wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 4. Na wojennej Ścieżce


Jak miał na imię chłopak, z którym po raz pierwszy się całowałaś?- zapytał Draco z chytrym uśmieszkiem, nalewając dziewczynie kolejny kubek kremowego piwa.
- Co to w ogóle za pytanie Malfoy- zaperzyła się Hermiona, upijając łyk napoju. Było już grubo po północy a oni najedzeni ( okazało się, że Malfoy tak naprawdę tylko się zgrywał i w rzeczywistości jest świetnym wędkarzem) i z dożywotnim zapasem kremowego piwa (oczywiście nie mógł i tego nie ukraść, kiedy niemal tydzień temu pojawił się w swoim dawnym domu, żeby się zaopatrzyć na tę „podróż”) grali w pytania i odpowiedzi i o dziwo dobrze się przy tym bawili. No, przynajmniej on, bo wymyślał takie totalnie żenujące pytania a ona była zobowiązana odpowiadać szczerze, jako że...
- Wygrałem zakład, pamiętaj- zastrzegł blondyn, grożąc jej palcem- nie wymigasz się teraz.
Tak, jakby mogła zapomnieć o tym nieszczęsnym zakładzie w który dała się wmanewrować. Ale możliwość wygranej wydawała się wtedy taka nęcąca.... Samo wyobrażenie Malfoya, jak spełnia każdą jej prośbę wywoływało uśmiech na twarzy. Ale niestety... Wiedziała, że to ogromne ryzyko, wiedziała, że każdy Ślizgon to przebiegła bestia, ale jednak zgodziła się na to i tak teraz siedziała, zmuszana do odpowiadania na te wszystkie krępujące pytania.
- Czekam- ponaglił ją Draco, szczerząc zęby.
- Robię to tylko ze względu na honor Gryfindoru- westchnęła Hermiona pokonana- ok., to był Wiktor Krum. Zadowolony?
Draco parsknął śmiechem.
- Wiktor? Ten Światowy Mistrz Quidditcha? Nie no, nie wierzę!- wyksztusił pomiędzy skurczami przepony.- przecież każda dziewczyna w szkole marzyła, żeby z nim być.
- Tak- parsknęła Hermiona- nienawidziły mnie już za to, że jestem tak blisko sławnego Harry’ego Pottera i że przyszłam na bal z Wiktorem Krumem. Pomyśl co by się stało, gdyby dowiedziały się, że faktycznie byliśmy razem.
- Cóż, w takim razie dobrze zrobiłaś, że się tym nie afiszowałaś- pochwalił Draco i wyciągnął rękę. Być może to wina alkoholu, ale Hermiona uścisnęła ją z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Okej, moja kolej- powiedziała szatynka po kilku minutach uporczywej ciszy.
- Kolej na co?- zdziwił się Draco, biorąc spory łyk kremowego piwa.
- Na zadawanie pytań- wyjaśniła, ale blondyn gwałtownie zaprotestował.
- Nie ma mowy- oświadczył poważnie- przegrałaś zakład i musisz ponieść tego konsekwencje.
- No błagam- jęknęła Hermiona, robiąc minę zbitego psa- wiesz już o mnie chyba wszystko. Jak spędzałam wszystkie wakacje, o moim zmyślonym przyjacielu gdy miałam trzy lata, o moich sekretnych kryjówkach w domu i w szkole, o moim życiu w świecie mugoli i o moim pierwszym chłopaku....
- Tak i o tym obleśnym sąsiedzie, którego znokautowałaś po tym, jak przyłapałaś go na obserwowaniu okien twojego pokoju- dodał Draco ze śmiechem a Hermiona pełna oburzenia pacnęła go w ramię, ale również się zaśmiała.
- Philip Stoner- wzdrygnęła się- momentami nienawidziłam go bardziej niż ciebie.
- Serio?- Draco zacmokał z dezaprobatą-Widzę, że muszę się bardziej postarać.
- Podobno kochał się we mnie od pierwszej klasy podstawówki- ciągnęła Hermiona, ignorując wtrącenie chłopaka, ale na widok jego uniesionych brwi głośno zaśmiała się z drwiną- no nie błagam! Podstawówka... Taka szkoła mugoli...
- Fuj- Draco zmarszczył nos z obrzydzenia.
- Nawet alkohol nie potrafi znieczulić mnie na twoją głupotę Malfoy- westchnęła dziewczyna i wypiła kolejny kubek kremowego piwa duszkiem- powiedz, jesteś taki z natury czy to zasługa twojego ojca?
- Jeśli mówisz o niesamowitej urodzie to niestety muszę przypisać zasługę za to moim rodzicom- oświadczył chłopak z dumą- ale co do poczucia humoru, inteligencji, elokwencji, niezaprzeczalnego talentu i wyjątkowej osobowości to jest wynik tylko i wyłącznie wieloletniego treningu.
- Podobnie jak skromność, prawdomówność, życzliwość i wrażliwość- sarknęła Hermiona.
- No widzisz?- Draco klasnął w dłonie z uciechy- wreszcie znaleźliśmy wspólny język. Jednak przebywanie w towarzystwie czarodzieja czystej krwi ci służy, mugolaku.
- Raczej działa destrukcyjnie na moje samopoczucie- warknęła Hermiona- ale dla ciebie to faktycznie może być powód do dumy. A za tą uwagę jesteś mi coś winien i zrobisz to, co ci każę, Malfoy. – dodała z cwanym uśmiechem.
- A co? Każesz mi nago udawać pawiana?- zakpił Draco, uśmiechając się pod nosem.
- Przypominam ci, że póki co gramy w PYTANIA nie zadania Malfoy- podkreśliła dziewczyna kręcąc głową z politowaniem- a chociaż twoja propozycja jest kusząca to jednak nie mam zamiaru narażać się na sesje żołądkowe.- dodała słodko a chłopak parsknął śmiechem.
- Wyrobiłaś się Granger- stwierdził z uznaniem- powiedzmy, że mamy remis.
- Nie wierzę, że traktujesz to jak kolejną gierkę- prychnęła dziewczyna, po raz kolejny tego wieczoru opróżniając kubek.
- Życie jest do kitu wiec trzeba je sobie urozmaicać- odparł krótko- to jakie masz te swoje pytania Granger?- dodał z żywym zainteresowaniem.
Hermiona tymczasem nalała sobie znów kremowego piwa i bardzo bardzo powoli zaczęła sączyć trunek, rozkoszując się każdym łykiem. Dopiero na widok zirytowanej miny Dracona wybuchła zduszonym śmiechem i odstawiła kubek z szerokim uśmiechem.
- Jak nazywała się twoja ulubiona maskotka z dzieciństwa?- zapytała konspiracyjnym szeptem.
Malfoy zachichotał.
- Łatwe- rzekł lekceważąco- to ogr o imieniu Darryl.
Teraz to Hermiona się roześmiała.
- W nocy tuliłeś się do pluszowego ogra?
- Hej, tylko do siódmego roku życia- bronił się blondyn- ty miałaś tych dwóch matołów- ja też miałem swoją zabawkę. Z tym, że ja z tego wyrosłem a ty jak wiadomo nie- dodał złośliwie.
- Zdajesz sobie sprawę jak wiele to jedno zdanie mówi o tobie, prawda?- odparła Hermiona- po pierwsze to, że nie masz pojęcia czym jest przyjaźń a tych, których za przyjaciół uważasz w rzeczywistości są dla ciebie jak ten ogr- zabawka. Kiedy ci się znudzą odstawiasz na półkę.
W rezultacie jesteś bardzo samotny co odreagowujesz, wyżywając się na tych, którzy nie mogą się przed tobą bronić. Co, nawiasem mówiąc jest bardzo żałosne i dziecinne- jednym słowem całkiem w stylu Malfoy’ów.
- Płacą ci za te psychoanalizy czy robisz to, żeby się na mnie zemścić?- warknął z kwaśną miną.
- Wybacz, jeśli prawda wypowiedziana ustami szlamy cię rani- rzekła Hermiona fałszywie przesłodzonym tonem. Malfoy prychnął z wyższością i dumnie uniósł podbródek.
- Jeśli miałaś zamiar zamknąć mi usta celną ripostą to muszę cię rozczarować- oznajmił pewnie. Hermiona zachichotała.
- Nie licz na to, że przestanę próbować- rzuciła wesoło- twoja udawana obojętność jest naprawdę bardzo zabawna.
- W takim razie niech wygra lepszy- Malfoy z wielce poważną miną wzniósł kubek w geście toastu i Hermiona przyjęła podobną postawę. Metal stuknął o metal.
Oboje zachichotali.
- Okej- zaczęła Hermiona upijając naprawdę spory łyk piwa. W głowie już jej się trochę kręciło, ale nie dbała o to- moje kolejne pytanie to....-zawiesiła ma moment głos- co tak naprawdę czujesz, gdy ludzie uświadamiają ci, jaka z ciebie szumowina?
- Jeśli pytasz o to, czy twoje oskarżenia robią na mnie wrażenie to odpowiedź brzmi: nie- oznajmił wymijająco.
- Nie planuj kariery detektywa, bo szukasz drugiego dna tam, gdzie go nie ma- stwierdziła dziewczyna chłodno- jeśli jeszcze się sam nie domyśliłeś, to zadaję ci to pytanie w celu sprawdzenia, czy posiadasz narząd, bez którego większość ludzi nie potrafi żyć a mianowicie serce, a co za tym idzie uczucia. A ty, według zasad naszej gry jesteś zobowiązany odpowiadać szczerze.
- O ile pamiętam to według naszej umowy ta zasada dotyczy jedynie ciebie- zauważył z niewinnym uśmiechem. Hermiona zmroziła go wzrokiem.
- Okej okej- poddał się Malfoy- jeśli musisz wiedzieć to mam to w nosie, bo sam nie uważam że jestem, jak to określiłaś „szumowiną” i ludzie, którzy naprawdę coś znaczą też tak nie uważają. Zdanie tych przeciętniaków mnie nie obchodzi, zwłaszcza że większość z nich to po prostu zazdrośni idioci, którzy nigdy nie będą w stanie wznieść się na mój poziom.
- Widzisz Malfoy? Sądzisz, że jesteś wspaniały i nieskazitelny, bo masz pieniądze i ojca z wpływami- rzekła Hermiona, robiąc współczującą minę- nie zdajesz sobie sprawy, jak wygląda prawdziwe życie.
- Co masz na myśli?- Malfoy wydawał się rzeczywiście zainteresowany tym co Hermiona ma mu do powiedzenia, czy to tylko jej wybujała wyobraźnia zwielokrotniona działaniem alkoholu?
- NORMALNI LUDZIE- podkreśliła- robią w życiu coś więcej niż tylko samo oddychanie i bycie w pobliżu. Oni ŻYJĄ. Pracują, poznają świat, zbierają doświadczenia, zawierają znajomości i przyjaźnie, tworzą związki. Ich charakter kształtuje życie a nie despotyczni rodzice i pozycja społeczna. Uczą się na błędach, potrafią wyciągać z nich wnioski. Odpowiedzialność, skromność, życzliwość, optymizm, radość życia- to cechy, których nie nabywamy z chwilą urodzenia czy dzięki prestiżowi- uczymy się ich, kształtowani przez ulicę, środowisko i to wszystko, co składa się na nasze życie.
Malfoy przewrócił oczami.
- Z taką przemową aż dziwne, ze nie wybrali cię Ministrem Magii- zironizował- a jeśli chcesz wiedzieć, to ja jestem „normalnym” człowiekiem- dodał dumnie- nie umiesz tego dostrzec, bo jesteś zaślepiona przez swoje uprzedzenie do mnie.
- uważasz, że jesteś taki, jak inni?- Prychnęła Hermiona.
- Nie- zaprzeczył Draco z oburzeniem- ja jestem o niebo lepszy.
Hermiona nie wytrzymała i wybuchła gorzkim śmiechem.
- Jesteś karykaturą człowieka Malfoy- wysyczała przez zęby- ludzi biedniejszych od siebie mieszasz z błotem. Ludzi nieczystej krwi traktujesz „z buta”, choć oni robią dla świata dużo więcej niż ty kiedykolwiek będziesz mógł, na przykład walczą z czarną magią siedem lat z rzędu i nie poddają się mimo tego, że osobniki twojego pokroju próbują im przeszkodzić. Masz pojęcie ile razy ja, Harry albo Ron ratowaliśmy ci życie? Czy dostaliśmy coś w zamian? Chociaż wdzięczność? Nie nigdy. To się nazywa „bezinteresowność”. Lepiej sprawdź w słowniku co to oznacza, bo według twoich standardów tyle razy, ile ci pomagaliśmy powinniśmy zostawić cię na pastwę losu. Wszyscy by na tym skorzystali.
- Wow, czyżbyś naprawdę przejęła się tym, jak cię traktuję?- zaszydził Draco udając przejęcie. Hermiona zerwała się z trawy, ale zrobiła to za szybko i zachwiała się niebezpiecznie. Gdyby nie Malfoy, który ją podtrzymał jak nic runęłaby na ziemię. Gdy tylko dziewczyna odzyskała równowagę wyrwała mu się, pełna oburzenia.
- Jesteś największym dupkiem jaki chodzi po tej ziemi- syknęła- szkoda mojego czasu, żeby strzępić sobie język na taką osobę, jaką jesteś ty. Nie zasługujesz nawet na to, żeby cię zaszczycić spojrzeniem. Nie dziwię się, że własny ojciec się ciebie wyrzekł.
- Licz się ze słowami wredna szlamo- warknął i sięgnął po różdżkę, ale Hermiona kompletnie go zignorowała i weszła do namiotu. Położyła się pryczy i udała, że śpi. W ten sposób mogła uniknąć Malfoy’a, który pół godziny później położył się ledwie kilka metrów dalej, nie zdając sobie sprawy z zamierzeń i prawdziwych myśli „śpiącej” koleżanki.

****

W Hogwartcie panowała ponura atmosfera...
Część zamku pogrążona była w głębokim śnie...
Skrzydło szpitalne zapełnione było po brzegi nowymi pacjentami- ofiarami wczorajszej bitwy...
Jedna z nich to pierwszoklasista w śpiączce, którego pielęgniarka, Pani Pomfrey usilnie próbowała ocucić a który nie zdawał sobie sprawy z całych naręczy kwiatów, z samego rana przysłanych przez przyjaciół i anonimowych członków Gwardii Dumbleadore’a...
W dyrektorskim gabinecie dwójka śmierciożerców opracowywała skomplikowany plan postępowania wobec nieposłusznych uczniów, o którym nieszczęśnicy mieli się dowiedzieć już nad ranem...
Tymczasem w Pokoju Życzeń, chyba jedynym bezpiecznym miejscu w całym zamku, odbywało się właśnie posiedzenie Gwardii Dumbleadore’a. Neville i Ginny, stojący pośrodku czegoś, co przypominało pole namiotowe z tym, że zamiast„ materiałowych domków” były prycze, wiszące dosłownie wszędzie, także pod sufitem. Ich szkolni koledzy, przyjaciele i sojusznicy kłócili się między sobą i na wszelkie sposoby okazywali swoje oburzenie. Wszyscy czuli się bezsilni ale także gotowi do działania. Pragnęli zmian, chociażby od razu. A Neville i Ginny nie mieli pomysłu, jak ostudzić ich zapał.
- Słuchajcie!- wydarła się ognistowłosa, gdy kolejne próby uspokojenia rozszalałego tłumu zawiodły- nie możemy działać pochopnie!- zaczęła, gdy w końcu zapadła względna cisza.- to nam w niczym nie pomoże.
- Ginny ma rację- poparł ją Neville natychmiast- nie możecie działać impulsywnie, pod wpływem emocji.
- To co mamy robić?- zapytała Cho Chang, czarnowłosa ładna Krukonka, była dziewczyna Harry’ego Pottera. Ginny nie bardzo ją lubiła. Choć dziewczyna była całkiem miła, skromna i życzliwa to jednak panna Weasley nie mogła znieść tych maślanych oczu, którymi zawsze patrzyła na Wybrańca. Uważała że ta jej nieśmiałość to tylko fasada, za którą skrywa swoje prawdziwe oblicze. Dowodem może być chociażby ta sprawa z nieżyjącym już złotym chłopcem, Cedrikiem Digorry’m. Cho była z nim wtedy, gdy Harry był w nią zapatrzony jak w obrazek. Po śmierci Krukona czarnowłosa długo nie mogła się pozbierać, jednak to nie powstrzymało jej przed robieniem nadziei Harry’emu. Była niezdecydowana i długo się wahała a gdy wreszcie się zeszli to i tak ich związek nie przetrwał i to z jej winy. A kiedy chłopak odkrył, że to Ginny jest jego prawdziwą miłością Cho patrzyła na niego jakby to on ją zranił i starała się ukryć swoją zazdrość, jednak ognistowłosa i tak ją zauważała i za to znielubiła ją jeszcze bardziej. Przecież Krukonka nie miała do tego prawa.
- Ginny?- głos Neville’a sprowadził ją z powrotem na ziemię. Ognistowłosa zamrugała gwałtownie i spojrzała na bruneta ze zdziwieniem.
- Mówiłem właśnie, że musimy się przygotować do czegoś większego- podpowiedział chłopak półgębkiem.
- Ach, jasne- mruknęła dziewczyna- dobra ludzie!- wrzasnęła na całe gardło z miną wojowniczki gotowej zginąć za ojczyznę- czas na trening! Musimy być najlepsi! Umieć wykorzystywać swoją przewagę liczebną!
Tłum zaczął wiwatować i wszyscy unieśli różdżki w geście pojednania.
Ginny i Neville przymknęli oczy i po chwili ich kryjówka- sypialnia, gdzie ukrywali się w momencie największego zagrożenia wyparowała a w jej miejsce pojawiło się profesjonalne pole treningowe, gdzie ćwiczyli zaklęcia w piątej klasie pod okiem Harry’ego i Hermiony po tym, jak fanatyczna profesor Umbridge zakazała wszelkiej praktyki na zajęciach z Obrony Przed Czarną Magią. To oni, razem z Ronem stworzyli Gwardię Dumbleadore’a, która przetrwała po dziś dzień jako siła broniąca słabszych przed wpływami śmierciożerców i niszczycielskim działaniem ich ideologii na młode, chłonne umysły.
- Dobra- krzyknął Neville, przybierając rozkazujący ton głosu- na początek zaklęcia „ekspeliarmus” i „drętwota”. Seamus i Cormack- na środek!

****

Było już niemal nad ranem gdy Hermiona, upewniwszy się, że Draco się już nie zbudzi wymknęła się z namiotu i uważając by nie wydać przy tym najmniejszego dźwięku ruszyła w las. Było jeszcze ciemno i bardzo zimno, ale nic ją to nie obchodziło. Musiała znaleźć Harry’ego i Rona i uwolnić się od młodego Malfoy’a, to było w tej chwili najważniejsze.
Wśród drzew, rzucających podłużne cienie na skąpaną w blasku księżyca trawę każdy najmniejszy kształt wydawał się sięgającym po nią potworem a każdy najcichszy dźwięk przyprawiał niemal o zawał. W końcu, gdy kolejny raz Hermiona podskoczyła jak oparzona na dźwięk pohukiwania sowy stało się coś, czego w ogóle się nie spodziewała- drogę zastąpił jej Draco we własnej osobie. W świetle księżyca jego twarz wyglądała jak z wosku a blond czupryna , zmierzwiona przez wiatr i kilkugodzinny sen stała się niemal srebrna. Na ramiona chłopak narzucił niedbale ciemną koszulę, nie zapinając jej przez co na pierwszy plan rzucał się jego imponujący tors o idealnych proporcjach. Jego mina byłą nieodgadniona ale usta zaciskał w cienką  linię, jak zawsze gdy był zły.
- Co ty tu robisz?- zapytał głosem wypranym z emocji.
- Nie twoja sprawa Malfoy- odparła Hermiona buńczucznie, usiłując go wyminąć- przesuń się!
- Nic z tego-warknął, łapiąc ją za nadgarstek i przyciągając do siebie. W jego błękitnych oczach błyszczała żądza mordu.
Hermiona jęknęła z bólu i wyrwała mu się, wyciągając z kieszeni różdżkę i błyskawicznie wycelowała nią w chłopaka.
- Przepuść mnie- zażądała. Tej miny, tej postawy powinien się przestraszyć. Ale on tylko uśmiechnął się kpiąco i jeszcze bardziej do niej przybliżył, zmuszając Hermionę do cofnięcia się o krok.
- To nie te czasy kochanie- roześmiał się z drwiną.- tym razem nie uderzysz mnie. Tym razem nie przestraszę się twoich czarów. Wiesz czemu? Bo mam swoje- to mówiąc niespiesznie wyciągnął różdżkę z tylnej kieszeni dżinsów i wycelował w oniemiałą dziewczynę. Trwali tak nie wiadomo jak długo. Hermiona wiedziała, że nie uda jej się uciec, zrobiła więc pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy- wycelowała różdżkę w drzewo za Malfoy’em a gdy pod wpływem jej zaklęcia jedna z gałęzi pękła z trzaskiem Hermiona uskoczyła w krzaki malin nieopodal. W tej samej sekundzie Draco wrzasnął ze strachu, albo z wściekłości a zaraz potem zaklął siarczyście. Wtedy zapadła głucha cisza. Hermiona siedziała jak na szpilkach, trzymając różdżkę w pogotowiu a gdy kolejne sekundy mijały i nic się nie działo nie wytrzymała i ostrożnie wyjrzała z kryjówki. Zdołała ujrzeć wykrzywioną z wściekłości twarz Dracona nim chłopak posłał w jej stronę serię zaklęć, które jedynie dzięki refleksowi dziewczyny minęły ją o cal.
- Chcesz się poddać Granger?- zaśmiał się Draco.
Ta nie odpowiedziała bo w tym momencie właśnie wyskoczyła niespodziewanie zza krzaków, rzucając zaklęcie „drętwoty” w kierunku blondyna, który niestety uchylił się w ostatniej chwili. Hermiona uskoczyła za drzewo, nim trafił w nią „imperiusem”.
- A ty Malfoy? Chcesz się poddać?- zapytała a w odpowiedzi usłyszała serię wystrzałów jak z karabinu maszynowego i w tym samym momencie drzewo za którym stała zaczęło się chybotać, konar łamać i gdyby nie jej refleks jak nic runęłoby na nią. Na szczęście znała zaklęcie „wingardium leviosa” które sprawiło, że drzewo zawisło w powietrzu, jakby nie działała na nie siła grawitacji i po chwili już szybowało w kierunku Malfoy’a. Chłopak uskoczył w bok, żeby nie zostać stratowanym a Hermiona wykorzystała jego nieuwagę, by uciec. Nie rozumiała, dlaczego młody Malfoy tak się na nią uwziął i nie pozwolił jej odejść, co nawiasem mówiąc byłoby przecież korzyścią dla obojga ale jakakolwiek by nie była tego przyczyna Hermiona wiedziała, że to może oznaczać tylko kłopoty. Nie mogła mu pozwolić na to, żeby powstrzymał ją przed tym co słuszne.
Dziewczyna nie doceniła jednak Dracona, który kilka sekund później teleportował tuż przed nią, zmuszając do gwałtownego zahamowania i cofnięcia się o krok. Oboje zamarli w pozycji obronnej, wcelowując w siebie różdżką. Hermiona była przerażona. Niechętnie musiała przyznać, że Draco umiał ją zaskoczyć a od ich ostatniego starcia zmężniał i stał się godnym przeciwnikiem. Nie rozumiała motywów jakie nim kierowały- być może po prostu jak zwykle nie miał żadnych, tylko chciał się na niej poznęcać ale dla Hermiony gra toczyła się o stawkę większą niż głupie, szczeniackie wygłupy a Draco marnował jedynie jej cenny czas. Dziewczyna czuła między nimi nienawiść gęstszą i silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej i wiedziała, że za chwilę ta przysłowiowa „bomba zegarowa” wybuchnie. I tym razem, bardziej niż przedtem bała się, że może się to skończyć czymś poważniejszym niż jakąś wymyślną kontuzją albo szlabanem u profesora Snape’a. Nie byli już w szkole a poza jej murami oboje stanowili realne zagrożenie. Hermiona głośno przełknęła ślinę obserwując szybko oddychającego Malfoy’a, starając się dostrzec nawet najdrobniejszy ruch chłopaka i dostosować się do tego, wyczuć moment w którym zaatakuje. Rozpraszał ją jednak fakt, że on robił dokładnie to samo.
- Co teraz zrobisz?- syknął- rzucisz na mnie jedno z tych swoich wymyślnych zaklęć? Dobrze wiesz, co wtedy zrobię.
- Jeśli sądzisz, że ci coś podpowiem to grubo się mylisz- zaszydziła- czas zacząć myśleć samodzielnie Dracusiu.
Widziała, że jej słowa ranią chłopaka, choć starał się tego nie okazywać. Wściekł się, gdy usłyszał zdrobnienie, którym niegdyś bez przerwy zadręczała go jego była dziewczyna, Pansy Parkinson. W jego oczach pojawiły się groźne błyski a usta zacisnął w cienką linię, napinając wszystkie mięśnie.
- Przeceniasz się Granger- rzucił lekceważąco- ale to nic dziwnego, zawsze byłaś zarozumiała.
- Ja w przeciwieństwie do ciebie miałam powody- odparła z cynicznym uśmieszkiem- a co, boli cię, że znam swoją wartość i nie przejmuję się twoją opinią na swój temat? Bardzo mi przykro skarbie.
- Skarbie?- Draco uniósł kpiąco jedną brew- to chyba najmilsze, co kiedykolwiek od ciebie usłyszałem.
- A mogę być jeszcze milsza- rzuciła słodko- DRĘTWOTA!
PROTEGO!
Tuż przed tym, jak zaklęcie Hermiony dotknęło chłopaka ten wyczarował tarczę, która je odbiła. Dziewczyna więc rzuciła kolejne i kolejne, ale każde z nich zostało zneutralizowane nim zdążyło zranić Dracona.

DRĘTWOTA!
EXPELIARMUS!
DIFINITE!
BOMBARDA!
REDUCTIO!
RELACTIO!

- Daj mi wreszcie spokój!- wydarła się Hermiona, ciskając kolejnymi zaklęciami na oślep. Malfoy śmiał się głośno, widząc jej wysiłki. Wreszcie znalazł coś, co unieszkodliwiło tę namolną, nadpobudliwą, złośliwą, przemądrzałą pannę Granger.

CONFRENDO!
PETRIFICUS TOTALUM!

- daruj sobie szlamo!- krzyknął, gdy kolejna fala zaklęć ugodziła w jego tarczę, niemal zwalając go z nóg. Coraz trudniej było mu się bronić, a Hermiona jakby w padła w trans, atakując raz za razem jakby z zamiarem zamordowania.
- Wredna, mała szlamo- wydarł się Malfoy po raz kolejny, gdy dziewczyna jednym, silnym machnięciem różdżki pokonała jego linię obrony.
- Skoro tak lubisz szlam, to proszę- odkrzyknęła i nim Draco zorientował się, co się dzieje znikąd pojawiła się ogromna kula szlamu, przypominającego kisiel i uderzyła w niego z powietrza z potężną siłą. Chłopak cudem utrzymał równowagę, ale nawet z tej odległości Hermiona czuła odór zgniłych jaj. Jego mina i zszokowanie były bezcenne. Przypominał w tej chwili przerośniętego ślimaka. Hermiona nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
- Gratuluję- zarechotała- i jak się czujesz jako szlama?
- Zabiję cię- warknął Malfoy a jego twarz nie zdradzała, żeby żartował wręcz przeciwnie- był wściekły i absolutnie skupiony, jakby właśnie opracowywał wymyślne tortury dla swego przeciwnika. Hermiona spoważniała i przygotowała różdżkę, pewna, że lada moment zostanie potraktowana "cruciatusem" albo innym, zakazanym świństwem. Była przygotowana na wszystko, tylko nie na to, co nastąpiło chwilę potem- Malfoy z wojennym okrzykiem na ustach rzucił się na nią, i wytrącając różdżkę z jej dłoni powalił ją na ziemię. Hermiona była tak zaskoczona, że z początku nawet nie zareagowała, ale w końcu zdając sobie sprawę ze swego położenia, czując smród szlamu, którym potraktowała Dracona i woń jego słodkiego oddechu, czując na sobie ciężar jego ciała i każdy jego centymetr, widząc jego zniewalające oczy poczęła się wyrywać. Draco był jednak ciężki i silny. Unieruchomił jej nadgarstki i pochylił się nad nią tak, że ich twarze dzieliły jedynie milimetry. W końcu, po kilkunastu minutach szarpaniny Hermiona znieruchomiała i spróbowała uspokoić oszalały oddech.
- Czego ty chcesz?- wysapała, czując się tak, jakby przebiegła maraton. W dodatku bliskość Malfoy'a kompletnie ją dekoncentrowała...
- Chcę, żebyś pozwoliła mi ze sobą pójść- wyjaśnił a na widok jej zszokowanej miny wybuchnął śmiechem.
- Chodź- powiedział i pomógł jej wstać z ziemi- oboje musimy się umyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz