wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 2. Spłata Długu

Pierwszym, co poczuła Hermiona był czyjś subtelny dotyk. Najpierw długie, smukłe palce musnęły jej nadgarstek, potem ramię, następnie czoło, policzek i w końcu popękane wargi. Ten dotyk był jej nieznany. Ani Harry, ani Ron ani nikt inny z bliskich jej osób nie mógł tego robić w taki sposób. No właśnie: czego tak właściwie? Chciała się przekonać. Nieprzytomnie zamrugała i w końcu nieśmiało uchyliła powieki.
Najpierw oślepiła ją jasna kula, która okazała się być po prostu popołudniowym słońcem a następnie, gdy jej oczy przyzwyczaiły się w końcu do tej jasności dziewczyna ujrzała coś, czego się w ogóle nie spodziewała, coś co zaskoczyło ją jeszcze bardziej niż fakt, że jakimś dziwnym zrządzeniem losu znalazła się lesie, którego nawet nie znała.
Nad nią pochylał się Draco Malfoy we własnej osobie z garścią mokrych chusteczek w jednej dłoni i fiolką z jakimś eliksirem w drugiej. Jego jasne włosy, całe mokre tkwiły w nieładzie nadając mu jeszcze bardziej łobuzerski wygląd a błękitne oczy ciskały błyskawice. Mimo to jego dotyk okazał się delikatny, niemal czuły, gdy oczyszczał jej rany i za pomocą owego eliksiru hamował krwawienie. Dopiero po minucie do Hermiony dotarło, co tak naprawdę się dzieje i odpychając jego dłonie zerwała się na równe nogi. Niestety, przeceniła swoje siły, bo zachwiała się niebezpiecznie i gdyby nie Malfoy zapewne ponownie runęłaby na mokrą od rosy trawę.
- Co się dzieje? Gdzie my jesteśmy?- krzyknęła spanikowana, odpychając go od siebie. Nie chciała jego pomocy, wolałaby już kolejne spotkanie z Bellatricks niż te silne, zdradzieckie ramiona oplatające jej talię. Chłopak w żaden sposób nie zareagował na jej krzyki, na strach tak dobrze widoczny w jej oczach. Zrobił krok do tyłu i oparł się o pobliskie drzewo, wpatrując się w nią bez większego zainteresowania. Hermiona tymczasem zaczęła gorączkowo przeszukiwać kieszenie szarego płaszczyka, który miała na sobie i już po chwili rzuciła Draconowi wściekłe spojrzenie, pełne nie za dobrze skrywanej nienawiści.
- Gdzie moja różdżka Malfoy?- zapytała licząc na to, że zabrzmiała groźnie. Nie miała pewności, wciąż była słaba. A czuła się jeszcze słabsza bez jedynej broni jaką posiadała w obecności odwiecznego wroga, który niemal własnoręcznie zamordował samego Dumbleadore’a.
- Spokojnie, nie po to ratowałem twój szlamowaty tyłek, żeby teraz cię zabijać- prychnął Malfoy, krzywiąc się teatralnie- a teraz przepraszam, ale muszę coś zjeść.
Minął ją jak gdyby nigdy nic, zmierzając w tylko sobie znanym kierunku. Hermiona, wciąż obolała i pełna niepokoju zadziałała impulsywnie i chwyciła chłopaka za przedramię zmuszając, aby się zatrzymał.
- Nic z tego Malfoy, najpierw oddasz moją różdżkę i wyjaśnisz o co w tym wszystkim chodzi- oświadczyła hardo, patrząc mu prosto w oczy.
- Zabierz te brudne łapska, wredna szlamo- syknął przez zęby, jednak dziewczyna nie zareagowała. Z bitwy na spojrzenia wyszła zwycięsko i już po chwili blondyn, ciężko westchnąwszy uprzednio, sięgnął do wewnętrznej kieszeni czarnej marynarki, którą miał na sobie i wyjął z niej różdżkę dziewczyny.
- Zadowolona?- warknął a ona uśmiechnęła się mimowolnie i odeszła kawałek, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Nie miała pojęcia, co się działo przed ani po tym, jak była torturowana. Pamiętała ból, tego nie dało się zapomnieć jednak nie wiedziała, jakim cudem znalazła się pośrodku lasu ze swoim największym wrogiem. Jakiś głosik w głowie wciąż jej powtarzał, ze to podstęp, że powinna uciekać i nigdy tu nie wrócić, ale wiedziała, że nawet jeśli to i tak nie będzie miała sił się bronić. Pamiętała rozmowę Dracona z ojcem i to pozwalało jej mieć nadzieję, że chłopak nie zabije jej gdy ta odwróci się do niego plecami. Resztę tamtego dnia spowijał mrok. Nie miała pojęcia ile czasu minęło, co się tak naprawdę wydarzyło. Czuła, że powinna coś zrobić, gdzieś pójść, że jest coś o czym musi pamiętać, a jednak to chyba nie było takie ważne, skoro wyleciało jej z głowy, prawda? To dlaczego ten niepokój nie chciał dać jej spokoju? Dlaczego powtarzał, że jeśli się nie pospieszy, wszystko straci?
- Trzymaj- głos Malfoy’a wyrwał ją z zamyślenia. Już od jakiegoś czasu stał przed nią trzymając metalowy kubek z jakimś brunatnym napojem, jednak ta go nie zauważyła, pochłonięta myślami. Teraz niepewnie przyjęła od niego kubek, zerkając na blondyna podejrzliwie.
- Spokojnie, to nie trucizna- sarknął, napotkawszy jej wzrok- pomoże ci wydobrzeć.
- Co tu się dzieje Malfoy?- ponowiła pytanie czując się niczym mała dziewczynka rozmawiająca z dużo mądrzejszym od siebie tatusiem.
- Posłuchaj Granger, nie mam ochoty na dyskusje z tobą- powiedział z wyraźnym obrzydzeniem- nie chcesz nie pij, twoja sprawa. Jeśli się jednak zdecydujesz to przy okazji informuję cię, że usmażyłem dwa jajka. Co prawda to nie najlepszy posiłek, ale jednak to lepsze niż nic. Kawałek na północ jest strumyk, w razie jakbyś chciała się umyć albo napić nieskażonej wody- tu uśmiechnął się z drwiną- w każdym razie widzę, że nie potrzebujesz już mojej pomocy tak więc...
- Malfoy- fuknęła na niego a uwadze chłopaka nie umknęło, że dopiero co odzyskaną różdżkę trzymała w pogotowiu- powiedz mi co tu się dzieje!
- Jezu, nie drzyj się już tak- westchnął i ku zaskoczeniu dziewczyny przysiadł na zwalonym pniu gestem nakazując, by usiadła naprzeciw niego.
- Ciotka wraz z ojcem kazali mi cię zabić, więc teleportowałem nas tutaj- począł wyjaśniać głosem wyzutym z wszelkich uczuć- byłaś w takim stanie, że nie dałabyś rady choćby stanął o własnych siłach więc cię opatrzyłem. Uprzedzając twoje kolejne pytanie wszystkie rzeczy zabrałem z domu jakiejś starej czarownicy, gdzie teleportowałem nas wcześniej. To kiedyś był nasz dom, ale ojciec go sprzedał, żeby... z resztą nie ważne. Oto cała historia...
Hermiona go już jednak nie słuchała, nagle uświadamiając sobie tę część układanki, której wcześniej jej otępiały umysł nie mógł zlokalizować.
- Boże!- wykrzyknęła, zrywając się z miejsca, pobladła na twarzy- gdzie Harry i Ron?! Gdzie oni są?
- O to samo chciałem właśnie cię zapytać- zironizował Malfoy, uśmiechając się nagle chytrze- przez ostatnie sześć i pół roku ani razu nie widziałem, żebyście się kiedykolwiek rozstawali. Czyżby legendarny trójkąt się rozpadł?
- Przestań się zgrywać!- warknęła dziewczyna z wyraźną paniką w głosie- byli ze mną Malfoy! Wtedy gdy twoja popieprzona rodzinka się nade mną znęcała! Byli tam, byli...
Jej udręczone ciało nie mogło znieść takiego nawału sprzecznych uczuć i niebawem Hermiona osunęła się na kolana, jednocześnie starając się przypomnieć sobie wszystko jednak to nie było takie proste. Nawet nie zauważyła, gdy podszedł do niej Malfoy, wbijając w nią twarde spojrzenie błękitnych tęczówek.
- Spokojnie, to przecież słynny Potter- powiedział z niezbyt dobrze zamaskowaną kpiną- Wybrańcowi nic nie może się stać.
Hermiona podniosła na niego oczy pełne łez a mimo to stanowcze i zdeterminowane.
- Muszę tam wrócić- oświadczyła z mocą- muszę ich znaleźć...
W dzień pogrzebu Zgredka, domowego skrzata, który ocalił ich życie za cenę własnego Harry i Ron wykopali głęboki dół bez pomocy czarów po czym go w nim pochowali, zasypując wszystko ziemią i taką ilością kwiatów, jaką tylko udało im się znaleźć- ich mały przyjaciel je uwielbiał. Potem wystrugali prowizoryczny krzyż z napisem informującym każdego, kto zechciał przeczytać o odwadze i waleczności zmarłego. Choć tyle mogli zrobić, by upamiętnić tego wspaniałego towarzysza. Wypełniając swój obowiązek wobec niego wyruszyli w dalszą podróż. Choć wcześniej planowali „napad” na bank Gringotta, niezdobyty wcześniej przez nikogo postanowili tego zaniechać z powodu zniknięcia Hermiony. Martwili się o nią, na własne oczy widzieli bowiem za czyją sprawą się teleportowała i wiedzieli, że nie spoczną, póki jej nie odnajdą. To było w tej chwili najważniejsze.
Ron spojrzał na Harry’ego z mieszaniną strachu i determinacji. Ten tylko skinął głową i podążył z nim na sam skraj klifu tuż przy „muszelce”, domu Fleur i Billa, gdzie spędzili tę noc. Spojrzeli na siebie po raz ostatni i wsiedli na miotły. Odpychając się od ziemi wznieśli się w przestworza, gnani palącym pragnieniem, by znów zobaczyć najlepszą przyjaciółkę.
- MALFOY!- krzyknęła Hermiona, po raz kolejny teleportując się ledwie kilka metrów od miejsca, gdzie przed chwilą stała- co się dzieje? Dlaczego...
- Jest kilka teorii na ten temat- odparł chłopak z kpiącym uśmiechem, opierając się nonszalancko o drzewo- Pierwsza: jesteś po prostu za słaba, żeby się teleportować. Druga: NIKT, powtarzam NIKT nie może się w taki sposób dostać do naszej rezydencji. Trzecia: wszystko, co powyżej.
- W takim razie mi pomóż- poprosiła niespodziewanie a gdy Malfoy już otwierał usta by zaprotestować powstrzymała go ruchem dłoni- to nie jest tak wiele. Chodzi tylko o to, byś pomógł mi się tam dostać.
- Naprawdę chcesz dla tych dwóch palantów ryzykować życie?- zdziwił się szczerze, marszcząc brwi.
- Nic ci do tego- ucięła- skoro jesteś tak pewny tego, że zginę to tym bardziej powinieneś mi pomóc.
- Och uwierz, że chciałbym- prychnął, wywracając oczami- ale nawet ja nie mogę się tam teleportować.
- Łżesz jak pies!- warknęła Hermiona w odpowiedzi- niby jakim cudem deportowałeś się stamtąd a nie możesz tam wrócić?
- Niby takim, że należę do rodu Malfoy’ów a nie jestem panem domu- odparł takim samym tonem- tylko mój ojciec to potrafi, ale sądzę, że nie zechce ci pomóc. No chyba, że będzie chciał cię zabić. W sumie, jak o tym myślę to śmiało, idź do niego i zapytaj o zdanie. Rozwiążesz mój problem.
- Największy problem to ty masz sam ze sobą- krzyknęła, kompletnie wyprowadzona z równowagi- a skoro jest ci to takie obojętne to nie rozumiem dlaczego mnie ratowałeś?!
- nie twój zakichany interes Granger!- wrzasnął- jeśli chcesz ratować tych swoich przydupasów to śmiało- leć. Ja nie zamierzam ci pomagać!
- No i świetnie- odparła buńczucznie- bo ja nie potrzebuję pomocy tchórza!
Nie przewidziała skutków swoich słów. Malfoy w kilku susach znalazł się przy niej, chwycił za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Usiłowała się wyrwać, ale był za silny. A może ona za słaba? Już sama nie wiedziała.
- Jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie tchórzem to tego pożałujesz mała, brudna szlamo- wycedził przez zęby- w szkole musiałem to znosić, ale poza jej murami nie zamierzam. Powinnaś mi dziękować, bo gdyby nie ja nigdy już byś mi nie zagroziła, no chyba że zza grobu.
Zapadła pełna napięcia cisza. Oboje mierzyli się nienawistnymi spojrzeniami. Ich twarze dzieliły może milimetry. Czuli nawzajem swoje oddechy, słyszeli szybko bijące serca. Oboje wiedzieli, że jeden niewłaściwy ruch może sprowokować drugie do ataku, dlatego przez chwilę po prostu zamarli w bezruchu. W końcu, po minucie, która Hermionie wydawała się być wiecznością Draco cofnął się, wypuszczając ją z objęć. Dziewczyna odetchnęła z ulgą.
- Rób co chcesz- westchnął blondyn i ruszył w kierunku prowizorycznego obozowiska, które rozbił, gdy Hermiona była nieprzytomna. Ta przez chwilę patrzyła za nim i w końcu odwróciła się na pięcie i podążyła w przeciwnym kierunku. Z jego pomocą czy bez niej musiała odnaleźć przyjaciół. Musiała pomóc Harry’emu zrealizować jego misję, wiedziała że bez niej sobie nie poradzi.
Przedzierała się przez drzewa, usiłując odnaleźć wyjście z tego cholernego lasu. W jednym Malfoy miał rację: była zbyt słaba, żeby się teleportować. Z resztą, nawet jakby miała taką możliwość to i tak nie wiedziałaby dokąd miałaby się udać. Rezydencja Malfoy’ów odpadała, a nawet jeśli chciałaby się znaleźć gdzieś w jej pobliżu nie mogłaby, bo najpierw musiałaby sobie to wizualizować a przecież przez całą drogę, gdy Grayback ich tam przyprowadził miała zasłonięte oczy. Wiedziała do czego zdolny jest Harry, więc liczyła na to, że obaj razem z Ronem się uratowali. Musieli, prawda?
Z tą myślą szła, sama nie wiedziała jak długo. Była głodna, brudna i zmęczona. Mimo to uparcie parła do przodu. Nie mogła się zatrzymać.
W pewnym momencie, gdy słońce znikło bezpowrotnie na nieboskłonie a wiatr niespodziewanie wzmógł się, targając koronami drzew i przyprawiając dziewczynę o gęsią skórkę usłyszała dźwięk, który sprawił, że zamarła.
TRZASK! TRZASK! TRZASK!
Tak, wyraźnie słyszała trzask łamanych gałęzi. Ktoś bardzo szybko zmierzał w jej kierunku, zupełnie jakby biegł. Był coraz bliżej. Nie wiedziała, co ma zrobić. A jeśli to jakieś oszalałe, dzikie zwierzę, któremu stała na drodze? Albo jakiś równie szalony śmierciożerca? Sama nie wiedziała, co byłoby gorsze.
TRZASK! TRZASK!TRZASK!
Ktokolwiek to był, zbliżał się w zastraszającym tempie. W przypływie instynktu samozachowawczego Hermiona w ostatniej chwili uskoczyła za drzewo i wstrzymując oddech zacisnęła zgrabiałe palce na trzonku różdżki. W uszach buzowała jej krew, jej serce ruszyło galopem. Wiedziała, że bez względu na to, kim jest ta osoba, ona mimo swojej rozległej wiedzy i niezaprzeczalnemu talentowi nie da jej rady w walce. W każdym razie nie w takim stanie. Czekała więc tylko modląc się, by jej nie zauważyła.
W pewnym momencie kroki przycichły. Hermiona usłyszała jedynie czyjś świszczący oddech, niebezpiecznie blisko swojej kryjówki. Z trudem przełknęła ślinę i przylgnęła do pnia buka jeszcze bardziej. Sekundy dłużyły się niemiłosiernie, pełną napięcia ciszę zakłócał jedynie dźwięk szeleszczących na wietrze liści. W pewnym momencie Hermiona odważyła się przesunąć kawałek i ostrożnie wyjrzała ze swojej kryjówki. Zdołała ujrzeć czarne, błyszczące lakierki, delikatnie stąpające po oświetlonej księżycowym blaskiem trawie, nim czyjeś silne ramiona wciągnęły ją z powrotem za drzewo. Serce podeszło jej do gardła i dziewczyna wydała z siebie zduszony okrzyk, nim w mroku dostrzegła błyszczące z wściekłości błękitne oczy.
- Zamknij się idiotko- warknął Draco, zasłaniając jej usta dłonią. Był cały zasapany a włosy miał zmierzwione, jak po długim biegu. O dziwo na jego widok Hermiona odczuła ulgę: z dwojga złego lepiej on, niż jakiś okrutny wyznawca Voldemorta.
- Widzę, że nasza rodzina schodzi na psy- odezwał się ktoś za jej plecami i nim się obejrzała owy ktoś za pomocą zaklęcia uniósł Dracona i ulokował go wysoko nad ziemią. Chłopak zawisł kilka metrów w powietrzu, rozpaczliwie wierzgając nogami i rękoma.
- Gdzie twój ojciec popełnił błąd?- zapytał Leastrange, mąż Bellatricks- kiedy zacząłeś zadawać się ze szlamem? Kiedy utraciłeś godność?
- A ty?- krzyknął chłopak z góry- kiedy przestałeś się przejmować śmiercią najbliższych sobie osób? Kiedy utraciłeś własną indywidualność na rzecz mojego ojca? Czy gdyby Bellatricks została w bestialski sposób zamordowana też wzruszyłbyś ramionami i stwierdził, ze tak miało być?
- Gdyby to była wola Czarnego Pana to tak- odparł bez emocji za to z szerokim uśmiechem. Nawet nie zauważył, gdy Hermiona ustawiła się w pozycji obronnej, wcelowując w niego różdżką.
- Opuść go na ziemię Leastrange- warknęła groźnie. Mężczyzna obrzucił ją jednym, badawczym spojrzeniem i zaśmiał się ochryple.
- Proszę proszę- zacmokał złośliwie- szlama Pottera staje w obronie znienawidzonego czarodzieja czystej krwi? Czyżbym przegapił prima aprilis?
- EXPELIARMUS!- wykrzyknęła dziewczyna, a różdżka Leastrange’a wyleciała w powietrze. Ten, zszokowany, że taki mugolak jak ona w ogóle odważył się go zaatakować obrzucił ją morderczym spojrzeniem i zrobił krok w jej kierunku, ale dokładnie w tym momencie Draco runął na ziemię, zwalając „wujka” z nóg. Hermiona natychmiast podbiegła do blondyna i pomogła mu wstać, po czym oboje pognali w głąb lasu, nie oglądając się za siebie. Leastrange deptał im po piętach- był bardzo szybki. Biegli slalomem, omijając drzewa i zwalone pnie, ale wiedzieli że nie dają rady uciec. W pewnym momencie dotarli nad przepaść w miejscu, gdzie kończył się las. Tu kończyła się droga. W dole płynął nurt bystrej rzeki a między jedną skarpą a drugą było wiele metrów nie do przebycia, no chyba na miotle, której nie mieli do dyspozycji.
- I co teraz?- zapytał Draco, nie kryjąc strachu. Hermiona spojrzała na niego a potem obejrzała się przez ramię. Z mroku wyłonił się uśmiechnięty od ucha do ucha Leastrange.
- No i co teraz gołąbeczki?- zarechotał i powoli, rozkoszując się niewątpliwym zwycięstwem ruszył w ich stronę. Hermiona spojrzała kątem oka na Dracona i wyciągnęła dłoń bez słowa. Chłopak skrzywił się odruchowo, ale posłusznie ją ujął. Leastrange zmarszczył brwi i przyspieszył kroku, ale było już za późno- Hermiona i Draco zawirowali i z charakterystycznym trzaskiem znikli w mrokach nocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz