wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 5. Przygotowania



- Znów pudło Malfoy- westchnęła Hermiona, patrząc chłopakowi prosto w oczy- co się z tobą dzieje? Wiem, że to markowany pojedynek, ale przecież musimy jakoś ćwiczyć a nie da się, gdy ty nie dajesz z siebie wszystkiego.
- Pomyślałaś, że może nie mam ochoty cię zabijać?- zapytał blondyn z niewinnym uśmieszkiem, podciągając się na łokciach i tym sposobem zmniejszając odległość między nimi. Hermiona, siedząca okrakiem na jego kolanach głośno przełknęła ślinę, zdając sobie sprawę jak cała ta sytuacja musi wyglądać z boku. A przecież to, że znaleźli się w takiej pozycji wynikało jedynie z nieudolnego zaklęcia Malfoy’a.
- Nie, za to pomyślałam, że chcesz kompletnie wyprowadzić mnie z równowagi- odparła dziewczyna, zrywając się na równe nogi- i muszę ci pogratulować, bo rozpaliłeś we mnie żądzę mordu.
- Cóż, często słyszę od dziewczyn, że je rozpalam, ale żeby od razu „żądzę mordu”...
- Nie przeginaj- ostrzegła go Hermiona i odeszła na bok. Po chwili Draco znalazł się tuż przy niej.
- Nigdy nie sądziłem, że jesteś taka nieśmiała- zaśmiał się wrednie a Hermiona spiorunowała go wzrokiem.
- Bo nie jestem- zaszczebiotała słodko- znudzona, wkurzona i owszem, ale żeby mnie zawstydzić trzeba najpierw zrobić na mnie wrażenie a ty niestety tego nie potrafisz.
- Jestem innego zdania- odpowiedział dumnie- ale mniejsza o to. Masz rację co do jednego- musimy się przygotować na jutro.
- Jejku!- wykrzyknęła dziewczyna teatralnie- nie mogę uwierzyć, że sam wielki Draco Malfoy przyznał mi rację! Muszę to koniecznie udokumentować w pamiętniku!
- Brzmisz jak Pensy Parkinson- skrzywił się chłopak odchodząc kawałek do tyłu i wcelował w dziewczynę różdżką- przez ciebie zaczynam myśleć, że jest gorsza od ciebie.
- Przede wszystkim ona nie potrafi ci dokopać- przyznała Hermiona ze śmiechem po czym posłała w jego stronę grad zaklęć, które chłopak odbił jednym machnięciem różdżki, po czym odwdzięczył się tym samym. Walka zaczęła się na dobre.

 ****

- Ginny! Wiesz, że musimy pogadać- zaczął Neville, zachodząc zaskoczoną dziewczynę od tyłu.
- O czym?- spytała, udając, że wcale nie jest zdenerwowana. Chłopak nie dał się jednak tak szybko zbyć.
- Da spokój, przecież dobrze wiesz- westchnął, mierzwiąc swoje ciemne loki sfrustrowany- od tygodnia mnie unikasz. Udajesz, że nic się nie zmieniło, choć tak naprawdę zmieniło się wszystko.
- Niby co?- zapytała Ginny po raz pierwszy spoglądając mu w oczy. A właściwie piorunując go wzrokiem. Neville głośno przełknął ślinę.
- Ginny, wiesz, że będę przy tobie bez względu na wszystko- powiedział, delikatnie ujmując jej dłoń- ale wiesz też, że nie chcę cię stracić. Nie żałuję tego pocałunku- żałuję jedynie, że z takiego powodu się ode mnie oddalasz. Właśnie teraz, gdy powinniśmy trzymać się razem.
- Ten pocałunek nie ma znaczenia- odparła dziewczyna wbijając wzrok w podłogę- to co się dzieje to wpływ...
- Wiem, że tęsknisz za Harry’m- przerwał jej chłopak- wiem, że co noc budzisz się z krzykiem, bo śni ci się, że Ron nie żyje. Wiem, że brakuje ci Hermiony. Wiem też, że potrzebujesz mnie. Mnie a nie moich ust.
Ginny uśmiechnęła się blado i delikatnie pogładziła policzek przyjaciela.
- Zostałeś mi tylko ty Neville- szepnęła- ty i rodzina, której i tak nie mogę się wyżalić.
- Wiem jak to jest nie móc porozmawiać z bliskimi o tym, co cię gryzie- westchnął Neville, spoglądając na przyjaciółkę ze współczuciem- ja sam od prawie pół roku nie kontaktuję się z babcią z obawy, że śmierciożercy przejmą sowę i wszystko przeczytają.
- To musi się kiedyś skończyć, prawda?- zapytała ognistowłosa z nadzieją- nie chcę żyć w takim świecie.
- Spokojnie- Neville zrobił jedyną rzecz jaka przyszła mu do głowy-objął dziewczynę i przyciągnął do siebie- Harry, Ron i Hermiona zrobią wszystko, co w ich mocy, by to powstrzymać i uda im się- jak zwykle.
- A jeśli nie?- załkała Ginny.
- Nie możesz tak myśleć- odparł Neville z mocą- Harry cię kocha. Uda mu się bez względu na wszystko i zrobi to najszybciej jak to możliwe po to tylko, żeby znowu móc cię zobaczyć.
- Nas Neville- rzekła dziewczyna- on kocha nas oboje. Zawsze zadziwiało mnie, ile mój brat, Harry i Hermiona są w stanie zrobić w imię przyjaźni. Jacy oni są niesamowicie odważni.
- Tak samo jak my- zauważył chłopak- oni odbywają swoją walkę a my swoją.
- Dziękuję Neville- szepnęła dziewczyna ze łzami w oczach i nim zorientowali się, co się dzieje zaczęli się całować. Dopiero raban na dole przerwał im tę przyjemną chwilę.
- Chyba czas na lekcje- westchnął Neville.
- Tak- zaśmiała się Ginny nieco zmieszana i unikając jego wzroku wyszła z dormitorium.
Żadne z nich nie miało pojęcia, że za parę godzin ten dzień okaże się jednym z najgorszych w ich życiu.

 ****

- Harry, nie wiem czy to dobry pomysł- wyszeptał Ron, wychylając się z ich kryjówki.
- Schowaj się idioto- syknął Harry z wściekłością i spiorunował przyjaciela wzrokiem- nie możemy się teraz wycofać. Musimy...
- Już są- przerwał mu Ron szeptem na widok dwóch dziewcząt, wyłaniających się z cienia.
- Przygotuj się- odszepnął Harry, z trudem przełykając ślinę.
- Teraz- nakazał po chwili, wychodząc z kryjówki.
- Hermiona nas zabije- jęknął rudzielec idąc w ślady przyjaciela.
Nie mógł zaprzeczyć, że obie dziewczyny były ładne, ale w ich twarzach było coś takiego co od razu ujawniało ich naturę śmierciożercy. To było coś przerażającego, coś co sprawiło, że zwyczajne siedemnastolatki zamieniły się w okrutne kobiety. Ron nie potrafił tego obrać w słowa, ale jednego był pewien- ta noc to najtrudniejszy sprawdzian jego zdolności aktorskich w całym jego dotychczasowym życiu.
- Przepraszam śliczne panie- zaczął Ron przybierając uwodzicielski wyraz twarzy. Jak się okazało było to o wiele łatwiejsze, gdy nie zależało mu na osobie, z którą rozmawiał.
- Słucham?- pierwsza, blondynka spojrzała na obu chłopców jadowicie zielonymi oczami jak na wariatów. Harry posłał jej swój najlepszy uśmiech i nieznacznie skinął głową w stronę Rona. Ten, rozumiejąc to jako sygnał wycofał się o podszedł do drugiej dziewczyny, drobniutkiej brunetki o czach tak niebieskich, że aż wpadały w granat.
- Boże- wyszeptał, delikatnie ujmując pasmo jej włosów i założył jej za ucho czułym gestem- nigdy wcześniej nie widziałam takiej pięknej dziewczyny. Jakiego szamponu do włosów używasz?
- Esencji z zemsty z dodatkiem gorzkiego bólu- odparła za słodkim uśmiechem- jeśli chcesz mogę ci pokazać. Świetnie robi na skórę.
Gdzieś za sobą chłopak usłyszał zduszony śmiech Harry’ego, ale postanowił to zignorować. Musiał grać swoją rolę, najlepiej jak tylko potrafił. W końcu cała wina spadnie na Barry’ego Hopkinsa- niepozornego chłopaka, którego postać przyjął po wypiciu eliksiru wielosokowego a nie Ronalda Weasley’a, najlepszego przyjaciela Harry’ego Pottera, więc nie miał nic do stracenia.
- Z przyjemnością zobaczę wszystko, co zechcesz mi pokazać- odpowiedział uwodzicielsko, zbliżając się nieznacznie. Najwyraźniej Barry Hopkins okazał się być stworzony do flirtowania, bo dziewczyna zmiękła już pod wpływem jego spojrzenia a gdy usłyszała pewność w jego głosie nie mogła się nie włączyć do gry.
„ I o to chodzi”- pomyślał zadowolony z siebie Ron.
 ****

- Chyba zwariowałem- mamrotał Draco pod nosem.
- Dopiero zauważyłeś?- zakpiła Hermiona. Chłopak obrzucił ją pełnym odrazy spojrzeniem.
- Nie przeginaj- ostrzegł ją- robię to tylko ze względu...
- Ze względu na co Malfoy?- podchwyciła szatynka- no powiedz, zadaję sobie to pytanie odkąd uratowałeś mnie przed swoją pokręconą ciotką.
- Wolę pozostać choć w części zagadką- odparł z zadowolonym uśmieszkiem. Hermiona wywróciła oczami.
- Ja cię na serio nienawidzę- jęknęła.
- No popatrz jaki zbieg okoliczności- naśmiewał się, ale pod ostrym spojrzeniem dziewczyny postanowił odpuścić.
- Musimy obmyślić strategię- stwierdziła Hermiona- zdajesz sobie sprawę, że musimy współpracować? Żadnych akcji solo, popisów ani nagłej żądzy mordu.
- Ani zgrywania mądrali, ani...- ciągnął Draco.
- Widzę, że się rozumiemy- przerwała jego wywód. Chłopak posłał jej olśniewający uśmiech i ponownie pochylił się nad stołem, który wyczarowali chwilę temu i wziął do ręki broszurkę, którą przed dwoma dniami znaleźli niedbale porzuconą w lesie na szlaku.

WIELKI BANKIET!!!

Głosił napis. Zdjęcie pod spodem przedstawiało Malfoy’a seniora, chłodnego i opanowanego, jego żonę, która jakimś cudem wydawała się być zadowolona z życia oraz małżeństwo Leastreng’ów, szczerzących zęby w przerażającym grymasie. Jak to w świecie czarodziejów owe zdjęcie poruszało się, co jak zwykle nieco przerażało Hermionę. Nawet po tylu latach wciąż nie mogła się przyzwyczaić do pewnych anomalii.
- Doroczny bankiet to była jedna z tych rzeczy, na które czekałem cały rok- westchnął Draco z żałosną miną- nie mogę uwierzyć, że teraz, gdy tak wiele się zmieniło wciąż chcą go organizować.
- Dla nich zmieniło się na dobre- zauważyła Hermiona, nawet nie próbując być wobec niego delikatna- Narcyza odzyskała siostrę i szwagra, twój ojciec powoli odbudowuje zszarganą reputację, nie muszą się ukrywać ze swoją fanatyczną nienawiścią do ludzi „brudnej krwi” i mogą zabijać bez konsekwencji, bo chroni ich sam Lord Voldemort. Są górą, każdy się z nimi teraz musi liczyć. Cały świat leży u ich stóp.
- Myślisz, że nie zdaję sobie z tego sprawy!- ryknął Malfoy- pomyśl przez chwilę- przecież mógłbym mieć teraz wszystko, o czym zamarzę, zamiast użerać się z tobą. Mimo to jestem tu i ci pomagam, występując przeciwko swojej rodzinie!
- Z własnej woli!- warknęła Hermiona, ale po chwili dodała już łagodnie- wiem, że to trudne. Ja musiałam odebrać moim rodzicom pamięć, żeby zapewnić im bezpieczeństwo. Nawet nie wiedzą, że mają córkę. Nie mogę mieć pewności, że po wszystkim, choćby ta cała „wojna” zakończyła się sukcesem odnajdę ich i odzyskam rodzinę.
Draco wyglądał za zaskoczonego. Nie spodziewał się po dziewczynie takich wyznań i czuł, ze powinien coś powiedzieć, jednak zanim zdążył chociaż otworzyć usta Hermiona zerwała się na równe nogi.
- Jestem już zmęczona- oznajmiła z nikłym uśmiechem i skierowała swoje kroki do namiotu...
... a Malfoy został na miejscu, przy blasku ognia wciąż mając przed oczami ten jej uśmiech, po raz pierwszy ciepły i szczery.

Rozdział 4. Na wojennej Ścieżce


Jak miał na imię chłopak, z którym po raz pierwszy się całowałaś?- zapytał Draco z chytrym uśmieszkiem, nalewając dziewczynie kolejny kubek kremowego piwa.
- Co to w ogóle za pytanie Malfoy- zaperzyła się Hermiona, upijając łyk napoju. Było już grubo po północy a oni najedzeni ( okazało się, że Malfoy tak naprawdę tylko się zgrywał i w rzeczywistości jest świetnym wędkarzem) i z dożywotnim zapasem kremowego piwa (oczywiście nie mógł i tego nie ukraść, kiedy niemal tydzień temu pojawił się w swoim dawnym domu, żeby się zaopatrzyć na tę „podróż”) grali w pytania i odpowiedzi i o dziwo dobrze się przy tym bawili. No, przynajmniej on, bo wymyślał takie totalnie żenujące pytania a ona była zobowiązana odpowiadać szczerze, jako że...
- Wygrałem zakład, pamiętaj- zastrzegł blondyn, grożąc jej palcem- nie wymigasz się teraz.
Tak, jakby mogła zapomnieć o tym nieszczęsnym zakładzie w który dała się wmanewrować. Ale możliwość wygranej wydawała się wtedy taka nęcąca.... Samo wyobrażenie Malfoya, jak spełnia każdą jej prośbę wywoływało uśmiech na twarzy. Ale niestety... Wiedziała, że to ogromne ryzyko, wiedziała, że każdy Ślizgon to przebiegła bestia, ale jednak zgodziła się na to i tak teraz siedziała, zmuszana do odpowiadania na te wszystkie krępujące pytania.
- Czekam- ponaglił ją Draco, szczerząc zęby.
- Robię to tylko ze względu na honor Gryfindoru- westchnęła Hermiona pokonana- ok., to był Wiktor Krum. Zadowolony?
Draco parsknął śmiechem.
- Wiktor? Ten Światowy Mistrz Quidditcha? Nie no, nie wierzę!- wyksztusił pomiędzy skurczami przepony.- przecież każda dziewczyna w szkole marzyła, żeby z nim być.
- Tak- parsknęła Hermiona- nienawidziły mnie już za to, że jestem tak blisko sławnego Harry’ego Pottera i że przyszłam na bal z Wiktorem Krumem. Pomyśl co by się stało, gdyby dowiedziały się, że faktycznie byliśmy razem.
- Cóż, w takim razie dobrze zrobiłaś, że się tym nie afiszowałaś- pochwalił Draco i wyciągnął rękę. Być może to wina alkoholu, ale Hermiona uścisnęła ją z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Okej, moja kolej- powiedziała szatynka po kilku minutach uporczywej ciszy.
- Kolej na co?- zdziwił się Draco, biorąc spory łyk kremowego piwa.
- Na zadawanie pytań- wyjaśniła, ale blondyn gwałtownie zaprotestował.
- Nie ma mowy- oświadczył poważnie- przegrałaś zakład i musisz ponieść tego konsekwencje.
- No błagam- jęknęła Hermiona, robiąc minę zbitego psa- wiesz już o mnie chyba wszystko. Jak spędzałam wszystkie wakacje, o moim zmyślonym przyjacielu gdy miałam trzy lata, o moich sekretnych kryjówkach w domu i w szkole, o moim życiu w świecie mugoli i o moim pierwszym chłopaku....
- Tak i o tym obleśnym sąsiedzie, którego znokautowałaś po tym, jak przyłapałaś go na obserwowaniu okien twojego pokoju- dodał Draco ze śmiechem a Hermiona pełna oburzenia pacnęła go w ramię, ale również się zaśmiała.
- Philip Stoner- wzdrygnęła się- momentami nienawidziłam go bardziej niż ciebie.
- Serio?- Draco zacmokał z dezaprobatą-Widzę, że muszę się bardziej postarać.
- Podobno kochał się we mnie od pierwszej klasy podstawówki- ciągnęła Hermiona, ignorując wtrącenie chłopaka, ale na widok jego uniesionych brwi głośno zaśmiała się z drwiną- no nie błagam! Podstawówka... Taka szkoła mugoli...
- Fuj- Draco zmarszczył nos z obrzydzenia.
- Nawet alkohol nie potrafi znieczulić mnie na twoją głupotę Malfoy- westchnęła dziewczyna i wypiła kolejny kubek kremowego piwa duszkiem- powiedz, jesteś taki z natury czy to zasługa twojego ojca?
- Jeśli mówisz o niesamowitej urodzie to niestety muszę przypisać zasługę za to moim rodzicom- oświadczył chłopak z dumą- ale co do poczucia humoru, inteligencji, elokwencji, niezaprzeczalnego talentu i wyjątkowej osobowości to jest wynik tylko i wyłącznie wieloletniego treningu.
- Podobnie jak skromność, prawdomówność, życzliwość i wrażliwość- sarknęła Hermiona.
- No widzisz?- Draco klasnął w dłonie z uciechy- wreszcie znaleźliśmy wspólny język. Jednak przebywanie w towarzystwie czarodzieja czystej krwi ci służy, mugolaku.
- Raczej działa destrukcyjnie na moje samopoczucie- warknęła Hermiona- ale dla ciebie to faktycznie może być powód do dumy. A za tą uwagę jesteś mi coś winien i zrobisz to, co ci każę, Malfoy. – dodała z cwanym uśmiechem.
- A co? Każesz mi nago udawać pawiana?- zakpił Draco, uśmiechając się pod nosem.
- Przypominam ci, że póki co gramy w PYTANIA nie zadania Malfoy- podkreśliła dziewczyna kręcąc głową z politowaniem- a chociaż twoja propozycja jest kusząca to jednak nie mam zamiaru narażać się na sesje żołądkowe.- dodała słodko a chłopak parsknął śmiechem.
- Wyrobiłaś się Granger- stwierdził z uznaniem- powiedzmy, że mamy remis.
- Nie wierzę, że traktujesz to jak kolejną gierkę- prychnęła dziewczyna, po raz kolejny tego wieczoru opróżniając kubek.
- Życie jest do kitu wiec trzeba je sobie urozmaicać- odparł krótko- to jakie masz te swoje pytania Granger?- dodał z żywym zainteresowaniem.
Hermiona tymczasem nalała sobie znów kremowego piwa i bardzo bardzo powoli zaczęła sączyć trunek, rozkoszując się każdym łykiem. Dopiero na widok zirytowanej miny Dracona wybuchła zduszonym śmiechem i odstawiła kubek z szerokim uśmiechem.
- Jak nazywała się twoja ulubiona maskotka z dzieciństwa?- zapytała konspiracyjnym szeptem.
Malfoy zachichotał.
- Łatwe- rzekł lekceważąco- to ogr o imieniu Darryl.
Teraz to Hermiona się roześmiała.
- W nocy tuliłeś się do pluszowego ogra?
- Hej, tylko do siódmego roku życia- bronił się blondyn- ty miałaś tych dwóch matołów- ja też miałem swoją zabawkę. Z tym, że ja z tego wyrosłem a ty jak wiadomo nie- dodał złośliwie.
- Zdajesz sobie sprawę jak wiele to jedno zdanie mówi o tobie, prawda?- odparła Hermiona- po pierwsze to, że nie masz pojęcia czym jest przyjaźń a tych, których za przyjaciół uważasz w rzeczywistości są dla ciebie jak ten ogr- zabawka. Kiedy ci się znudzą odstawiasz na półkę.
W rezultacie jesteś bardzo samotny co odreagowujesz, wyżywając się na tych, którzy nie mogą się przed tobą bronić. Co, nawiasem mówiąc jest bardzo żałosne i dziecinne- jednym słowem całkiem w stylu Malfoy’ów.
- Płacą ci za te psychoanalizy czy robisz to, żeby się na mnie zemścić?- warknął z kwaśną miną.
- Wybacz, jeśli prawda wypowiedziana ustami szlamy cię rani- rzekła Hermiona fałszywie przesłodzonym tonem. Malfoy prychnął z wyższością i dumnie uniósł podbródek.
- Jeśli miałaś zamiar zamknąć mi usta celną ripostą to muszę cię rozczarować- oznajmił pewnie. Hermiona zachichotała.
- Nie licz na to, że przestanę próbować- rzuciła wesoło- twoja udawana obojętność jest naprawdę bardzo zabawna.
- W takim razie niech wygra lepszy- Malfoy z wielce poważną miną wzniósł kubek w geście toastu i Hermiona przyjęła podobną postawę. Metal stuknął o metal.
Oboje zachichotali.
- Okej- zaczęła Hermiona upijając naprawdę spory łyk piwa. W głowie już jej się trochę kręciło, ale nie dbała o to- moje kolejne pytanie to....-zawiesiła ma moment głos- co tak naprawdę czujesz, gdy ludzie uświadamiają ci, jaka z ciebie szumowina?
- Jeśli pytasz o to, czy twoje oskarżenia robią na mnie wrażenie to odpowiedź brzmi: nie- oznajmił wymijająco.
- Nie planuj kariery detektywa, bo szukasz drugiego dna tam, gdzie go nie ma- stwierdziła dziewczyna chłodno- jeśli jeszcze się sam nie domyśliłeś, to zadaję ci to pytanie w celu sprawdzenia, czy posiadasz narząd, bez którego większość ludzi nie potrafi żyć a mianowicie serce, a co za tym idzie uczucia. A ty, według zasad naszej gry jesteś zobowiązany odpowiadać szczerze.
- O ile pamiętam to według naszej umowy ta zasada dotyczy jedynie ciebie- zauważył z niewinnym uśmiechem. Hermiona zmroziła go wzrokiem.
- Okej okej- poddał się Malfoy- jeśli musisz wiedzieć to mam to w nosie, bo sam nie uważam że jestem, jak to określiłaś „szumowiną” i ludzie, którzy naprawdę coś znaczą też tak nie uważają. Zdanie tych przeciętniaków mnie nie obchodzi, zwłaszcza że większość z nich to po prostu zazdrośni idioci, którzy nigdy nie będą w stanie wznieść się na mój poziom.
- Widzisz Malfoy? Sądzisz, że jesteś wspaniały i nieskazitelny, bo masz pieniądze i ojca z wpływami- rzekła Hermiona, robiąc współczującą minę- nie zdajesz sobie sprawy, jak wygląda prawdziwe życie.
- Co masz na myśli?- Malfoy wydawał się rzeczywiście zainteresowany tym co Hermiona ma mu do powiedzenia, czy to tylko jej wybujała wyobraźnia zwielokrotniona działaniem alkoholu?
- NORMALNI LUDZIE- podkreśliła- robią w życiu coś więcej niż tylko samo oddychanie i bycie w pobliżu. Oni ŻYJĄ. Pracują, poznają świat, zbierają doświadczenia, zawierają znajomości i przyjaźnie, tworzą związki. Ich charakter kształtuje życie a nie despotyczni rodzice i pozycja społeczna. Uczą się na błędach, potrafią wyciągać z nich wnioski. Odpowiedzialność, skromność, życzliwość, optymizm, radość życia- to cechy, których nie nabywamy z chwilą urodzenia czy dzięki prestiżowi- uczymy się ich, kształtowani przez ulicę, środowisko i to wszystko, co składa się na nasze życie.
Malfoy przewrócił oczami.
- Z taką przemową aż dziwne, ze nie wybrali cię Ministrem Magii- zironizował- a jeśli chcesz wiedzieć, to ja jestem „normalnym” człowiekiem- dodał dumnie- nie umiesz tego dostrzec, bo jesteś zaślepiona przez swoje uprzedzenie do mnie.
- uważasz, że jesteś taki, jak inni?- Prychnęła Hermiona.
- Nie- zaprzeczył Draco z oburzeniem- ja jestem o niebo lepszy.
Hermiona nie wytrzymała i wybuchła gorzkim śmiechem.
- Jesteś karykaturą człowieka Malfoy- wysyczała przez zęby- ludzi biedniejszych od siebie mieszasz z błotem. Ludzi nieczystej krwi traktujesz „z buta”, choć oni robią dla świata dużo więcej niż ty kiedykolwiek będziesz mógł, na przykład walczą z czarną magią siedem lat z rzędu i nie poddają się mimo tego, że osobniki twojego pokroju próbują im przeszkodzić. Masz pojęcie ile razy ja, Harry albo Ron ratowaliśmy ci życie? Czy dostaliśmy coś w zamian? Chociaż wdzięczność? Nie nigdy. To się nazywa „bezinteresowność”. Lepiej sprawdź w słowniku co to oznacza, bo według twoich standardów tyle razy, ile ci pomagaliśmy powinniśmy zostawić cię na pastwę losu. Wszyscy by na tym skorzystali.
- Wow, czyżbyś naprawdę przejęła się tym, jak cię traktuję?- zaszydził Draco udając przejęcie. Hermiona zerwała się z trawy, ale zrobiła to za szybko i zachwiała się niebezpiecznie. Gdyby nie Malfoy, który ją podtrzymał jak nic runęłaby na ziemię. Gdy tylko dziewczyna odzyskała równowagę wyrwała mu się, pełna oburzenia.
- Jesteś największym dupkiem jaki chodzi po tej ziemi- syknęła- szkoda mojego czasu, żeby strzępić sobie język na taką osobę, jaką jesteś ty. Nie zasługujesz nawet na to, żeby cię zaszczycić spojrzeniem. Nie dziwię się, że własny ojciec się ciebie wyrzekł.
- Licz się ze słowami wredna szlamo- warknął i sięgnął po różdżkę, ale Hermiona kompletnie go zignorowała i weszła do namiotu. Położyła się pryczy i udała, że śpi. W ten sposób mogła uniknąć Malfoy’a, który pół godziny później położył się ledwie kilka metrów dalej, nie zdając sobie sprawy z zamierzeń i prawdziwych myśli „śpiącej” koleżanki.

****

W Hogwartcie panowała ponura atmosfera...
Część zamku pogrążona była w głębokim śnie...
Skrzydło szpitalne zapełnione było po brzegi nowymi pacjentami- ofiarami wczorajszej bitwy...
Jedna z nich to pierwszoklasista w śpiączce, którego pielęgniarka, Pani Pomfrey usilnie próbowała ocucić a który nie zdawał sobie sprawy z całych naręczy kwiatów, z samego rana przysłanych przez przyjaciół i anonimowych członków Gwardii Dumbleadore’a...
W dyrektorskim gabinecie dwójka śmierciożerców opracowywała skomplikowany plan postępowania wobec nieposłusznych uczniów, o którym nieszczęśnicy mieli się dowiedzieć już nad ranem...
Tymczasem w Pokoju Życzeń, chyba jedynym bezpiecznym miejscu w całym zamku, odbywało się właśnie posiedzenie Gwardii Dumbleadore’a. Neville i Ginny, stojący pośrodku czegoś, co przypominało pole namiotowe z tym, że zamiast„ materiałowych domków” były prycze, wiszące dosłownie wszędzie, także pod sufitem. Ich szkolni koledzy, przyjaciele i sojusznicy kłócili się między sobą i na wszelkie sposoby okazywali swoje oburzenie. Wszyscy czuli się bezsilni ale także gotowi do działania. Pragnęli zmian, chociażby od razu. A Neville i Ginny nie mieli pomysłu, jak ostudzić ich zapał.
- Słuchajcie!- wydarła się ognistowłosa, gdy kolejne próby uspokojenia rozszalałego tłumu zawiodły- nie możemy działać pochopnie!- zaczęła, gdy w końcu zapadła względna cisza.- to nam w niczym nie pomoże.
- Ginny ma rację- poparł ją Neville natychmiast- nie możecie działać impulsywnie, pod wpływem emocji.
- To co mamy robić?- zapytała Cho Chang, czarnowłosa ładna Krukonka, była dziewczyna Harry’ego Pottera. Ginny nie bardzo ją lubiła. Choć dziewczyna była całkiem miła, skromna i życzliwa to jednak panna Weasley nie mogła znieść tych maślanych oczu, którymi zawsze patrzyła na Wybrańca. Uważała że ta jej nieśmiałość to tylko fasada, za którą skrywa swoje prawdziwe oblicze. Dowodem może być chociażby ta sprawa z nieżyjącym już złotym chłopcem, Cedrikiem Digorry’m. Cho była z nim wtedy, gdy Harry był w nią zapatrzony jak w obrazek. Po śmierci Krukona czarnowłosa długo nie mogła się pozbierać, jednak to nie powstrzymało jej przed robieniem nadziei Harry’emu. Była niezdecydowana i długo się wahała a gdy wreszcie się zeszli to i tak ich związek nie przetrwał i to z jej winy. A kiedy chłopak odkrył, że to Ginny jest jego prawdziwą miłością Cho patrzyła na niego jakby to on ją zranił i starała się ukryć swoją zazdrość, jednak ognistowłosa i tak ją zauważała i za to znielubiła ją jeszcze bardziej. Przecież Krukonka nie miała do tego prawa.
- Ginny?- głos Neville’a sprowadził ją z powrotem na ziemię. Ognistowłosa zamrugała gwałtownie i spojrzała na bruneta ze zdziwieniem.
- Mówiłem właśnie, że musimy się przygotować do czegoś większego- podpowiedział chłopak półgębkiem.
- Ach, jasne- mruknęła dziewczyna- dobra ludzie!- wrzasnęła na całe gardło z miną wojowniczki gotowej zginąć za ojczyznę- czas na trening! Musimy być najlepsi! Umieć wykorzystywać swoją przewagę liczebną!
Tłum zaczął wiwatować i wszyscy unieśli różdżki w geście pojednania.
Ginny i Neville przymknęli oczy i po chwili ich kryjówka- sypialnia, gdzie ukrywali się w momencie największego zagrożenia wyparowała a w jej miejsce pojawiło się profesjonalne pole treningowe, gdzie ćwiczyli zaklęcia w piątej klasie pod okiem Harry’ego i Hermiony po tym, jak fanatyczna profesor Umbridge zakazała wszelkiej praktyki na zajęciach z Obrony Przed Czarną Magią. To oni, razem z Ronem stworzyli Gwardię Dumbleadore’a, która przetrwała po dziś dzień jako siła broniąca słabszych przed wpływami śmierciożerców i niszczycielskim działaniem ich ideologii na młode, chłonne umysły.
- Dobra- krzyknął Neville, przybierając rozkazujący ton głosu- na początek zaklęcia „ekspeliarmus” i „drętwota”. Seamus i Cormack- na środek!

****

Było już niemal nad ranem gdy Hermiona, upewniwszy się, że Draco się już nie zbudzi wymknęła się z namiotu i uważając by nie wydać przy tym najmniejszego dźwięku ruszyła w las. Było jeszcze ciemno i bardzo zimno, ale nic ją to nie obchodziło. Musiała znaleźć Harry’ego i Rona i uwolnić się od młodego Malfoy’a, to było w tej chwili najważniejsze.
Wśród drzew, rzucających podłużne cienie na skąpaną w blasku księżyca trawę każdy najmniejszy kształt wydawał się sięgającym po nią potworem a każdy najcichszy dźwięk przyprawiał niemal o zawał. W końcu, gdy kolejny raz Hermiona podskoczyła jak oparzona na dźwięk pohukiwania sowy stało się coś, czego w ogóle się nie spodziewała- drogę zastąpił jej Draco we własnej osobie. W świetle księżyca jego twarz wyglądała jak z wosku a blond czupryna , zmierzwiona przez wiatr i kilkugodzinny sen stała się niemal srebrna. Na ramiona chłopak narzucił niedbale ciemną koszulę, nie zapinając jej przez co na pierwszy plan rzucał się jego imponujący tors o idealnych proporcjach. Jego mina byłą nieodgadniona ale usta zaciskał w cienką  linię, jak zawsze gdy był zły.
- Co ty tu robisz?- zapytał głosem wypranym z emocji.
- Nie twoja sprawa Malfoy- odparła Hermiona buńczucznie, usiłując go wyminąć- przesuń się!
- Nic z tego-warknął, łapiąc ją za nadgarstek i przyciągając do siebie. W jego błękitnych oczach błyszczała żądza mordu.
Hermiona jęknęła z bólu i wyrwała mu się, wyciągając z kieszeni różdżkę i błyskawicznie wycelowała nią w chłopaka.
- Przepuść mnie- zażądała. Tej miny, tej postawy powinien się przestraszyć. Ale on tylko uśmiechnął się kpiąco i jeszcze bardziej do niej przybliżył, zmuszając Hermionę do cofnięcia się o krok.
- To nie te czasy kochanie- roześmiał się z drwiną.- tym razem nie uderzysz mnie. Tym razem nie przestraszę się twoich czarów. Wiesz czemu? Bo mam swoje- to mówiąc niespiesznie wyciągnął różdżkę z tylnej kieszeni dżinsów i wycelował w oniemiałą dziewczynę. Trwali tak nie wiadomo jak długo. Hermiona wiedziała, że nie uda jej się uciec, zrobiła więc pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy- wycelowała różdżkę w drzewo za Malfoy’em a gdy pod wpływem jej zaklęcia jedna z gałęzi pękła z trzaskiem Hermiona uskoczyła w krzaki malin nieopodal. W tej samej sekundzie Draco wrzasnął ze strachu, albo z wściekłości a zaraz potem zaklął siarczyście. Wtedy zapadła głucha cisza. Hermiona siedziała jak na szpilkach, trzymając różdżkę w pogotowiu a gdy kolejne sekundy mijały i nic się nie działo nie wytrzymała i ostrożnie wyjrzała z kryjówki. Zdołała ujrzeć wykrzywioną z wściekłości twarz Dracona nim chłopak posłał w jej stronę serię zaklęć, które jedynie dzięki refleksowi dziewczyny minęły ją o cal.
- Chcesz się poddać Granger?- zaśmiał się Draco.
Ta nie odpowiedziała bo w tym momencie właśnie wyskoczyła niespodziewanie zza krzaków, rzucając zaklęcie „drętwoty” w kierunku blondyna, który niestety uchylił się w ostatniej chwili. Hermiona uskoczyła za drzewo, nim trafił w nią „imperiusem”.
- A ty Malfoy? Chcesz się poddać?- zapytała a w odpowiedzi usłyszała serię wystrzałów jak z karabinu maszynowego i w tym samym momencie drzewo za którym stała zaczęło się chybotać, konar łamać i gdyby nie jej refleks jak nic runęłoby na nią. Na szczęście znała zaklęcie „wingardium leviosa” które sprawiło, że drzewo zawisło w powietrzu, jakby nie działała na nie siła grawitacji i po chwili już szybowało w kierunku Malfoy’a. Chłopak uskoczył w bok, żeby nie zostać stratowanym a Hermiona wykorzystała jego nieuwagę, by uciec. Nie rozumiała, dlaczego młody Malfoy tak się na nią uwziął i nie pozwolił jej odejść, co nawiasem mówiąc byłoby przecież korzyścią dla obojga ale jakakolwiek by nie była tego przyczyna Hermiona wiedziała, że to może oznaczać tylko kłopoty. Nie mogła mu pozwolić na to, żeby powstrzymał ją przed tym co słuszne.
Dziewczyna nie doceniła jednak Dracona, który kilka sekund później teleportował tuż przed nią, zmuszając do gwałtownego zahamowania i cofnięcia się o krok. Oboje zamarli w pozycji obronnej, wcelowując w siebie różdżką. Hermiona była przerażona. Niechętnie musiała przyznać, że Draco umiał ją zaskoczyć a od ich ostatniego starcia zmężniał i stał się godnym przeciwnikiem. Nie rozumiała motywów jakie nim kierowały- być może po prostu jak zwykle nie miał żadnych, tylko chciał się na niej poznęcać ale dla Hermiony gra toczyła się o stawkę większą niż głupie, szczeniackie wygłupy a Draco marnował jedynie jej cenny czas. Dziewczyna czuła między nimi nienawiść gęstszą i silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej i wiedziała, że za chwilę ta przysłowiowa „bomba zegarowa” wybuchnie. I tym razem, bardziej niż przedtem bała się, że może się to skończyć czymś poważniejszym niż jakąś wymyślną kontuzją albo szlabanem u profesora Snape’a. Nie byli już w szkole a poza jej murami oboje stanowili realne zagrożenie. Hermiona głośno przełknęła ślinę obserwując szybko oddychającego Malfoy’a, starając się dostrzec nawet najdrobniejszy ruch chłopaka i dostosować się do tego, wyczuć moment w którym zaatakuje. Rozpraszał ją jednak fakt, że on robił dokładnie to samo.
- Co teraz zrobisz?- syknął- rzucisz na mnie jedno z tych swoich wymyślnych zaklęć? Dobrze wiesz, co wtedy zrobię.
- Jeśli sądzisz, że ci coś podpowiem to grubo się mylisz- zaszydziła- czas zacząć myśleć samodzielnie Dracusiu.
Widziała, że jej słowa ranią chłopaka, choć starał się tego nie okazywać. Wściekł się, gdy usłyszał zdrobnienie, którym niegdyś bez przerwy zadręczała go jego była dziewczyna, Pansy Parkinson. W jego oczach pojawiły się groźne błyski a usta zacisnął w cienką linię, napinając wszystkie mięśnie.
- Przeceniasz się Granger- rzucił lekceważąco- ale to nic dziwnego, zawsze byłaś zarozumiała.
- Ja w przeciwieństwie do ciebie miałam powody- odparła z cynicznym uśmieszkiem- a co, boli cię, że znam swoją wartość i nie przejmuję się twoją opinią na swój temat? Bardzo mi przykro skarbie.
- Skarbie?- Draco uniósł kpiąco jedną brew- to chyba najmilsze, co kiedykolwiek od ciebie usłyszałem.
- A mogę być jeszcze milsza- rzuciła słodko- DRĘTWOTA!
PROTEGO!
Tuż przed tym, jak zaklęcie Hermiony dotknęło chłopaka ten wyczarował tarczę, która je odbiła. Dziewczyna więc rzuciła kolejne i kolejne, ale każde z nich zostało zneutralizowane nim zdążyło zranić Dracona.

DRĘTWOTA!
EXPELIARMUS!
DIFINITE!
BOMBARDA!
REDUCTIO!
RELACTIO!

- Daj mi wreszcie spokój!- wydarła się Hermiona, ciskając kolejnymi zaklęciami na oślep. Malfoy śmiał się głośno, widząc jej wysiłki. Wreszcie znalazł coś, co unieszkodliwiło tę namolną, nadpobudliwą, złośliwą, przemądrzałą pannę Granger.

CONFRENDO!
PETRIFICUS TOTALUM!

- daruj sobie szlamo!- krzyknął, gdy kolejna fala zaklęć ugodziła w jego tarczę, niemal zwalając go z nóg. Coraz trudniej było mu się bronić, a Hermiona jakby w padła w trans, atakując raz za razem jakby z zamiarem zamordowania.
- Wredna, mała szlamo- wydarł się Malfoy po raz kolejny, gdy dziewczyna jednym, silnym machnięciem różdżki pokonała jego linię obrony.
- Skoro tak lubisz szlam, to proszę- odkrzyknęła i nim Draco zorientował się, co się dzieje znikąd pojawiła się ogromna kula szlamu, przypominającego kisiel i uderzyła w niego z powietrza z potężną siłą. Chłopak cudem utrzymał równowagę, ale nawet z tej odległości Hermiona czuła odór zgniłych jaj. Jego mina i zszokowanie były bezcenne. Przypominał w tej chwili przerośniętego ślimaka. Hermiona nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
- Gratuluję- zarechotała- i jak się czujesz jako szlama?
- Zabiję cię- warknął Malfoy a jego twarz nie zdradzała, żeby żartował wręcz przeciwnie- był wściekły i absolutnie skupiony, jakby właśnie opracowywał wymyślne tortury dla swego przeciwnika. Hermiona spoważniała i przygotowała różdżkę, pewna, że lada moment zostanie potraktowana "cruciatusem" albo innym, zakazanym świństwem. Była przygotowana na wszystko, tylko nie na to, co nastąpiło chwilę potem- Malfoy z wojennym okrzykiem na ustach rzucił się na nią, i wytrącając różdżkę z jej dłoni powalił ją na ziemię. Hermiona była tak zaskoczona, że z początku nawet nie zareagowała, ale w końcu zdając sobie sprawę ze swego położenia, czując smród szlamu, którym potraktowała Dracona i woń jego słodkiego oddechu, czując na sobie ciężar jego ciała i każdy jego centymetr, widząc jego zniewalające oczy poczęła się wyrywać. Draco był jednak ciężki i silny. Unieruchomił jej nadgarstki i pochylił się nad nią tak, że ich twarze dzieliły jedynie milimetry. W końcu, po kilkunastu minutach szarpaniny Hermiona znieruchomiała i spróbowała uspokoić oszalały oddech.
- Czego ty chcesz?- wysapała, czując się tak, jakby przebiegła maraton. W dodatku bliskość Malfoy'a kompletnie ją dekoncentrowała...
- Chcę, żebyś pozwoliła mi ze sobą pójść- wyjaśnił a na widok jej zszokowanej miny wybuchnął śmiechem.
- Chodź- powiedział i pomógł jej wstać z ziemi- oboje musimy się umyć.

Rozdział 3. Niespodzianki

Odkąd cztery dni temu Draco i Hermiona teleportowali w jednym z kanadyjskich lasów ( Draco był tu kiedyś z rodzicami na wakacjach i nie wiadomo czemu pierwszym co mu przyszło do głowy w chwili zagrożenia było właśnie to miejsce) dziewczyna cały wolny czas przesiadywała z nosem w książkach. Nie odzywała się do niego, robiąc wszystko, żeby odsunąć od siebie chłopaka a jemu momentalnie przypominał się Hogwart, gdy ta przesiadywała godzinami w bibliotece albo knuła z tymi gamoniami, jakimś cudem rok w rok ratującymi magiczny świat i broniącymi wszystkich nieudaczników w zamku. Niemal żałował, że oddał Hermionie torebkę, którą odebrała jej Bellatricks tamtego dnia, gdy ją torturowała. To stamtąd wyciągnęła te wszystkie książki, którymi, przynajmniej jego zdaniem w tej chwili po prostu niepotrzebnie zatruwała swój umysł. Ona sama nie wiedziała, co chciała w nich odnaleźć- w końcu doszła do wniosku, że traktuje to bardziej jak wymówkę, żeby nie spędzać czasu z Draco, któremu mimo, że dwukrotnie ocalił jej życie nie ufała ani odrobinę. Nie miała powodu, żeby go atakować ani żeby uciekać, lecz to nie zmieniało faktu, że w nocy nie potrafiła zmrużyć oka i dwadzieścia cztery na dobę trzymała różdżkę w pogotowiu. Odbijało się to na jej zdrowiu, zarówno psychicznym jak i fizycznym, gdyż wciąż nie do końca pozbierała się po ataku Bellatricks, jednak ponieważ jakby nie patrzeć była ona CIOTKĄ Dracona Hermiona była przekonana, że nagła chęć współpracy zniknie tak szybko, jak się pojawiła. Brała pod uwagę dwie możliwości: albo był to przedziwnego rodzaju podstęp albo po prostu chwilowy kaprys. I choć pierwsza opcja była bardziej w stylu blondyna, to Hermiona stawiała raczej na tę drugą. Tak czy inaczej wątpliwościom nie ulegał fakt, że Draco nie będzie w stanie wiecznie odwracać się do rodziny i przyjaciół plecami. Sama wiedziała, jaki wpływ na człowieka mają bliskie osoby a już na pewno rodzina z taką pozycją jak Malfoy’owie, więc ze zniecierpliwieniem czekała tylko, aż w Draco obudzą się ponownie wartości, które wpajał mu ojciec przez lata i uświadomi sobie, że działanie, nawet jeśli w dobrej sprawie, nie jest warte poświęcenia rodziny. Tak czy siak byli teraz czymś w rodzaju sojuszników: oboje samotni, oboje zagrożeni, oboje zagubieni w wojnie, której nikt nie potrafiłby logicznie wytłumaczyć. I choć ich nienawiść była jawna, to jednak zmienił się sposób jej okazywania. Powoli zaczynali uczyć się tolerować siebie nawzajem wiedząc, że na razie są na siebie skazani.
Piątego dnia, gdy Hermiona siedziała nad wodą z „Historią Najmroczniejszych Czarnoksiężników” na kolanach(swoją drogą jakim cudem udało jej się unieść tę księgę? ) i z nieobecnym wyrazem twarzy wpatrywała się w bystry nurt rzeki niespodziewanie przysiadł się do niej Draco. Siedział w kompletnym bezruchu, nie odzywając się ani słowem: żadnych kąśliwych uwag, krzywych spojrzeń czy cwaniackich uśmiechów, co było do niego tak niepodobne, że Hermiona cudem powstrzymała się przed sprawdzeniem, czy przypadkiem nie ma gorączki. Na szczęście obrzydzała ją sama myśl choćby o dotykaniu tego oziębłego Ślizgona, co skutecznie zniechęcało ją do jakichkolwiek ruchów. Przez chwilę siedzieli w ciszy, zerkając na siebie jedynie kątem oka.
- Po co to wszystko?- Hermiona odważyła się w końcu zapytać, wciąż patrząc przed siebie. On także na nią nie spojrzał, gdy odpowiadał.
- Z tego samego powodu, dla którego ty nie śpisz po nocach, czytając te swoje księgi, jakbyś tam mogła znaleźć sposób na powrót do tych frajerów- odparł w końcu bez emocji. Hermiona zmarszczyła brwi i pokonując wewnętrzny opór spojrzała na niego, zaciekawiona. Pomijając tych „frajerów” wypowiedz Dracona bardzo ją zaintrygowała. Chłopak przez moment udawał, ze nie widzi jej wzroku, jednak w końcu westchnął ciężko i również na nią spojrzał. Jego blond włosy opadające na czoło nadawały mu łobuzerski wygląd a niedbale narzucona granatowa koszula eksponowała idealnie wyrzeźbione mięśnie ramion, klatki piersiowej i brzucha. Gdy nie zaciskał mięśni twarzy w napięciu i nie uśmiechał się z drwiną okazało się, że jego rysy są szlachetne a usta zmysłowe. Nawet oczy utraciły zwykły chłód i zdystansowanie. Jednym słowem, gdyby Hermiona choć na moment zapomniała o swoim uprzedzeniu i spróbowała być obiektywna zauważyłaby, że Draco Malfoy to naprawdę nieziemsko seksowny i bardzo przystojny gość. Jednak cóż z tego, gdy w jej oczach na zawsze pozostanie tym gburowatym, wywyższającym się bufonem, którego poznała pierwszego dnia szkoły? Hm... Pod tym względem nie zmienił się za bardzo przez te lata.
- Ja wierzę w słuszną sprawę- oznajmiła Hermiona w końcu, hardo patrząc mu w oczy.
- Powiedzmy, że ja również- rzucił, wzruszając ramionami i momentalnie zerwał się z trawy. Hermiona, marszcząc brwi ze zdziwienia poszła w jego ślady.
- Powiedzmy?- zapytała nie kryjąc ciekawości.
- Daj już temu spokój- warknął, nerwowo mierzwiąc włosy, jakby się nad czymś zastanawiał. W pewnym momencie na jego twarz znów wstąpił ten cwaniacki uśmiech, który zapewnił Hermionę o tym, że nie stracił ani krzty ze swojego wrednego „ja”.
- No, teraz trzeba wziąć się do pracy- powiedział z udawaną powagą a gdy zauważył zaskoczenie Hermiony wywołane nagłą zmianą tematu omal nie parsknął śmiechem- co tak patrzysz, szlamo? Myślisz, że obiad sam się przygotuje?
- Myślę, że nie zamierzam robić za skrzata domowego - rzuciła dumnie, wymijając go.
- Prawda, byłoby ciężko w środku lasu- zawołał za nią- ale jeśli chcesz, mogę ci to wynagrodzić.
- No i znów odzywa się twoje zarozumialstwo Malfoy- westchnęła, ale przecząc swoim słowom spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- No i znów odzywa się twoja powierzchowność Granger- naigrywał się z niej, wybuchając śmiechem- spokojnie, to tylko niewinna propozycja.
- Niewinna?- brew Hermiony momentalnie uniosła się ku górze- pomyślmy: Malfoy plus niewinna propozycja... tak, to zdecydowanie równa się podstęp.
- Nie bądź taka przemądrzała, bo...
- Malfoy!
- Okej okej- poddał się bez klasy, jednak zaraz znów uśmiechnął się tym swoim Malfoy'owskim uśmieszkiem, który zawsze zwiastował kłopoty. – słuchaj, załóżmy...
- Zadziwiające, że pomimo naszej sytuacji ty wciąż potrafisz doprowadzić mnie do białej gorączki- stwierdziła Hermiona z przekąsem. Jednak mimo wszystko wiedziała, że wiele się zmieniło. Nigdy dotąd na przykład nie spędzali w swoim towarzystwie aż tyle czasu. Nigdy też nie wytrzymali tak długo bez prawdziwej, widowiskowej kłótni z zaklęciami ciskanymi na oślep i ofiarami niewybrednych żartów. Nigdy nie śmiali się wspólnie. To było tak niezwykłe jak śnieg w sierpniu czy niegroźna sklątka tylnowybuchowa ( stworzenie, wyglądające jak pozbawiony skorupy i otworu gębowego homar z żądłem i mnóstwem dziwnie ulokowanych nóżek, które Hagrid pokazał im na jednej z lekcji „Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami”) i Hermiona nie była pewna, czy to zmiana na lepsze czy jednak na gorsze. Po Malfoy’u można się przecież spodziewać wszystkiego.
- Hej, czyżbyś myślała o mnie?- głos Dracona sprowadził ją z powrotem na ziemię i dziewczyna zarumieniła się lekko, zmieszana całą sytuacją. Tak naprawdę to strzelił w dziesiątkę, tylko czy musiał być aż tak zadufany w sobie, by uznać to za przejaw uwielbienia?
- Musiałabym być masochistką- prychnęła- to co to za propozycja?- dodała, pragnąc jak najszybciej zmienić temat. Draco uśmiechnął się pod nosem, ale w żaden sposób tego nie skomentował, co Hermiona uznała za chęć uśpienia jej czujności.
„ To w końcu Malfoy”- powtarzała w myślach.
- Chodź- powiedział blondyn z tajemniczym błyskiem w oku a ona, mimo wielu wątpliwości westchnęła ciężko i pozwoliła poprowadzić się wzdłuż rzeki.
****

- Gdzie ten padalec ją zabrał?!- krzyczał Ron, po raz kolejny czując narastającą frustrację- pewnie zamierza ją złożyć w ofierze razem z tą swoją popieprzoną rodzinką, podczas gdy my tkwimy w martwym punkcie.
- Uspokój się, jeśli to prawda ona już pewnie nie żyje- zauważył Harry spokojnie, ale pod naciskiem morderczego spojrzenia przyjaciela dodał- Ron, to przecież Hermiona. Gdyby coś się faktycznie wydarzyło usłyszelibyśmy o tym w radiu. Z resztą jestem pewien, ze prędzej Malfoy ma się czego obawiać: nawet mnie ona czasem przerażała.
- Dlaczego powiedziałeś to w czasie przeszłym?- zaniepokoił się Ron, zupełnie ignorując poprzednią część wypowiedzi bruneta, co ten skwitował prychnięciem i wrócił do przerwanej czynności: rozpalania ognia swoją sklejoną różdżką, którą Hermiona niechcący połamała, ratując ich tamtego zimowego dnia w Dolinie Godryka, rodzinnym mieście Harry’ego przed krwiożerczym wężem Voldemorta- Nagini. Co prawda Ron mógłby to za niego zrobić, oszczędzając niektóre drzewa, które ucierpiały przez różdżkę, która niegdyś równała się potęgą z różdżką Czarnego Pana, jednak rudzielec był tak rozkojarzony, ze Harry wolał nie ryzykować prawdziwego pożaru.
- Ron, mi też jej brakuje, ale przecież ją znasz- ciągnął Harry, wpatrując się w ognisko, które po godzinie prób i przeklinania wreszcie udało mu się rozpalić- da sobie radę, to Hermiona do cholery. Natomiast nam wciąż ucieka czas.
- Co chcesz przez to powiedzieć?- zapytał Ron ostro. Domyślał się już, co przyjaciel chce mu przekazać i zamierzał odwieść towarzysza od tego pomysłu. Harry jednak już podjął decyzję.
- Posłuchaj- zaczął łagodnie, szukając kontaktu wzrokowego z przyjacielem, ten jednak nie zamierzał ułatwić mu zadania i bez przerwy odwracał głowę- Ron! Posłuchaj! Hermiona nigdy nie pozwoliłaby nam tak trwonić czasu! Ona chciałaby, żebyśmy wypełnili to zadanie. Dostalibyśmy po głowie, gdybyśmy zaryzykowali życie tysiąca czarodziejów i mugoli, uganiając się za nią. Z resztą wątpię, żeby zrobili jej krzywdę. Myślę, że zrobili to po prostu, żeby rozproszyć naszą uwagę. Czarny Pan nie chce umierać i wie, że...
- TY MYŚLISZ?!- wydarł się Ron- wolisz poświęcić Hermionę? A myślałem, że choć trochę ci na niej zależy ty nieczuły...
TRZASK!
Ron aż zatoczył się do tyłu pod wpływem uderzenia i otarł krew, cieknącą z nosa, obrzucając Harry’ego nienawistnym spojrzeniem. Ten, bez emocji odwrócił się na pięcie i wrócił do namiotu, który obaj kupili po zniknięciu Hermiony ( w jej torebce zostały wszystkie rzeczy, które były im pomocne w czasie tej półrocznej podróży). Bez słowa położył się na pryczy, obrócił się plecami do wejścia i zasnął zanim Ron odważył się wrócić do namiotu.

****
- Neville! Co ci się stało?- krzyknęła Ginny Weasley, nie kryjąc przerażenia. Jej przyjaciel, najlepszy jakiego miała od wyjazdu Harry’ego, Hermiony i swojego brata Rona niepostrzeżenie wślizgnął się do dormitorium dziewcząt i obudził ognistowłosą piękność, która zerwała się na równe nogi, z niedowierzaniem wpatrując się w wysokiego bruneta o podbitych oczach, krwawiącej wardze i spuchniętej twarzy. Chłopak ledwie mógł mówić, ba- przełykać i dziewczyna z trudem go rozumiała, gdy począł wyjaśniać:
- Carrow'owie kazali mi ukarać jakiegoś pierwszoroczniaka za to, że wyszedł po ciszy nocnej ze swojego dormitorium- zaczął, siadając na łóżku przerażonej Ginny a tej przed oczami stanęły postacie okrutnego rodzeństwa, które od początku roku wraz z Severusem Snape’em, również śmierciożercą, siali postrach w bezpiecznym dotąd Hogwartcie. Od śmierci Dumbleadore’a wszystko się zmieniło. Nauczyciele karali okrutnie za najmniejsze nawet wykroczenie a ci, którzy wciąż wierzyli w lepsze czasy i nie dali się przekabacić na ciemną stronę nie mogli nawet ochronić uczniów, niegotowych na trud życia, na jaki zastali narażeni. Uczono sztuki czarno-magicznej, zaprawiano dzieci do walki przeciw „buntownikom” jak nazywano członków „Zakonu Feniksa”, chcących ocalić świat, który z takim mozołem przez wiele lat odbudowywali a który znów był zagrożony przez czarnoksiężnika jeszcze szesnaście lat temu niszczącego go kawałek po kawałku aż do pamiętnej nocy, gdy zdecydował się zaatakować Potter’ów.
- Nie mogłem tego zrobić Ginny- ciągnął Neville ze smutkiem- wyobrażasz sobie, żebym miał powiesić kogoś za nogi pod sufitem i kazać spędzić mu noc głową do dołu niczym nietoperz?
- Poczekaj Neville- Ginny sięgnęła po różdżkę, leżącą na jej szafce nocnej i wycelowała w przyjaciela- Hermiona mnie tego nauczyła...- wymamrotała pod nosem.
EPISKEY
Gdy tylko Ginny wypowiedziała formułę zaklęcia rany Neville'a zaczęły się zasklepiać, ból zelżał a nos, który okazał się złamany z nieprzyjemnym trzaskiem powrócił na swoje miejsce. - Warto zapamiętać- mruknął Neville opadając na miękkie poduszki przyjaciółki. Dziewczyna przysiadła w nogach łóżka i bezwiednie odgarnęła włosy bruneta. Z profilu przypominał Harry'ego, ale był postawniejszy i już nie tak przystojny jak Wybraniec. Jego oczy miały kolor brązowy nie zaś zielony. Jego usta były wąskie a nie zmysłowe i zapraszające do pocałunków. Cały układ twarzy, brak blizny w kształcie błyskawicy, sposób bycia... - Ginny, co ty wyprawiasz?- głos Neville'a sprowadził ją z powrotem na ziemię.Ognistowłosa zamrugała zdezorientowana i niemal zachłysnęła się powietzrem gdy ujrzała, co zrobiła. Ona prawie.... POCAŁOWAŁA NEVILLE'A! Swojego przyjaciela! Tego, który wiernie trwał przy jej boku, gdy wszyscy inni odeszli. Tego, który pocieszał ją po zerwaniu z Harry'm. Jedynego, który naprawdę wiedział, jak się czuła za każdym razem gdy padało Jego imię.
- Jejku, Neville tak bardzo cię przepraszam- jęknęła, ukrywając twarz w dłoniach. Było jej wstyd, więcej czuła do siebie obrzydzenie. Co ona sobie w ogóle myślała?
- Już dobrze- Neville łagodnym gestem odjął jej dłonie od twarzy po czym podciągnął dziewczynę do góry i usadowił na swoich kolanach- Wszystko będzie dobrze- ciągnał tuląc ją do siebie i kojąco głądząc po ramieniu- nie płacz Ginny, wiesz, że nie cierpię twoich łez.
- Nie wiem, co się ze mną dzieje Neville- załkała cicho- za każdym razem, gdy czytam gazetę boję się, że zobaczę... Że zobaczę...
- Ciii- wymruczał Neville prosto w jej włosy- wszyscy się o nich martwimy, ale ja wiem, że dadzą radę cokolwiek teraz robią. Dziewczyna uniosła zapłakaną twarzyczkę i spojrzała mu prosto w oczy.
- Naprawdę tak myślisz?- spytała cicho. Chłopak tylko skinął głową w odpowiedzi.
- Więc ja też- wyszeptała i nagle jej wzrok przykuły jego wargi. Były wąskie, to prawda, lecz mimo to z bliska okazały się całkiem ponętne.
Ginny czuła się w tej chwili dosyć osobliwie. Neville'a znała od dziecka, był przyjacielem Rona, Harry'ego i Hermiony a po balu w trzeciej klasie ( Neville i reszta byli wtedy w czwartej klasie) na który ten ją zaprosił on i ona stali się sobie bardzo bliscy. Zwłaszcza teraz, gdy nastały takie trudne czasy i nie wiadomo, komu można zaufać dobrze jest wiedzieć, że ma się kogoś, na kogo zawsze można liczyć.
Ale teraz to już nie miało znaczenia, bo Ginny mogła widzieć tylko usta Neville'a i myśleć tylko o ustach Neville'a. Czuła, po prostu wiedziała, że wargi, które wypowiadały tyle miłych słów, które zawsze umiały ją rozbawić, które pocieszały tak wiele razy musiały kusić i nęcić zmysły. Były godne zasmakowania. Więc czemu nie? Dlaczego nie spróbować, skoro wiedziała, że oboje tego potrzebują? Neville najwyraźniej zauważył w jej spojrzeniu coś takiego, co go zaniepokoiło, bo spróbował zaprotestować, ale Ginny zdecydowanie zamknęła mu usta namiętnym pocałunkiem. Przez chwilę było dziwnie, naprawdę dziwne. Ale po jakimś czasie oboje zatracili się w tym nowym doznaniu, zapominając o całym świecie. Neville z początku był nieśmiały, ale gdy Ginny wtargnęła językiem do wnętrza jego ust dał się ponieść: wpłótł palce w jej miękkie włosy i przyciągnął bliżej do siebie.
Wiedział, że już niedługo przyjdzie kres. Wkrótce miały się rozstrzygnąć losy jego i jego przyjaciół. Wielu polegnie i nikt nie mógł być pewny jutra czy chociażby następnej godziny. Niektórzy być może żyli tylko po to, by za moment zginąć z nadzieją, że ich śmierć zostanie pomszczona.
A Neville Longbottom cieszył się, bo nawet jeżeli będzie jednym z nich to istniała szansa, że
jego ostatnim wspomnieniem będzie smak ust Vergini Weasley. A ten pocałunek bez wątpienia stanowił najmilszą rzecz, jaka go spotkała od przeszło pół roku, był więc czymś, za co warto walczyć.
- Alarm! Alarm!- Dean Seamus wparował do pokoju, przerywając tę „podniosłą” chwilę- Gwardia Dumbleadore'a do boju!
Neville i Ginny popatrzyli po sobie.
- Co się dzieje?- zapytała ognistowłosa, ale chłopak nie zdążył udzielić jej odpowiedzi, bo w tym momencie na dole coś huknęło, jakby ktoś użył bomby atomowej a potem zewsząd rozległ się wrzask tysiąca podekscytowanych uczniów i tyle samo przerażonych głosów, błagających o litość. Neville i Ginny w momencie chwycili różdżki i razem z Dean'em wybiegli z dormitorium. W Pokoju Wspólnym natknęli się na kilkudziesięciu Gryfonów i razem, jako Gwardia Dumbleadore'a opuścili wieżę Gryfindora, rzucając się w wir walki.

****

Tymczasem Draco i Hermiona od jakichś dwóch godzin stali po kolana w wodzie, usiłując za pomocą zaklęcia złowić rybę na obiad. Śmiali się, pluskali i wygłupiali nie zdając sobie sprawy z upływającego czasu. - Spójrz, zmierzcha- zauważyła nagle Hermiona ze zgrozą. Draco wzruszył tylko ramionami obojętnie. - A co? Chcesz się poddać?- blondyn uśmiechnął się chytrze. - Jasne- prychnęła szatynka- żeby dać ci wygrać walkowerem? Ni c z tego.... BOMBARDA!- krzyknął Draco jakiś czas później, wcelowując różdżką w miejsce, w którym zauważył przepływającego pstrąga. Woda podskoczyła na kilka metrów do góry, ochlapując ich oboje ale po rybie nie było już śladu. Hermiona, widząc niezadowoloną minę Draco parsknęła śmiechem. - Tak cię to bawi, tak?- chłopak zacisnął mięśnie szczęki, niebezpiecznie się do niej zbliżając. -Draco...- zaczęła Hermiona, cofając się o krok, ale było już za późno- blondyn w kilku susach znalazł się przy niej i zanim zdołała zaprotestować powalił ją swoim ciężarem. Oboje wylądowali w wodzie, z tym że Hermiona była cała przemoczona a Draco, leżąc na niej zwijał się ze śmiechu.
Hermionę najbardziej przeraził fakt, że chłopak był tak blisko. Niebezpiecznie blisko. Czuła na sobie każdy centymetr jego ciała, jego słodki oddech na swojej twarzy. Ogarnął ją gniew potężniejszy od siły tsunami. Jakim prawem on jej w ogóle dotykał? Przecież to był Malfoy! Dziewczyna odruchowo skrzywiła się z odrazą i zrzuciła go z siebie. Draco wylądował na plecach obok niej, zaraz jednak momentalnie podniósł się do pionu. - Na żartach się nie znasz- parsknął i nie patrząc na nią wrócił na brzeg. - Znam się na tych naprawdę zabawnych- odcięła się, idąc za nim- twoje, o ile w ogóle można je nazwać żartami się do takich nie zaliczają. A wierz mi, wiem co mówię: musiałam cię znosić przez niemal całą szkołę. Chłopak już jej jednak nie słuchał. Zmarszczył brwi i przyklęknął przy czymś, czego Hermiona z tej odległości nie mogła dojrzeć. Po chwili na twarz blondyna wstąpił szeroki uśmiech. - A jednak wygrałem zakład- wymruczał, spoglądając na nią chytrze. Hermiona zaskoczona pochyliła się nad chłopakiem i zaklęła siarczyście na widok niewielkiej płotki, wijącej się na piasku.
- No nie- jęknęła.

Rozdział 2. Spłata Długu

Pierwszym, co poczuła Hermiona był czyjś subtelny dotyk. Najpierw długie, smukłe palce musnęły jej nadgarstek, potem ramię, następnie czoło, policzek i w końcu popękane wargi. Ten dotyk był jej nieznany. Ani Harry, ani Ron ani nikt inny z bliskich jej osób nie mógł tego robić w taki sposób. No właśnie: czego tak właściwie? Chciała się przekonać. Nieprzytomnie zamrugała i w końcu nieśmiało uchyliła powieki.
Najpierw oślepiła ją jasna kula, która okazała się być po prostu popołudniowym słońcem a następnie, gdy jej oczy przyzwyczaiły się w końcu do tej jasności dziewczyna ujrzała coś, czego się w ogóle nie spodziewała, coś co zaskoczyło ją jeszcze bardziej niż fakt, że jakimś dziwnym zrządzeniem losu znalazła się lesie, którego nawet nie znała.
Nad nią pochylał się Draco Malfoy we własnej osobie z garścią mokrych chusteczek w jednej dłoni i fiolką z jakimś eliksirem w drugiej. Jego jasne włosy, całe mokre tkwiły w nieładzie nadając mu jeszcze bardziej łobuzerski wygląd a błękitne oczy ciskały błyskawice. Mimo to jego dotyk okazał się delikatny, niemal czuły, gdy oczyszczał jej rany i za pomocą owego eliksiru hamował krwawienie. Dopiero po minucie do Hermiony dotarło, co tak naprawdę się dzieje i odpychając jego dłonie zerwała się na równe nogi. Niestety, przeceniła swoje siły, bo zachwiała się niebezpiecznie i gdyby nie Malfoy zapewne ponownie runęłaby na mokrą od rosy trawę.
- Co się dzieje? Gdzie my jesteśmy?- krzyknęła spanikowana, odpychając go od siebie. Nie chciała jego pomocy, wolałaby już kolejne spotkanie z Bellatricks niż te silne, zdradzieckie ramiona oplatające jej talię. Chłopak w żaden sposób nie zareagował na jej krzyki, na strach tak dobrze widoczny w jej oczach. Zrobił krok do tyłu i oparł się o pobliskie drzewo, wpatrując się w nią bez większego zainteresowania. Hermiona tymczasem zaczęła gorączkowo przeszukiwać kieszenie szarego płaszczyka, który miała na sobie i już po chwili rzuciła Draconowi wściekłe spojrzenie, pełne nie za dobrze skrywanej nienawiści.
- Gdzie moja różdżka Malfoy?- zapytała licząc na to, że zabrzmiała groźnie. Nie miała pewności, wciąż była słaba. A czuła się jeszcze słabsza bez jedynej broni jaką posiadała w obecności odwiecznego wroga, który niemal własnoręcznie zamordował samego Dumbleadore’a.
- Spokojnie, nie po to ratowałem twój szlamowaty tyłek, żeby teraz cię zabijać- prychnął Malfoy, krzywiąc się teatralnie- a teraz przepraszam, ale muszę coś zjeść.
Minął ją jak gdyby nigdy nic, zmierzając w tylko sobie znanym kierunku. Hermiona, wciąż obolała i pełna niepokoju zadziałała impulsywnie i chwyciła chłopaka za przedramię zmuszając, aby się zatrzymał.
- Nic z tego Malfoy, najpierw oddasz moją różdżkę i wyjaśnisz o co w tym wszystkim chodzi- oświadczyła hardo, patrząc mu prosto w oczy.
- Zabierz te brudne łapska, wredna szlamo- syknął przez zęby, jednak dziewczyna nie zareagowała. Z bitwy na spojrzenia wyszła zwycięsko i już po chwili blondyn, ciężko westchnąwszy uprzednio, sięgnął do wewnętrznej kieszeni czarnej marynarki, którą miał na sobie i wyjął z niej różdżkę dziewczyny.
- Zadowolona?- warknął a ona uśmiechnęła się mimowolnie i odeszła kawałek, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Nie miała pojęcia, co się działo przed ani po tym, jak była torturowana. Pamiętała ból, tego nie dało się zapomnieć jednak nie wiedziała, jakim cudem znalazła się pośrodku lasu ze swoim największym wrogiem. Jakiś głosik w głowie wciąż jej powtarzał, ze to podstęp, że powinna uciekać i nigdy tu nie wrócić, ale wiedziała, że nawet jeśli to i tak nie będzie miała sił się bronić. Pamiętała rozmowę Dracona z ojcem i to pozwalało jej mieć nadzieję, że chłopak nie zabije jej gdy ta odwróci się do niego plecami. Resztę tamtego dnia spowijał mrok. Nie miała pojęcia ile czasu minęło, co się tak naprawdę wydarzyło. Czuła, że powinna coś zrobić, gdzieś pójść, że jest coś o czym musi pamiętać, a jednak to chyba nie było takie ważne, skoro wyleciało jej z głowy, prawda? To dlaczego ten niepokój nie chciał dać jej spokoju? Dlaczego powtarzał, że jeśli się nie pospieszy, wszystko straci?
- Trzymaj- głos Malfoy’a wyrwał ją z zamyślenia. Już od jakiegoś czasu stał przed nią trzymając metalowy kubek z jakimś brunatnym napojem, jednak ta go nie zauważyła, pochłonięta myślami. Teraz niepewnie przyjęła od niego kubek, zerkając na blondyna podejrzliwie.
- Spokojnie, to nie trucizna- sarknął, napotkawszy jej wzrok- pomoże ci wydobrzeć.
- Co tu się dzieje Malfoy?- ponowiła pytanie czując się niczym mała dziewczynka rozmawiająca z dużo mądrzejszym od siebie tatusiem.
- Posłuchaj Granger, nie mam ochoty na dyskusje z tobą- powiedział z wyraźnym obrzydzeniem- nie chcesz nie pij, twoja sprawa. Jeśli się jednak zdecydujesz to przy okazji informuję cię, że usmażyłem dwa jajka. Co prawda to nie najlepszy posiłek, ale jednak to lepsze niż nic. Kawałek na północ jest strumyk, w razie jakbyś chciała się umyć albo napić nieskażonej wody- tu uśmiechnął się z drwiną- w każdym razie widzę, że nie potrzebujesz już mojej pomocy tak więc...
- Malfoy- fuknęła na niego a uwadze chłopaka nie umknęło, że dopiero co odzyskaną różdżkę trzymała w pogotowiu- powiedz mi co tu się dzieje!
- Jezu, nie drzyj się już tak- westchnął i ku zaskoczeniu dziewczyny przysiadł na zwalonym pniu gestem nakazując, by usiadła naprzeciw niego.
- Ciotka wraz z ojcem kazali mi cię zabić, więc teleportowałem nas tutaj- począł wyjaśniać głosem wyzutym z wszelkich uczuć- byłaś w takim stanie, że nie dałabyś rady choćby stanął o własnych siłach więc cię opatrzyłem. Uprzedzając twoje kolejne pytanie wszystkie rzeczy zabrałem z domu jakiejś starej czarownicy, gdzie teleportowałem nas wcześniej. To kiedyś był nasz dom, ale ojciec go sprzedał, żeby... z resztą nie ważne. Oto cała historia...
Hermiona go już jednak nie słuchała, nagle uświadamiając sobie tę część układanki, której wcześniej jej otępiały umysł nie mógł zlokalizować.
- Boże!- wykrzyknęła, zrywając się z miejsca, pobladła na twarzy- gdzie Harry i Ron?! Gdzie oni są?
- O to samo chciałem właśnie cię zapytać- zironizował Malfoy, uśmiechając się nagle chytrze- przez ostatnie sześć i pół roku ani razu nie widziałem, żebyście się kiedykolwiek rozstawali. Czyżby legendarny trójkąt się rozpadł?
- Przestań się zgrywać!- warknęła dziewczyna z wyraźną paniką w głosie- byli ze mną Malfoy! Wtedy gdy twoja popieprzona rodzinka się nade mną znęcała! Byli tam, byli...
Jej udręczone ciało nie mogło znieść takiego nawału sprzecznych uczuć i niebawem Hermiona osunęła się na kolana, jednocześnie starając się przypomnieć sobie wszystko jednak to nie było takie proste. Nawet nie zauważyła, gdy podszedł do niej Malfoy, wbijając w nią twarde spojrzenie błękitnych tęczówek.
- Spokojnie, to przecież słynny Potter- powiedział z niezbyt dobrze zamaskowaną kpiną- Wybrańcowi nic nie może się stać.
Hermiona podniosła na niego oczy pełne łez a mimo to stanowcze i zdeterminowane.
- Muszę tam wrócić- oświadczyła z mocą- muszę ich znaleźć...
W dzień pogrzebu Zgredka, domowego skrzata, który ocalił ich życie za cenę własnego Harry i Ron wykopali głęboki dół bez pomocy czarów po czym go w nim pochowali, zasypując wszystko ziemią i taką ilością kwiatów, jaką tylko udało im się znaleźć- ich mały przyjaciel je uwielbiał. Potem wystrugali prowizoryczny krzyż z napisem informującym każdego, kto zechciał przeczytać o odwadze i waleczności zmarłego. Choć tyle mogli zrobić, by upamiętnić tego wspaniałego towarzysza. Wypełniając swój obowiązek wobec niego wyruszyli w dalszą podróż. Choć wcześniej planowali „napad” na bank Gringotta, niezdobyty wcześniej przez nikogo postanowili tego zaniechać z powodu zniknięcia Hermiony. Martwili się o nią, na własne oczy widzieli bowiem za czyją sprawą się teleportowała i wiedzieli, że nie spoczną, póki jej nie odnajdą. To było w tej chwili najważniejsze.
Ron spojrzał na Harry’ego z mieszaniną strachu i determinacji. Ten tylko skinął głową i podążył z nim na sam skraj klifu tuż przy „muszelce”, domu Fleur i Billa, gdzie spędzili tę noc. Spojrzeli na siebie po raz ostatni i wsiedli na miotły. Odpychając się od ziemi wznieśli się w przestworza, gnani palącym pragnieniem, by znów zobaczyć najlepszą przyjaciółkę.
- MALFOY!- krzyknęła Hermiona, po raz kolejny teleportując się ledwie kilka metrów od miejsca, gdzie przed chwilą stała- co się dzieje? Dlaczego...
- Jest kilka teorii na ten temat- odparł chłopak z kpiącym uśmiechem, opierając się nonszalancko o drzewo- Pierwsza: jesteś po prostu za słaba, żeby się teleportować. Druga: NIKT, powtarzam NIKT nie może się w taki sposób dostać do naszej rezydencji. Trzecia: wszystko, co powyżej.
- W takim razie mi pomóż- poprosiła niespodziewanie a gdy Malfoy już otwierał usta by zaprotestować powstrzymała go ruchem dłoni- to nie jest tak wiele. Chodzi tylko o to, byś pomógł mi się tam dostać.
- Naprawdę chcesz dla tych dwóch palantów ryzykować życie?- zdziwił się szczerze, marszcząc brwi.
- Nic ci do tego- ucięła- skoro jesteś tak pewny tego, że zginę to tym bardziej powinieneś mi pomóc.
- Och uwierz, że chciałbym- prychnął, wywracając oczami- ale nawet ja nie mogę się tam teleportować.
- Łżesz jak pies!- warknęła Hermiona w odpowiedzi- niby jakim cudem deportowałeś się stamtąd a nie możesz tam wrócić?
- Niby takim, że należę do rodu Malfoy’ów a nie jestem panem domu- odparł takim samym tonem- tylko mój ojciec to potrafi, ale sądzę, że nie zechce ci pomóc. No chyba, że będzie chciał cię zabić. W sumie, jak o tym myślę to śmiało, idź do niego i zapytaj o zdanie. Rozwiążesz mój problem.
- Największy problem to ty masz sam ze sobą- krzyknęła, kompletnie wyprowadzona z równowagi- a skoro jest ci to takie obojętne to nie rozumiem dlaczego mnie ratowałeś?!
- nie twój zakichany interes Granger!- wrzasnął- jeśli chcesz ratować tych swoich przydupasów to śmiało- leć. Ja nie zamierzam ci pomagać!
- No i świetnie- odparła buńczucznie- bo ja nie potrzebuję pomocy tchórza!
Nie przewidziała skutków swoich słów. Malfoy w kilku susach znalazł się przy niej, chwycił za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Usiłowała się wyrwać, ale był za silny. A może ona za słaba? Już sama nie wiedziała.
- Jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie tchórzem to tego pożałujesz mała, brudna szlamo- wycedził przez zęby- w szkole musiałem to znosić, ale poza jej murami nie zamierzam. Powinnaś mi dziękować, bo gdyby nie ja nigdy już byś mi nie zagroziła, no chyba że zza grobu.
Zapadła pełna napięcia cisza. Oboje mierzyli się nienawistnymi spojrzeniami. Ich twarze dzieliły może milimetry. Czuli nawzajem swoje oddechy, słyszeli szybko bijące serca. Oboje wiedzieli, że jeden niewłaściwy ruch może sprowokować drugie do ataku, dlatego przez chwilę po prostu zamarli w bezruchu. W końcu, po minucie, która Hermionie wydawała się być wiecznością Draco cofnął się, wypuszczając ją z objęć. Dziewczyna odetchnęła z ulgą.
- Rób co chcesz- westchnął blondyn i ruszył w kierunku prowizorycznego obozowiska, które rozbił, gdy Hermiona była nieprzytomna. Ta przez chwilę patrzyła za nim i w końcu odwróciła się na pięcie i podążyła w przeciwnym kierunku. Z jego pomocą czy bez niej musiała odnaleźć przyjaciół. Musiała pomóc Harry’emu zrealizować jego misję, wiedziała że bez niej sobie nie poradzi.
Przedzierała się przez drzewa, usiłując odnaleźć wyjście z tego cholernego lasu. W jednym Malfoy miał rację: była zbyt słaba, żeby się teleportować. Z resztą, nawet jakby miała taką możliwość to i tak nie wiedziałaby dokąd miałaby się udać. Rezydencja Malfoy’ów odpadała, a nawet jeśli chciałaby się znaleźć gdzieś w jej pobliżu nie mogłaby, bo najpierw musiałaby sobie to wizualizować a przecież przez całą drogę, gdy Grayback ich tam przyprowadził miała zasłonięte oczy. Wiedziała do czego zdolny jest Harry, więc liczyła na to, że obaj razem z Ronem się uratowali. Musieli, prawda?
Z tą myślą szła, sama nie wiedziała jak długo. Była głodna, brudna i zmęczona. Mimo to uparcie parła do przodu. Nie mogła się zatrzymać.
W pewnym momencie, gdy słońce znikło bezpowrotnie na nieboskłonie a wiatr niespodziewanie wzmógł się, targając koronami drzew i przyprawiając dziewczynę o gęsią skórkę usłyszała dźwięk, który sprawił, że zamarła.
TRZASK! TRZASK! TRZASK!
Tak, wyraźnie słyszała trzask łamanych gałęzi. Ktoś bardzo szybko zmierzał w jej kierunku, zupełnie jakby biegł. Był coraz bliżej. Nie wiedziała, co ma zrobić. A jeśli to jakieś oszalałe, dzikie zwierzę, któremu stała na drodze? Albo jakiś równie szalony śmierciożerca? Sama nie wiedziała, co byłoby gorsze.
TRZASK! TRZASK!TRZASK!
Ktokolwiek to był, zbliżał się w zastraszającym tempie. W przypływie instynktu samozachowawczego Hermiona w ostatniej chwili uskoczyła za drzewo i wstrzymując oddech zacisnęła zgrabiałe palce na trzonku różdżki. W uszach buzowała jej krew, jej serce ruszyło galopem. Wiedziała, że bez względu na to, kim jest ta osoba, ona mimo swojej rozległej wiedzy i niezaprzeczalnemu talentowi nie da jej rady w walce. W każdym razie nie w takim stanie. Czekała więc tylko modląc się, by jej nie zauważyła.
W pewnym momencie kroki przycichły. Hermiona usłyszała jedynie czyjś świszczący oddech, niebezpiecznie blisko swojej kryjówki. Z trudem przełknęła ślinę i przylgnęła do pnia buka jeszcze bardziej. Sekundy dłużyły się niemiłosiernie, pełną napięcia ciszę zakłócał jedynie dźwięk szeleszczących na wietrze liści. W pewnym momencie Hermiona odważyła się przesunąć kawałek i ostrożnie wyjrzała ze swojej kryjówki. Zdołała ujrzeć czarne, błyszczące lakierki, delikatnie stąpające po oświetlonej księżycowym blaskiem trawie, nim czyjeś silne ramiona wciągnęły ją z powrotem za drzewo. Serce podeszło jej do gardła i dziewczyna wydała z siebie zduszony okrzyk, nim w mroku dostrzegła błyszczące z wściekłości błękitne oczy.
- Zamknij się idiotko- warknął Draco, zasłaniając jej usta dłonią. Był cały zasapany a włosy miał zmierzwione, jak po długim biegu. O dziwo na jego widok Hermiona odczuła ulgę: z dwojga złego lepiej on, niż jakiś okrutny wyznawca Voldemorta.
- Widzę, że nasza rodzina schodzi na psy- odezwał się ktoś za jej plecami i nim się obejrzała owy ktoś za pomocą zaklęcia uniósł Dracona i ulokował go wysoko nad ziemią. Chłopak zawisł kilka metrów w powietrzu, rozpaczliwie wierzgając nogami i rękoma.
- Gdzie twój ojciec popełnił błąd?- zapytał Leastrange, mąż Bellatricks- kiedy zacząłeś zadawać się ze szlamem? Kiedy utraciłeś godność?
- A ty?- krzyknął chłopak z góry- kiedy przestałeś się przejmować śmiercią najbliższych sobie osób? Kiedy utraciłeś własną indywidualność na rzecz mojego ojca? Czy gdyby Bellatricks została w bestialski sposób zamordowana też wzruszyłbyś ramionami i stwierdził, ze tak miało być?
- Gdyby to była wola Czarnego Pana to tak- odparł bez emocji za to z szerokim uśmiechem. Nawet nie zauważył, gdy Hermiona ustawiła się w pozycji obronnej, wcelowując w niego różdżką.
- Opuść go na ziemię Leastrange- warknęła groźnie. Mężczyzna obrzucił ją jednym, badawczym spojrzeniem i zaśmiał się ochryple.
- Proszę proszę- zacmokał złośliwie- szlama Pottera staje w obronie znienawidzonego czarodzieja czystej krwi? Czyżbym przegapił prima aprilis?
- EXPELIARMUS!- wykrzyknęła dziewczyna, a różdżka Leastrange’a wyleciała w powietrze. Ten, zszokowany, że taki mugolak jak ona w ogóle odważył się go zaatakować obrzucił ją morderczym spojrzeniem i zrobił krok w jej kierunku, ale dokładnie w tym momencie Draco runął na ziemię, zwalając „wujka” z nóg. Hermiona natychmiast podbiegła do blondyna i pomogła mu wstać, po czym oboje pognali w głąb lasu, nie oglądając się za siebie. Leastrange deptał im po piętach- był bardzo szybki. Biegli slalomem, omijając drzewa i zwalone pnie, ale wiedzieli że nie dają rady uciec. W pewnym momencie dotarli nad przepaść w miejscu, gdzie kończył się las. Tu kończyła się droga. W dole płynął nurt bystrej rzeki a między jedną skarpą a drugą było wiele metrów nie do przebycia, no chyba na miotle, której nie mieli do dyspozycji.
- I co teraz?- zapytał Draco, nie kryjąc strachu. Hermiona spojrzała na niego a potem obejrzała się przez ramię. Z mroku wyłonił się uśmiechnięty od ucha do ucha Leastrange.
- No i co teraz gołąbeczki?- zarechotał i powoli, rozkoszując się niewątpliwym zwycięstwem ruszył w ich stronę. Hermiona spojrzała kątem oka na Dracona i wyciągnęła dłoń bez słowa. Chłopak skrzywił się odruchowo, ale posłusznie ją ujął. Leastrange zmarszczył brwi i przyspieszył kroku, ale było już za późno- Hermiona i Draco zawirowali i z charakterystycznym trzaskiem znikli w mrokach nocy.

Rozdział 1. Pomoc Znikąd.


- Święta Trójca w komplecie- zarechotała złośliwie Bellatricks Leastrange spoglądając z góry na Hermionę, Rona i Harry’ego, przywiązanych do balustrady schodów grubymi, marynarskimi linami- tak myślałam, że Potter znajdzie się tam, gdzie szlama i zdrajca krwi.
- Pewnie nawet do kibla chodzicie razem, nie?- zawtórował jej Graypack, wilkołak, który, uwięził ich a następnie zaciągnął do rezydencji Malfoy’ów, od niedawna głównej siedziby śmierciożerców. Jego towarzysze wybuchnęli gromkim śmiechem.
- Na twoim miejscu bardziej przejąłbym się niezdrową zażyłością twojego siostrzeńca z tymi gorylami, Crabbe’em i Goyle’em- odpyskował Ron, nie mogąc się powstrzymać- mówię ci, to jest dopiero historia...
- Nie waż się oczerniać Dracona!- wydarła się Bellatricks a jej czarne jak noc włosy uniosły się jeszcze bardziej niczym naelektryzowane, gdy kobieta z wściekłości ścisnęła różdżkę w swoich długich palcach eksponując przy tym szponiaste paznokcie, pomalowane na kolor krwistoczerwony, idealnie pasujący do ust, pociągniętych szminką o tej samej barwie. Na jej idealnie bladej jak marmur twarzy pojawiły się wypieki, świadczące o przeżywanych emocjach. A w tej chwili Bellatricks Leastrange, prawa ręka Tego Którego Imienia Nie Można Wymawiać, jego najwierniejsza służka, gotowa oddać życie za swego pana była niewyobrażalnie wściekła. Jej czarne jak otchłań bez dna oczy, oszalałe ze złości ciskały błyskawice, gdy kobieta podeszła do rudzielca i wymierzyła mu siarczysty policzek, odbijający się echem od masywnych ścian wiekowej posiadłości. Hermiona poruszyła się niespokojnie, niechcący wbijając Harry’emu łokieć w żołądek i poczuła, jak do jej oczu napływają łzy. Zacisnęła usta nie chcąc pozwolić, by spłynęły po policzkach, ale Bellatricks i tak to zauważyła i uśmiechając się z satysfakcją ujęła jej podbródek zmuszając tym samym, by na nią spojrzała.
- Zostaw ją- wrzasnął Harry, usiłując się wyrwać z pętających go więzów, bez rezultatu niestety- ta sprawa ich nie dotyczy. Wypuść ich!
Kobieta aż sapnęła na te słowa, lecz dokładnie w tym momencie do uszu wszystkich zebranych doszedł charakterystyczny trzask i ni stąd ni zowąd w salonie pojawił nie kto inny, tylko Lucjusz Malfoy. Jego majestatyczna postać i respekt, który wzbudzał górowały nawet nad Grayback’iem, który aż skulił się w koncie pokoju, nie chcąc narazić się mrocznemu gospodarzowi domu. Lucjusz mierzył wszystkich zebranych chłodnym, pozbawionym emocji spojrzeniem, dumnie wyprostowany krocząc w stronę szwagierki. Blada, alabastrowa cera tak charakterystyczna dla wszystkich Malfoy’ów mieniła się w świetle diamentowego żyrandola, odbijającego promienie słoneczne. Mężczyzna odrzucił na plecy długie, niemal białe włosy, zaciskając bladoróżowe zmysłowe wargi w cienką linię. Oczy w kolorze stalowego błękitu nie wyrażały żadnych emocji i jedynie zaciśnięte mięsnie kwadratowej szczęki zdradzały napięcie, towarzyszące mu każdego dnia od kilku miesięcy. Stanął twarzą w twarz z Bellatricks spoglądając na nią bez większego zainteresowania.
- Czyż nie mówiłem ci już wielokrotnie Bello, że twoje krzyki nie robią na nikim wrażenia?- odezwał się spokojnym, rzeczowym tonem, co w połączeniu z jego postawą opanowanego dżentelmena robiło kolosalne wrażenie- zwłaszcza nie na tak wyjątkowym czarodzieju jakim jest obecny tu pan Potter- dodał a tym razem jego głos wręcz ociekał jadem.- to dlatego Czarny Pan chce go mieć tylko dla siebie.
Bellatricks, która na początku jego przemowy wydawała się być niepocieszona z każdym kolejnym słowem powoli nabierała kolorów i w końcu na jej twarz wstąpił szeroki, szyderczy uśmiech szaleńca. Trójka przyjaciół wstrzymała oddech w oczekiwaniu na to, co miało się wydarzyć za moment.
- Masz racje Lucjuszu- przyznała Bellatricks z niesamowitym jak na nią spokojem- Potter jest przecież klejnotem koronnym, wisienką na torcie. Nikt, poza Czarnym Panem nie może go tknąć.
- Jednakże- ciągnęła, a Harry poczuł jak jego ciało drży z niepokoju- fizyczny ból to nie jedyny sposób by zranić takie wrażliwe dziecko jak on. Czasem wystarczy się zabawić.
To mówiąc spojrzała na trójkę „więźniów” z niebezpiecznym błyskiem w oku i zanim ktokolwiek zrozumiał co się dzieje wycelowała w nich różdżkę. Niemal wysyczała formułę zaklęcia i w tej samej chwili usłyszeli dźwięk, który mógł oznaczać tylko jedno- magiczne więzy zostały przerwane. Z głuchym łoskotem Hermiona, ku uciesze śmierciożerców upadła na kolana, powalona siłą odrzutu, która nastąpiła po tym jak dziewczyna straciła oparcie w przyjaciołach. Co najmniej dziesięciu czarodziei w czarnych pelerynach i srebrnych maskach za którymi skrywali swe prawdziwe oblicza zarechotało złowrogo. Dziewczyna dźwignęła się na łokciach i wierzchem dłoni otarła krwawiącą wargę co wywołało kolejne salwy śmiechu. Pod ostrzałem spojrzeń młoda czarownica z ledwością powstrzymywała łzy wściekłości.
- Taka ładna dziewczynka- zacmokała z udawaną dezaprobatą Bellatricks ujmując niby to z troską jej podbródek- szkoda, że za szopą tłustych loków znajduje się cały szlam tego zatęchłego brudem świata.-wysyczała przez zęby. Ron zaprotestował gwałtownie, nie zwracając uwagi na niemą prośbę Harry’ego by zamilkł. Już wiedział co tu się święci a zawodzenie Rona tylko jeszcze bardziej ich wszystkich prowokowało, pogarszając sytuację. Jednocześnie brunet gorączkowo zastanawiał się jak uratować przyjaciół. Tak, dokładnie. Miał gdzieś, co się z nim stanie, chciał tylko aby Ron i Hermiona, dwoje najważniejszych ludzi w jego życiu wyłączając Ginny, byli bezpieczni.
- Graypack...- Lucjusz Malfoy nawet nie spojrzał na wilkołaka do którego zwracał się w tej chwili, wciąż skupiając bystre spojrzenie na Harry’m- podejmij naszych miłych gości w stosownym miejscu. Bella i ja zajmiemy się szanowną panną Granger.
- Nie! Nie!- Ron usiłował zerwać więzy łączące go z przyjacielem, raniąc się przy tym dotkliwie. Mimo to nie rezygnował, szamocząc się jak ryba bez wody. Widząc to Graypack uśmiechnął szyderczo i nie zwracając uwagi na protesty obu chłopców chwycił za linę i pociągnął w stronę piwnicy. Do ich nozdrzy dotarł odór jego pokrytego czarną, matową sierścią ciała- coś pomiędzy potem a smrodem zgniłego mięsa. Czując narastające mdłości szarpali się coraz mocniej wiedząc, że to i tak nie ma sensu. Nie mogli się jednak poddać, bo to by znaczyło, że skazują Hermionę na pewną śmierć a wiedzieli, że ona na ich miejscu w życiu by na to nie pozwoliła. Ona by walczyła.
- Harry! Ron!- usłyszeli jeszcze jej rozpaczliwy krzyk a potem, dokładnie w momencie, gdy Bellatricks uderzyła ją z całej siły w twarz Graypack wepchnął obu do ciemnej piwnicy. Obijając się o siebie stoczyli się ze schodów a gdy wylądowali u ich stóp zostali brutalnie pociągnięci do pionu i wrzuceni do zimnego, obskurnego lochu, jakie niegdyś widywało się w średniowiecznych zamkach.
- Wypuść nas, słyszysz?!- wydarł się Ron, patrząc jak wilkołak zamyka ciężkie metalowe wrota- drzwi do ich wolności. Ten tylko uśmiechnął się jeszcze szerzej z niemałą satysfakcją.
- Opowiem wam, jaka była- odparł lubieżnie oblizując obleśne wargi i rechocząc jak szaleniec czym prędzej wrócił do salonu. Zapadła okropna, pełna napięcia cisza przerywana jedynie dźwiękiem przełykania śliny przez obu chłopców. Zarówno Harry jak i Ron uspokoili się wreszcie i postanowili wykorzystać ten wolny czas na opracowanie planu ucieczki. Nie minęło wiele czasu, gdy ciszę tę przerwał nagle szorstki, pełen okrucieństwa głos, który mógł należeć tylko do jednej osoby.
- Wredna, mała, brudna szlama.... Crucio!- wrzasnęła Bellatricks, wkładając w te słowa całą energię, jaką w sobie miała. W tej samej sekundzie od każdej ściany Malfoy’owskiej posiadłości odbił się echem przepełniony bólem krzyk Hermiony.

Podczas gdy otaczający ją śmierciożercy rechotali z uciechy Hermiona przeżywała istne katusze. Każdy mięsień w jej ciele palił ją żywym ogniem, kości drżały jej niemiłosiernie, jakby zaraz miały się pokruszyć a jej czaszkę rozsadzało takie ciśnienie, że była Gryfonka miała wrażenie, jakby lada moment jej mózg zechciał eksplodować. Nie wiedziała ile to trwało, jednak w końcu, po czasie, który Hermionie zdawał się być wiecznością Bellatricks uniosła różdżkę, dając umęczonej dziewczynie odrobinę wytchnienia. Jednak nawet gdy ta niewidzialna siła przestała napierać na jej otumaniony już bólem umysł i zmuszać mięsnie do kolejnych, konwulsyjnych skurczy Hermiona wcale nie czuła się lepiej. Wiedziała bowiem, że do końca tych tortur jeszcze daleko. Widziała to w tryumfującym wyrazie twarzy Bellatricks, uradowanym chichocie Graypack’a, cynicznym uśmiechu Lucjusza i w chłodnym, pełnym wyższości spojrzeniu jego żony, Narcyzy, która musiała przybyć do domu w czasie, gdy Hermiona przeżywała jedną z najgorszych chwil w swoim życiu, gdyż wcześniej dziewczyna jej nie widziała. Reszta towarzystwa również zdjęła nieodłączne jak dotąd maski, jednak z powodu bólu, którego resztki usiłowało pozbyć się jej umęczone ciało a także mgły, jaką niespodziewanie zaszły jej oczy, nie mogła stwierdzić, czy ktoś z nich jest jej znajomy czy wszyscy są obcy. I chyba nawet nie chciała tego wiedzieć. W tej chwili po prostu to nie było na jej siły. Jednego była pewna: gdy Bellatricks ponownie wyceluje w nią różdżką i wypowie formułę zaklęcia niewybaczalnego z jej ust nie ma prawa wydobyć się żaden dźwięk. A wszystko dlatego, że nawet wtedy, gdy słyszała jakby znajdowała się głęboko pod wodą do jej uszu wciąż dochodziło zawodzenie Harry’ego i Rona, usiłujących wydostać się z piwnicy, by jej pomóc i to raniło ją dotkliwiej nawet niż jakiekolwiek zaklęcie.
- Widzę, że z ciebie twarda sztuka- skwitowała Bellatricks po chwili, niebezpiecznie zbliżając się do dziewczyny, całkowicie zdanej na jej łaskę- Coś czuję, że niedługo zajmiesz łóżko w św. Mungu- zakpiła- tuż obok państwa Longbottom. Kto wie, może będzie cię tam odwiedzać ten ich fajtłapowaty synalek od siedmiu boleści?
Tego już było za wiele. Jakim prawem ta wywłoka wspominała rodziców Neville’a? Nie dość, że sama za pomocą tortur pozbawiła ich zdrowych zmysłów i wpakowała do szpitala psychiatrycznego to jeszcze teraz szczyci się tym, jak gdyby rozbicie cudzej rodziny i doprowadzenie do tragedii, z której nie sposób się otrząsnąć było jakimś wiekopomnym osiągnięciem. Hermiona poczuła w ustach gorzki smak żółci, gdy wyczerpanie wyparte zostało przez nieopisaną nienawiść i wściekłość i już otwierała usta, chcąc wykrzyczeć wszystkie obelgi jakie jej tylko przyjdą do głowy, jednak w tym samym momencie brunetka, z pogardliwie wykrzywionymi wargami od niechcenia skierowała na nią różdżkę i mimo wyraźnego błagania widocznego w czekoladowych tęczówkach wypowiedziała to jedno, krótkie słowo, które przysporzyło siedemnastolatce tyle cierpienia:
- Crucio!- usłyszała jedynie i jej świat eksplodował bólem...ciało wygięło się w łuk, kierowane konwulsjami a z ust wydobył się charkot, z każdą kolejną sekundą zmieniający się we wrzask pełen rozpaczy. Zapomniała w tej chwili o swoim niedawnym postanowieniu, zapomniała o wszystkim poza tym bólem, bo tylko on był realny. Czuła go całą sobą... Każdą komórką ciała... Nie miała pojęcia, ile to trwało... Nie miała pojęcia, ile jeszcze wytrzyma... Pragnęła po prostu zakończyć te męki nawet, jeśli miałaby o to błagać, jednak na to nie starczyło jej sił. Po raz kolejny upadła na kosztowny, perski dywan, w miękkich włóknach ukrywając zlaną potem twarz.
- Ty plugawa zarazo!- wydarła się Bellatricks i ku uciesze reszty zebranych chwyciła dziewczynę za włosy i pociągnęła do góry zmuszając, by stanęła na nogi ignorując zupełnie jej cichy jęk protestu.
- Trzęsiesz się ze strachu- zauważyła śmierciożerczyni radośnie- pochlebiałoby mi to, gdybyś nie skaziła cennej pamiątki rodzinnej-dodała z odrazą po czym z całej siły cisnęła ją przez pokój. Dziewczyna przeleciała dobre kilka metrów zanim uderzyła o przeciwległą ścianę i z głuchym łokstem osunęła się na kolana. Zacisnęła zęby, nie chcąc okazać swojej słabości, ale i tak cicho jęknęła z bólu. Bellatricks już robiła krok w jej stronę gdy nagle od frontu dało się słyszeć podwójne trzaśnięcie drzwiami i po sekundzie w salonie pojawiła się kolejna, mroczna postać.
- Co tu się do diaska dzieje?- ten głos był ostatnim, jaki Hermiona w ogóle chciała usłyszeć. Od niemal siedmiu lat nigdy nie marzyła o niczym tak bardzo jak o tym, by jego właściciela spotkało coś naprawdę złego. Z całego serca życzyła mu upokorzeń, które on dzień w dzień serwował swoim szkolnym ofiarom. To było jednak nic, bo fakt, że ten młody, ledwie siedemnastoletni chłopak stał się śmierciożercą obligował go do tego, że musiał robić rzeczy gorsze, o wiele gorsze. Tu już nie było uczniów, którzy mogliby się mu postawić. Tu nie było ograniczeń, których musiał przestrzegać. Tu nie było nauczycieli, którzy by go ukarali, ani dyrektora władnego odebrać mu różdżkę za niewłaściwe używanie czarów. To było życie, w którym Hermiona nigdy nie chciała go już spotkać, niestety jak widać los nie był dla niej łaskawy. Aż w niej zawrzało na widok tych jego idealnie zaczesanych jasnych włosów, umięśnionej sylwetki i błękitnych, lodowatych oczu. Był zarozumiały i przeświadczony o własnej nieskazitelności, jak wszyscy Malfoy'owie...
- Draco, co ty tu robisz?- głos Lucjusza Malfoy'a wyrwał ją z zamyślenia- myślałem, ze jesteś...
- Och, wiem, że myślałeś- przerwał mu syn a Hermiona mimowolnie się wzdrygnęła. Nienawidziła tego głosu od pierwszej klasy. Zawsze porównywała go do papieru ściernego: był ostry, władczy i ociekający ironią- myślałeś też, że się nie dowiem, że żeby wkupić się w Jego łaski wystawisz mu rodzinę Parkinsonów. Niestety, myliłeś się.
- Jak śmiesz się tak do mnie zwracać?- Lucjusz obrzucił chłopaka jednym krótkim, ostrym spojrzeniem- nie masz prawa osądzać mnie za to, co robię by ratować naszą rodzinę.
- Draco, kochanie- tym razem głos zabrała stojąca za mężem Narcyza- nie rozumiem w czym rzecz. Przecież ty i Pansy już nawet nie jesteście razem. Dobrze wiesz, że jej ojciec zasłużył sobie na śmierć, za to co zrobił.
- Jej matka i siostra też?- wydarł się blondyn już zupełnie nad sobą nie panując a Hermiona ze zdziwieniem zobaczyła w jego oczach dziwny błysk... czyżby to było współczucie?- Blaise tam był. A teraz nie żyje. Wciąż nie wiesz w czym rzecz?
- Lepiej on niż my chłopcze- głos Bellatricks był opanowany- nie widzieliście się już niemal od roku. Jego los nie powinien cię interesować. Najważniejsza jest teraz nasza pozycja, nie możemy sobie pozwolić na błąd. TY musisz nam pomóc, inaczej już po nas.
- Proszę...- dodała Narcyza błagalnie spoglądając na syna. Ten w końcu spuścił wzrok, jakby poddawał się losowi i dopiero teraz zauważył leżącą na podłodze Gryfonkę. Odkoczył do tyłu jak oparzony.
- co...Jak...
- Myślę, że nie trzeba was sobie przedstawiać- zauważył z ironią Lucjusz.- Draco, musisz nam pomóc...
- W czym?Mam ją zabić? Torturować? Zabić torturując?- złość w jego głosie była wyraźna, jednak Hermiona była niemal pewna, że bez względu na wszystko podda się woli ojca. Ten spojrzał na niego bez emocji, jakby zwracał się do kogoś obcego.
- Jeśli umiesz?- warknął- byłbym z ciebie dumny.
Bellatricks wybuchnęła obłąkańczym śmiechem. Pod obstrzałem spojrzeń Draco głośno przełknął ślinę i podszedł do dziewczyny. Ta uniosła wzrok, pałajacy chęcią zemsty. Bała się, to prawda, jednak nie zamierzała umrzeć jako tchórz. Jeśli to jej ostatnie chwile spojrzy śmierci w oczy.
Gdzieś w głębi jej czekoladowych oczu Draco, obok odwagi i złości ujrzał coś jeszcze- nieme błaganie o pomoc. Tak bardzo chciał, by odwróciła wzrok, by przestała go dręczyć ponieważ wiedział, co za chwilę musi zrobić. Jednak ona była nieustępliwa, jakby rzucała mu wyzwanie.
„Odważysz się Draco?”.
Przypominała mu Dubleadore'a tamtej nocy gdy zginął. Jego też nie potrafił zranić, choć wielokrotnie marzył o chwili takiej jak tamta- była wręcz idealna, lecz z niej nie skorzystał. Dlaczego? Czyż nie należał do wielkiego rodu Malfoy'ów? Czyż nie był siostrzeńcem najokrutniejszej kobiety chodzącej po tej ziemi? Czyż nie nienawidził? A mimo to, gdzieś bardzo głęboko odczuwał do niego współczucie, bo wiedział że to nieuniknione i bał się. Bał się tego, co nastąpi potem.
Tymczasem Hermiona wciąż na niego patrzyła. Słyszał jej urywany oddech. Widział rany, jakie zadała jej Bellatricks, z których obficie sączyła się krew. I choć nienawidził dziewczyny jak nikogo innego, no może poza tym całym bliznowatym i jego przydupasem Weasley'em czuł, ze nie chce jej skrzywdzić. Jaka szkoda, że nie miał wyjścia...
- Wiesz- odezwał się cicho, wciąż patrząc na leżącą tuż przed nim dziewczynę- ja jej naprawdę nienawidzę. Z całego serca.
- Więc zrób to Draco- podpowiedziała Bellatricks, podnieconym szeptem.
- Nienawidzę jej, jednak jest coś czego nienawidzę bardziej- ciągnął ukradkiem biorąc ją za rękę. Dopiero teraz spojrzał na najbliższych, posyłając im wyzywające spojrzenie-tego życia- zakończył i nim ktokolwiek zorientował się co się dzieje, Draco teleportował się z trzaskiem. Sekundę pózniej po nim i Granger nie było już śladu.
- Hermiona!- dało się usłyszeć krzyk Rona, zanim w posiadłości Malfoy'ów rozpętało się piekło, którego tamtej dwójce cudem udało się uniknąć.