Pierwszym, co poczuła Hermiona był czyjś subtelny dotyk. Najpierw
długie, smukłe palce musnęły jej nadgarstek, potem ramię, następnie
czoło, policzek i w końcu popękane wargi. Ten dotyk był jej nieznany.
Ani Harry, ani Ron ani nikt inny z bliskich jej osób nie mógł tego robić
w taki sposób. No właśnie: czego tak właściwie? Chciała się przekonać.
Nieprzytomnie zamrugała i w końcu nieśmiało uchyliła powieki.
Najpierw
oślepiła ją jasna kula, która okazała się być po prostu popołudniowym
słońcem a następnie, gdy jej oczy przyzwyczaiły się w końcu do tej
jasności dziewczyna ujrzała coś, czego się w ogóle nie spodziewała, coś
co zaskoczyło ją jeszcze bardziej niż fakt, że jakimś dziwnym
zrządzeniem losu znalazła się lesie, którego nawet nie znała.
Nad
nią pochylał się Draco Malfoy we własnej osobie z garścią mokrych
chusteczek w jednej dłoni i fiolką z jakimś eliksirem w drugiej. Jego
jasne włosy, całe mokre tkwiły w nieładzie nadając mu jeszcze bardziej
łobuzerski wygląd a błękitne oczy ciskały błyskawice. Mimo to jego dotyk
okazał się delikatny, niemal czuły, gdy oczyszczał jej rany i za pomocą
owego eliksiru hamował krwawienie. Dopiero po minucie do Hermiony
dotarło, co tak naprawdę się dzieje i odpychając jego dłonie zerwała się
na równe nogi. Niestety, przeceniła swoje siły, bo zachwiała się
niebezpiecznie i gdyby nie Malfoy zapewne ponownie runęłaby na mokrą od
rosy trawę.
- Co się dzieje? Gdzie my jesteśmy?- krzyknęła
spanikowana, odpychając go od siebie. Nie chciała jego pomocy, wolałaby
już kolejne spotkanie z Bellatricks niż te silne, zdradzieckie ramiona
oplatające jej talię. Chłopak w żaden sposób nie zareagował na jej
krzyki, na strach tak dobrze widoczny w jej oczach. Zrobił krok do tyłu i
oparł się o pobliskie drzewo, wpatrując się w nią bez większego
zainteresowania. Hermiona tymczasem zaczęła gorączkowo przeszukiwać
kieszenie szarego płaszczyka, który miała na sobie i już po chwili
rzuciła Draconowi wściekłe spojrzenie, pełne nie za dobrze skrywanej
nienawiści.
- Gdzie moja różdżka Malfoy?- zapytała licząc na to,
że zabrzmiała groźnie. Nie miała pewności, wciąż była słaba. A czuła się
jeszcze słabsza bez jedynej broni jaką posiadała w obecności
odwiecznego wroga, który niemal własnoręcznie zamordował samego
Dumbleadore’a.
- Spokojnie, nie po to ratowałem twój szlamowaty
tyłek, żeby teraz cię zabijać- prychnął Malfoy, krzywiąc się teatralnie-
a teraz przepraszam, ale muszę coś zjeść.
Minął ją jak gdyby
nigdy nic, zmierzając w tylko sobie znanym kierunku. Hermiona, wciąż
obolała i pełna niepokoju zadziałała impulsywnie i chwyciła chłopaka za
przedramię zmuszając, aby się zatrzymał.
- Nic z tego Malfoy,
najpierw oddasz moją różdżkę i wyjaśnisz o co w tym wszystkim chodzi-
oświadczyła hardo, patrząc mu prosto w oczy.
- Zabierz te brudne
łapska, wredna szlamo- syknął przez zęby, jednak dziewczyna nie
zareagowała. Z bitwy na spojrzenia wyszła zwycięsko i już po chwili
blondyn, ciężko westchnąwszy uprzednio, sięgnął do wewnętrznej kieszeni
czarnej marynarki, którą miał na sobie i wyjął z niej różdżkę
dziewczyny.
- Zadowolona?- warknął a ona uśmiechnęła się
mimowolnie i odeszła kawałek, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Nie
miała pojęcia, co się działo przed ani po tym, jak była torturowana.
Pamiętała ból, tego nie dało się zapomnieć jednak nie wiedziała, jakim
cudem znalazła się pośrodku lasu ze swoim największym wrogiem. Jakiś
głosik w głowie wciąż jej powtarzał, ze to podstęp, że powinna uciekać i
nigdy tu nie wrócić, ale wiedziała, że nawet jeśli to i tak nie będzie
miała sił się bronić. Pamiętała rozmowę Dracona z ojcem i to pozwalało
jej mieć nadzieję, że chłopak nie zabije jej gdy ta odwróci się do niego
plecami. Resztę tamtego dnia spowijał mrok. Nie miała pojęcia ile czasu
minęło, co się tak naprawdę wydarzyło. Czuła, że powinna coś zrobić,
gdzieś pójść, że jest coś o czym musi pamiętać, a jednak to chyba nie
było takie ważne, skoro wyleciało jej z głowy, prawda? To dlaczego ten
niepokój nie chciał dać jej spokoju? Dlaczego powtarzał, że jeśli się
nie pospieszy, wszystko straci?
- Trzymaj- głos Malfoy’a wyrwał ją
z zamyślenia. Już od jakiegoś czasu stał przed nią trzymając metalowy
kubek z jakimś brunatnym napojem, jednak ta go nie zauważyła,
pochłonięta myślami. Teraz niepewnie przyjęła od niego kubek, zerkając
na blondyna podejrzliwie.
- Spokojnie, to nie trucizna- sarknął, napotkawszy jej wzrok- pomoże ci wydobrzeć.
-
Co tu się dzieje Malfoy?- ponowiła pytanie czując się niczym mała
dziewczynka rozmawiająca z dużo mądrzejszym od siebie tatusiem.
-
Posłuchaj Granger, nie mam ochoty na dyskusje z tobą- powiedział z
wyraźnym obrzydzeniem- nie chcesz nie pij, twoja sprawa. Jeśli się
jednak zdecydujesz to przy okazji informuję cię, że usmażyłem dwa jajka.
Co prawda to nie najlepszy posiłek, ale jednak to lepsze niż nic.
Kawałek na północ jest strumyk, w razie jakbyś chciała się umyć albo
napić nieskażonej wody- tu uśmiechnął się z drwiną- w każdym razie
widzę, że nie potrzebujesz już mojej pomocy tak więc...
- Malfoy-
fuknęła na niego a uwadze chłopaka nie umknęło, że dopiero co odzyskaną
różdżkę trzymała w pogotowiu- powiedz mi co tu się dzieje!
- Jezu,
nie drzyj się już tak- westchnął i ku zaskoczeniu dziewczyny przysiadł
na zwalonym pniu gestem nakazując, by usiadła naprzeciw niego.
-
Ciotka wraz z ojcem kazali mi cię zabić, więc teleportowałem nas tutaj-
począł wyjaśniać głosem wyzutym z wszelkich uczuć- byłaś w takim stanie,
że nie dałabyś rady choćby stanął o własnych siłach więc cię
opatrzyłem. Uprzedzając twoje kolejne pytanie wszystkie rzeczy zabrałem z
domu jakiejś starej czarownicy, gdzie teleportowałem nas wcześniej. To
kiedyś był nasz dom, ale ojciec go sprzedał, żeby... z resztą nie ważne.
Oto cała historia...
Hermiona go już jednak nie słuchała, nagle
uświadamiając sobie tę część układanki, której wcześniej jej otępiały
umysł nie mógł zlokalizować.
- Boże!- wykrzyknęła, zrywając się z miejsca, pobladła na twarzy- gdzie Harry i Ron?! Gdzie oni są?
-
O to samo chciałem właśnie cię zapytać- zironizował Malfoy, uśmiechając
się nagle chytrze- przez ostatnie sześć i pół roku ani razu nie
widziałem, żebyście się kiedykolwiek rozstawali. Czyżby legendarny
trójkąt się rozpadł?
- Przestań się zgrywać!- warknęła dziewczyna z
wyraźną paniką w głosie- byli ze mną Malfoy! Wtedy gdy twoja
popieprzona rodzinka się nade mną znęcała! Byli tam, byli...
Jej
udręczone ciało nie mogło znieść takiego nawału sprzecznych uczuć i
niebawem Hermiona osunęła się na kolana, jednocześnie starając się
przypomnieć sobie wszystko jednak to nie było takie proste. Nawet nie
zauważyła, gdy podszedł do niej Malfoy, wbijając w nią twarde spojrzenie
błękitnych tęczówek.
- Spokojnie, to przecież słynny Potter- powiedział z niezbyt dobrze zamaskowaną kpiną- Wybrańcowi nic nie może się stać.
Hermiona podniosła na niego oczy pełne łez a mimo to stanowcze i zdeterminowane.
- Muszę tam wrócić- oświadczyła z mocą- muszę ich znaleźć...
W
dzień pogrzebu Zgredka, domowego skrzata, który ocalił ich życie za
cenę własnego Harry i Ron wykopali głęboki dół bez pomocy czarów po czym
go w nim pochowali, zasypując wszystko ziemią i taką ilością kwiatów,
jaką tylko udało im się znaleźć- ich mały przyjaciel je uwielbiał. Potem
wystrugali prowizoryczny krzyż z napisem informującym każdego, kto
zechciał przeczytać o odwadze i waleczności zmarłego. Choć tyle mogli
zrobić, by upamiętnić tego wspaniałego towarzysza. Wypełniając swój
obowiązek wobec niego wyruszyli w dalszą podróż. Choć wcześniej
planowali „napad” na bank Gringotta, niezdobyty wcześniej przez nikogo
postanowili tego zaniechać z powodu zniknięcia Hermiony. Martwili się o
nią, na własne oczy widzieli bowiem za czyją sprawą się teleportowała i
wiedzieli, że nie spoczną, póki jej nie odnajdą. To było w tej chwili
najważniejsze.
Ron spojrzał na Harry’ego z mieszaniną strachu i
determinacji. Ten tylko skinął głową i podążył z nim na sam skraj klifu
tuż przy „muszelce”, domu Fleur i Billa, gdzie spędzili tę noc.
Spojrzeli na siebie po raz ostatni i wsiedli na miotły. Odpychając się
od ziemi wznieśli się w przestworza, gnani palącym pragnieniem, by znów
zobaczyć najlepszą przyjaciółkę.
- MALFOY!- krzyknęła Hermiona, po
raz kolejny teleportując się ledwie kilka metrów od miejsca, gdzie
przed chwilą stała- co się dzieje? Dlaczego...
- Jest kilka teorii
na ten temat- odparł chłopak z kpiącym uśmiechem, opierając się
nonszalancko o drzewo- Pierwsza: jesteś po prostu za słaba, żeby się
teleportować. Druga: NIKT, powtarzam NIKT nie może się w taki sposób
dostać do naszej rezydencji. Trzecia: wszystko, co powyżej.
- W
takim razie mi pomóż- poprosiła niespodziewanie a gdy Malfoy już
otwierał usta by zaprotestować powstrzymała go ruchem dłoni- to nie jest
tak wiele. Chodzi tylko o to, byś pomógł mi się tam dostać.
- Naprawdę chcesz dla tych dwóch palantów ryzykować życie?- zdziwił się szczerze, marszcząc brwi.
- Nic ci do tego- ucięła- skoro jesteś tak pewny tego, że zginę to tym bardziej powinieneś mi pomóc.
- Och uwierz, że chciałbym- prychnął, wywracając oczami- ale nawet ja nie mogę się tam teleportować.
- Łżesz jak pies!- warknęła Hermiona w odpowiedzi- niby jakim cudem deportowałeś się stamtąd a nie możesz tam wrócić?
-
Niby takim, że należę do rodu Malfoy’ów a nie jestem panem domu- odparł
takim samym tonem- tylko mój ojciec to potrafi, ale sądzę, że nie
zechce ci pomóc. No chyba, że będzie chciał cię zabić. W sumie, jak o
tym myślę to śmiało, idź do niego i zapytaj o zdanie. Rozwiążesz mój
problem.
- Największy problem to ty masz sam ze sobą- krzyknęła,
kompletnie wyprowadzona z równowagi- a skoro jest ci to takie obojętne
to nie rozumiem dlaczego mnie ratowałeś?!
- nie twój zakichany
interes Granger!- wrzasnął- jeśli chcesz ratować tych swoich przydupasów
to śmiało- leć. Ja nie zamierzam ci pomagać!
- No i świetnie- odparła buńczucznie- bo ja nie potrzebuję pomocy tchórza!
Nie
przewidziała skutków swoich słów. Malfoy w kilku susach znalazł się
przy niej, chwycił za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Usiłowała się
wyrwać, ale był za silny. A może ona za słaba? Już sama nie wiedziała.
-
Jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie tchórzem to tego pożałujesz mała,
brudna szlamo- wycedził przez zęby- w szkole musiałem to znosić, ale
poza jej murami nie zamierzam. Powinnaś mi dziękować, bo gdyby nie ja
nigdy już byś mi nie zagroziła, no chyba że zza grobu.
Zapadła
pełna napięcia cisza. Oboje mierzyli się nienawistnymi spojrzeniami. Ich
twarze dzieliły może milimetry. Czuli nawzajem swoje oddechy, słyszeli
szybko bijące serca. Oboje wiedzieli, że jeden niewłaściwy ruch może
sprowokować drugie do ataku, dlatego przez chwilę po prostu zamarli w
bezruchu. W końcu, po minucie, która Hermionie wydawała się być
wiecznością Draco cofnął się, wypuszczając ją z objęć. Dziewczyna
odetchnęła z ulgą.
- Rób co chcesz- westchnął blondyn i ruszył w
kierunku prowizorycznego obozowiska, które rozbił, gdy Hermiona była
nieprzytomna. Ta przez chwilę patrzyła za nim i w końcu odwróciła się na
pięcie i podążyła w przeciwnym kierunku. Z jego pomocą czy bez niej
musiała odnaleźć przyjaciół. Musiała pomóc Harry’emu zrealizować jego
misję, wiedziała że bez niej sobie nie poradzi.
Przedzierała się
przez drzewa, usiłując odnaleźć wyjście z tego cholernego lasu. W jednym
Malfoy miał rację: była zbyt słaba, żeby się teleportować. Z resztą,
nawet jakby miała taką możliwość to i tak nie wiedziałaby dokąd miałaby
się udać. Rezydencja Malfoy’ów odpadała, a nawet jeśli chciałaby się
znaleźć gdzieś w jej pobliżu nie mogłaby, bo najpierw musiałaby sobie to
wizualizować a przecież przez całą drogę, gdy Grayback ich tam
przyprowadził miała zasłonięte oczy. Wiedziała do czego zdolny jest
Harry, więc liczyła na to, że obaj razem z Ronem się uratowali. Musieli,
prawda?
Z tą myślą szła, sama nie wiedziała jak długo. Była
głodna, brudna i zmęczona. Mimo to uparcie parła do przodu. Nie mogła
się zatrzymać.
W pewnym momencie, gdy słońce znikło bezpowrotnie
na nieboskłonie a wiatr niespodziewanie wzmógł się, targając koronami
drzew i przyprawiając dziewczynę o gęsią skórkę usłyszała dźwięk, który
sprawił, że zamarła.
TRZASK! TRZASK! TRZASK!
Tak, wyraźnie
słyszała trzask łamanych gałęzi. Ktoś bardzo szybko zmierzał w jej
kierunku, zupełnie jakby biegł. Był coraz bliżej. Nie wiedziała, co ma
zrobić. A jeśli to jakieś oszalałe, dzikie zwierzę, któremu stała na
drodze? Albo jakiś równie szalony śmierciożerca? Sama nie wiedziała, co
byłoby gorsze.
TRZASK! TRZASK!TRZASK!
Ktokolwiek to był,
zbliżał się w zastraszającym tempie. W przypływie instynktu
samozachowawczego Hermiona w ostatniej chwili uskoczyła za drzewo i
wstrzymując oddech zacisnęła zgrabiałe palce na trzonku różdżki. W
uszach buzowała jej krew, jej serce ruszyło galopem. Wiedziała, że bez
względu na to, kim jest ta osoba, ona mimo swojej rozległej wiedzy i
niezaprzeczalnemu talentowi nie da jej rady w walce. W każdym razie nie w
takim stanie. Czekała więc tylko modląc się, by jej nie zauważyła.
W
pewnym momencie kroki przycichły. Hermiona usłyszała jedynie czyjś
świszczący oddech, niebezpiecznie blisko swojej kryjówki. Z trudem
przełknęła ślinę i przylgnęła do pnia buka jeszcze bardziej. Sekundy
dłużyły się niemiłosiernie, pełną napięcia ciszę zakłócał jedynie dźwięk
szeleszczących na wietrze liści. W pewnym momencie Hermiona odważyła
się przesunąć kawałek i ostrożnie wyjrzała ze swojej kryjówki. Zdołała
ujrzeć czarne, błyszczące lakierki, delikatnie stąpające po oświetlonej
księżycowym blaskiem trawie, nim czyjeś silne ramiona wciągnęły ją z
powrotem za drzewo. Serce podeszło jej do gardła i dziewczyna wydała z
siebie zduszony okrzyk, nim w mroku dostrzegła błyszczące z wściekłości
błękitne oczy.
- Zamknij się idiotko- warknął Draco, zasłaniając
jej usta dłonią. Był cały zasapany a włosy miał zmierzwione, jak po
długim biegu. O dziwo na jego widok Hermiona odczuła ulgę: z dwojga
złego lepiej on, niż jakiś okrutny wyznawca Voldemorta.
- Widzę,
że nasza rodzina schodzi na psy- odezwał się ktoś za jej plecami i nim
się obejrzała owy ktoś za pomocą zaklęcia uniósł Dracona i ulokował go
wysoko nad ziemią. Chłopak zawisł kilka metrów w powietrzu, rozpaczliwie
wierzgając nogami i rękoma.
- Gdzie twój ojciec popełnił błąd?-
zapytał Leastrange, mąż Bellatricks- kiedy zacząłeś zadawać się ze
szlamem? Kiedy utraciłeś godność?
- A ty?- krzyknął chłopak z
góry- kiedy przestałeś się przejmować śmiercią najbliższych sobie osób?
Kiedy utraciłeś własną indywidualność na rzecz mojego ojca? Czy gdyby
Bellatricks została w bestialski sposób zamordowana też wzruszyłbyś
ramionami i stwierdził, ze tak miało być?
- Gdyby to była wola
Czarnego Pana to tak- odparł bez emocji za to z szerokim uśmiechem.
Nawet nie zauważył, gdy Hermiona ustawiła się w pozycji obronnej,
wcelowując w niego różdżką.
- Opuść go na ziemię Leastrange- warknęła groźnie. Mężczyzna obrzucił ją jednym, badawczym spojrzeniem i zaśmiał się ochryple.
-
Proszę proszę- zacmokał złośliwie- szlama Pottera staje w obronie
znienawidzonego czarodzieja czystej krwi? Czyżbym przegapił prima
aprilis?
- EXPELIARMUS!- wykrzyknęła dziewczyna, a różdżka
Leastrange’a wyleciała w powietrze. Ten, zszokowany, że taki mugolak jak
ona w ogóle odważył się go zaatakować obrzucił ją morderczym
spojrzeniem i zrobił krok w jej kierunku, ale dokładnie w tym momencie
Draco runął na ziemię, zwalając „wujka” z nóg. Hermiona natychmiast
podbiegła do blondyna i pomogła mu wstać, po czym oboje pognali w głąb
lasu, nie oglądając się za siebie. Leastrange deptał im po piętach- był
bardzo szybki. Biegli slalomem, omijając drzewa i zwalone pnie, ale
wiedzieli że nie dają rady uciec. W pewnym momencie dotarli nad przepaść
w miejscu, gdzie kończył się las. Tu kończyła się droga. W dole płynął
nurt bystrej rzeki a między jedną skarpą a drugą było wiele metrów nie
do przebycia, no chyba na miotle, której nie mieli do dyspozycji.
-
I co teraz?- zapytał Draco, nie kryjąc strachu. Hermiona spojrzała na
niego a potem obejrzała się przez ramię. Z mroku wyłonił się
uśmiechnięty od ucha do ucha Leastrange.
- No i co teraz
gołąbeczki?- zarechotał i powoli, rozkoszując się niewątpliwym
zwycięstwem ruszył w ich stronę. Hermiona spojrzała kątem oka na Dracona
i wyciągnęła dłoń bez słowa. Chłopak skrzywił się odruchowo, ale
posłusznie ją ujął. Leastrange zmarszczył brwi i przyspieszył kroku, ale
było już za późno- Hermiona i Draco zawirowali i z charakterystycznym
trzaskiem znikli w mrokach nocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz