, ku uciesze śmierciożerców upadła na kolana, powalona siłą odrzutu, która nastąpiła po tym jak dziewczyna straciła oparcie w przyjaciołach. Co najmniej dziesięciu czarodziei w czarnych pelerynach i srebrnych maskach za którymi skrywali swe prawdziwe oblicza zarechotało złowrogo. Dziewczyna dźwignęła się na łokciach i wierzchem dłoni otarła krwawiącą wargę co wywołało kolejne salwy śmiechu. Pod ostrzałem spojrzeń młoda czarownica z ledwością powstrzymywała łzy wściekłości.
- Taka ładna dziewczynka- zacmokała z udawaną dezaprobatą Bellatricks ujmując niby to z troską jej podbródek- szkoda, że za szopą tłustych loków znajduje się cały szlam tego zatęchłego brudem świata.-wysyczała przez zęby. Ron zaprotestował gwałtownie, nie zwracając uwagi na niemą prośbę Harry’ego by zamilkł. Już wiedział co tu się święci a zawodzenie Rona tylko jeszcze bardziej ich wszystkich prowokowało, pogarszając sytuację. Jednocześnie brunet gorączkowo zastanawiał się jak uratować przyjaciół. Tak, dokładnie. Miał gdzieś, co się z nim stanie, chciał tylko aby Ron i Hermiona, dwoje najważniejszych ludzi w jego życiu wyłączając Ginny, byli bezpieczni.
- Graypack...- Lucjusz Malfoy nawet nie spojrzał na wilkołaka do którego zwracał się w tej chwili, wciąż skupiając bystre spojrzenie na Harry’m- podejmij naszych miłych gości w stosownym miejscu. Bella i ja zajmiemy się szanowną panną Granger.
- Nie! Nie!- Ron usiłował zerwać więzy łączące go z przyjacielem, raniąc się przy tym dotkliwie. Mimo to nie rezygnował, szamocząc się jak ryba bez wody. Widząc to Graypack uśmiechnął szyderczo i nie zwracając uwagi na protesty obu chłopców chwycił za linę i pociągnął w stronę piwnicy. Do ich nozdrzy dotarł odór jego pokrytego czarną, matową sierścią ciała- coś pomiędzy potem a smrodem zgniłego mięsa. Czując narastające mdłości szarpali się coraz mocniej wiedząc, że to i tak nie ma sensu. Nie mogli się jednak poddać, bo to by znaczyło, że skazują Hermionę na pewną śmierć a wiedzieli, że ona na ich miejscu w życiu by na to nie pozwoliła. Ona by walczyła.
- Harry! Ron!- usłyszeli jeszcze jej rozpaczliwy krzyk a potem, dokładnie w momencie, gdy Bellatricks uderzyła ją z całej siły w twarz Graypack wepchnął obu do ciemnej piwnicy. Obijając się o siebie stoczyli się ze schodów a gdy wylądowali u ich stóp zostali brutalnie pociągnięci do pionu i wrzuceni do zimnego, obskurnego lochu, jakie niegdyś widywało się w średniowiecznych zamkach.
- Wypuść nas, słyszysz?!- wydarł się Ron, patrząc jak wilkołak zamyka ciężkie metalowe wrota- drzwi do ich wolności. Ten tylko uśmiechnął się jeszcze szerzej z niemałą satysfakcją.
- Opowiem wam, jaka była- odparł lubieżnie oblizując obleśne wargi i rechocząc jak szaleniec czym prędzej wrócił do salonu. Zapadła okropna, pełna napięcia cisza przerywana jedynie dźwiękiem przełykania śliny przez obu chłopców. Zarówno Harry jak i Ron uspokoili się wreszcie i postanowili wykorzystać ten wolny czas na opracowanie planu ucieczki. Nie minęło wiele czasu, gdy ciszę tę przerwał nagle szorstki, pełen okrucieństwa głos, który mógł należeć tylko do jednej osoby.
- Wredna, mała, brudna szlama.... Crucio!- wrzasnęła Bellatricks, wkładając w te słowa całą energię, jaką w sobie miała. W tej samej sekundzie od każdej ściany Malfoy’owskiej posiadłości odbił się echem przepełniony bólem krzyk Hermiony.

Podczas gdy otaczający ją śmierciożercy rechotali z uciechy Hermiona przeżywała istne katusze. Każdy mięsień w jej ciele palił ją żywym ogniem, kości drżały jej niemiłosiernie, jakby zaraz miały się pokruszyć a jej czaszkę rozsadzało takie ciśnienie, że była Gryfonka miała wrażenie, jakby lada moment jej mózg zechciał eksplodować. Nie wiedziała ile to trwało, jednak w końcu, po czasie, który Hermionie zdawał się być wiecznością Bellatricks uniosła różdżkę, dając umęczonej dziewczynie odrobinę wytchnienia. Jednak nawet gdy ta niewidzialna siła przestała napierać na jej otumaniony już bólem umysł i zmuszać mięsnie do kolejnych, konwulsyjnych skurczy Hermiona wcale nie czuła się lepiej. Wiedziała bowiem, że do końca tych tortur jeszcze daleko. Widziała to w tryumfującym wyrazie twarzy Bellatricks, uradowanym chichocie Graypack’a, cynicznym uśmiechu Lucjusza i w chłodnym, pełnym wyższości spojrzeniu jego żony, Narcyzy, która musiała przybyć do domu w czasie, gdy Hermiona przeżywała jedną z najgorszych chwil w swoim życiu, gdyż wcześniej dziewczyna jej nie widziała. Reszta towarzystwa również zdjęła nieodłączne jak dotąd maski, jednak z powodu bólu, którego resztki usiłowało pozbyć się jej umęczone ciało a także mgły, jaką niespodziewanie zaszły jej oczy, nie mogła stwierdzić, czy ktoś z nich jest jej znajomy czy wszyscy są obcy. I chyba nawet nie chciała tego wiedzieć. W tej chwili po prostu to nie było na jej siły. Jednego była pewna: gdy Bellatricks ponownie wyceluje w nią różdżką i wypowie formułę zaklęcia niewybaczalnego z jej ust nie ma prawa wydobyć się żaden dźwięk. A wszystko dlatego, że nawet wtedy, gdy słyszała jakby znajdowała się głęboko pod wodą do jej uszu wciąż dochodziło zawodzenie Harry’ego i Rona, usiłujących wydostać się z piwnicy, by jej pomóc i to raniło ją dotkliwiej nawet niż jakiekolwiek zaklęcie.
- Widzę, że z ciebie twarda sztuka- skwitowała Bellatricks po chwili, niebezpiecznie zbliżając się do dziewczyny, całkowicie zdanej na jej łaskę- Coś czuję, że niedługo zajmiesz łóżko w św. Mungu- zakpiła- tuż obok państwa Longbottom. Kto wie, może będzie cię tam odwiedzać ten ich fajtłapowaty synalek od siedmiu boleści?
Tego już było za wiele. Jakim prawem ta wywłoka wspominała rodziców Neville’a? Nie dość, że sama za pomocą tortur pozbawiła ich zdrowych zmysłów i wpakowała do szpitala psychiatrycznego to jeszcze teraz szczyci się tym, jak gdyby rozbicie cudzej rodziny i doprowadzenie do tragedii, z której nie sposób się otrząsnąć było jakimś wiekopomnym osiągnięciem. Hermiona poczuła w ustach gorzki smak żółci, gdy wyczerpanie wyparte zostało przez nieopisaną nienawiść i wściekłość i już otwierała usta, chcąc wykrzyczeć wszystkie obelgi jakie jej tylko przyjdą do głowy, jednak w tym samym momencie brunetka, z pogardliwie wykrzywionymi wargami od niechcenia skierowała na nią różdżkę i mimo wyraźnego błagania widocznego w czekoladowych tęczówkach wypowiedziała to jedno, krótkie słowo, które przysporzyło siedemnastolatce tyle cierpienia:
- Crucio!- usłyszała jedynie i jej świat eksplodował bólem...ciało wygięło się w łuk, kierowane konwulsjami a z ust wydobył się charkot, z każdą kolejną sekundą zmieniający się we wrzask pełen rozpaczy. Zapomniała w tej chwili o swoim niedawnym postanowieniu, zapomniała o wszystkim poza tym bólem, bo tylko on był realny. Czuła go całą sobą... Każdą komórką ciała... Nie miała pojęcia, ile to trwało... Nie miała pojęcia, ile jeszcze wytrzyma... Pragnęła po prostu zakończyć te męki nawet, jeśli miałaby o to błagać, jednak na to nie starczyło jej sił. Po raz kolejny upadła na kosztowny, perski dywan, w miękkich włóknach ukrywając zlaną potem twarz.
- Ty plugawa zarazo!- wydarła się Bellatricks i ku uciesze reszty zebranych chwyciła dziewczynę za włosy i pociągnęła do góry zmuszając, by stanęła na nogi ignorując zupełnie jej cichy jęk protestu.
- Trzęsiesz się ze strachu- zauważyła śmierciożerczyni radośnie- pochlebiałoby mi to, gdybyś nie skaziła cennej pamiątki rodzinnej-dodała z odrazą po czym z całej siły cisnęła ją przez pokój. Dziewczyna przeleciała dobre kilka metrów zanim uderzyła o przeciwległą ścianę i z głuchym łokstem osunęła się na kolana. Zacisnęła zęby, nie chcąc okazać swojej słabości, ale i tak cicho jęknęła z bólu. Bellatricks już robiła krok w jej stronę gdy nagle od frontu dało się słyszeć podwójne trzaśnięcie drzwiami i po sekundzie w salonie pojawiła się kolejna, mroczna postać.
- Co tu się do diaska dzieje?- ten głos był ostatnim, jaki Hermiona w ogóle chciała usłyszeć. Od niemal siedmiu lat nigdy nie marzyła o niczym tak bardzo jak o tym, by jego właściciela spotkało coś naprawdę złego. Z całego serca życzyła mu upokorzeń, które on dzień w dzień serwował swoim szkolnym ofiarom. To było jednak nic, bo fakt, że ten młody, ledwie siedemnastoletni chłopak stał się śmierciożercą obligował go do tego, że musiał robić rzeczy gorsze, o wiele gorsze. Tu już nie było uczniów, którzy mogliby się mu postawić. Tu nie było ograniczeń, których musiał przestrzegać. Tu nie było nauczycieli, którzy by go ukarali, ani dyrektora władnego odebrać mu różdżkę za niewłaściwe używanie czarów. To było życie, w którym Hermiona nigdy nie chciała go już spotkać, niestety jak widać los nie był dla niej łaskawy. Aż w niej zawrzało na widok tych jego idealnie zaczesanych jasnych włosów, umięśnionej sylwetki i błękitnych, lodowatych oczu. Był zarozumiały i przeświadczony o własnej nieskazitelności, jak wszyscy Malfoy'owie...
- Draco, co ty tu robisz?- głos Lucjusza Malfoy'a wyrwał ją z zamyślenia- myślałem, ze jesteś...
- Och, wiem, że myślałeś- przerwał mu syn a Hermiona mimowolnie się wzdrygnęła. Nienawidziła tego głosu od pierwszej klasy. Zawsze porównywała go do papieru ściernego: był ostry, władczy i ociekający ironią- myślałeś też, że się nie dowiem, że żeby wkupić się w Jego łaski wystawisz mu rodzinę Parkinsonów. Niestety, myliłeś się.
- Jak śmiesz się tak do mnie zwracać?- Lucjusz obrzucił chłopaka jednym krótkim, ostrym spojrzeniem- nie masz prawa osądzać mnie za to, co robię by ratować naszą rodzinę.
- Draco, kochanie- tym razem głos zabrała stojąca za mężem Narcyza- nie rozumiem w czym rzecz. Przecież ty i Pansy już nawet nie jesteście razem. Dobrze wiesz, że jej ojciec zasłużył sobie na śmierć, za to co zrobił.
- Jej matka i siostra też?- wydarł się blondyn już zupełnie nad sobą nie panując a Hermiona ze zdziwieniem zobaczyła w jego oczach dziwny błysk... czyżby to było współczucie?- Blaise tam był. A teraz nie żyje. Wciąż nie wiesz w czym rzecz?
- Lepiej on niż my chłopcze- głos Bellatricks był opanowany- nie widzieliście się już niemal od roku. Jego los nie powinien cię interesować. Najważniejsza jest teraz nasza pozycja, nie możemy sobie pozwolić na błąd. TY musisz nam pomóc, inaczej już po nas.
- Proszę...- dodała Narcyza błagalnie spoglądając na syna. Ten w końcu spuścił wzrok, jakby poddawał się losowi i dopiero teraz zauważył leżącą na podłodze Gryfonkę. Odkoczył do tyłu jak oparzony.
- co...Jak...
- Myślę, że nie trzeba was sobie przedstawiać- zauważył z ironią Lucjusz.- Draco, musisz nam pomóc...
- W czym?Mam ją zabić? Torturować? Zabić torturując?- złość w jego głosie była wyraźna, jednak Hermiona była niemal pewna, że bez względu na wszystko podda się woli ojca. Ten spojrzał na niego bez emocji, jakby zwracał się do kogoś obcego.
- Jeśli umiesz?- warknął- byłbym z ciebie dumny.
Bellatricks wybuchnęła obłąkańczym śmiechem. Pod obstrzałem spojrzeń Draco głośno przełknął ślinę i podszedł do dziewczyny. Ta uniosła wzrok, pałajacy chęcią zemsty. Bała się, to prawda, jednak nie zamierzała umrzeć jako tchórz. Jeśli to jej ostatnie chwile spojrzy śmierci w oczy.
Gdzieś w głębi jej czekoladowych oczu Draco, obok odwagi i złości ujrzał coś jeszcze- nieme błaganie o pomoc. Tak bardzo chciał, by odwróciła wzrok, by przestała go dręczyć ponieważ wiedział, co za chwilę musi zrobić. Jednak ona była nieustępliwa, jakby rzucała mu wyzwanie.
„Odważysz się Draco?”.
Przypominała mu Dubleadore'a tamtej nocy gdy zginął. Jego też nie potrafił zranić, choć wielokrotnie marzył o chwili takiej jak tamta- była wręcz idealna, lecz z niej nie skorzystał. Dlaczego? Czyż nie należał do wielkiego rodu Malfoy'ów? Czyż nie był siostrzeńcem najokrutniejszej kobiety chodzącej po tej ziemi? Czyż nie nienawidził? A mimo to, gdzieś bardzo głęboko odczuwał do niego współczucie, bo wiedział że to nieuniknione i bał się. Bał się tego, co nastąpi potem.
Tymczasem Hermiona wciąż na niego patrzyła. Słyszał jej urywany oddech. Widział rany, jakie zadała jej Bellatricks, z których obficie sączyła się krew. I choć nienawidził dziewczyny jak nikogo innego, no może poza tym całym bliznowatym i jego przydupasem Weasley'em czuł, ze nie chce jej skrzywdzić. Jaka szkoda, że nie miał wyjścia...
- Wiesz- odezwał się cicho, wciąż patrząc na leżącą tuż przed nim dziewczynę- ja jej naprawdę nienawidzę. Z całego serca.
- Więc zrób to Draco- podpowiedziała Bellatricks, podnieconym szeptem.
- Nienawidzę jej, jednak jest coś czego nienawidzę bardziej- ciągnął ukradkiem biorąc ją za rękę. Dopiero teraz spojrzał na najbliższych, posyłając im wyzywające spojrzenie-tego życia- zakończył i nim ktokolwiek zorientował się co się dzieje, Draco teleportował się z trzaskiem. Sekundę pózniej po nim i Granger nie było już śladu.
- Hermiona!- dało się usłyszeć krzyk Rona, zanim w posiadłości Malfoy'ów rozpętało się piekło, którego tamtej dwójce cudem udało się uniknąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz