wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 3. Niespodzianki

Odkąd cztery dni temu Draco i Hermiona teleportowali w jednym z kanadyjskich lasów ( Draco był tu kiedyś z rodzicami na wakacjach i nie wiadomo czemu pierwszym co mu przyszło do głowy w chwili zagrożenia było właśnie to miejsce) dziewczyna cały wolny czas przesiadywała z nosem w książkach. Nie odzywała się do niego, robiąc wszystko, żeby odsunąć od siebie chłopaka a jemu momentalnie przypominał się Hogwart, gdy ta przesiadywała godzinami w bibliotece albo knuła z tymi gamoniami, jakimś cudem rok w rok ratującymi magiczny świat i broniącymi wszystkich nieudaczników w zamku. Niemal żałował, że oddał Hermionie torebkę, którą odebrała jej Bellatricks tamtego dnia, gdy ją torturowała. To stamtąd wyciągnęła te wszystkie książki, którymi, przynajmniej jego zdaniem w tej chwili po prostu niepotrzebnie zatruwała swój umysł. Ona sama nie wiedziała, co chciała w nich odnaleźć- w końcu doszła do wniosku, że traktuje to bardziej jak wymówkę, żeby nie spędzać czasu z Draco, któremu mimo, że dwukrotnie ocalił jej życie nie ufała ani odrobinę. Nie miała powodu, żeby go atakować ani żeby uciekać, lecz to nie zmieniało faktu, że w nocy nie potrafiła zmrużyć oka i dwadzieścia cztery na dobę trzymała różdżkę w pogotowiu. Odbijało się to na jej zdrowiu, zarówno psychicznym jak i fizycznym, gdyż wciąż nie do końca pozbierała się po ataku Bellatricks, jednak ponieważ jakby nie patrzeć była ona CIOTKĄ Dracona Hermiona była przekonana, że nagła chęć współpracy zniknie tak szybko, jak się pojawiła. Brała pod uwagę dwie możliwości: albo był to przedziwnego rodzaju podstęp albo po prostu chwilowy kaprys. I choć pierwsza opcja była bardziej w stylu blondyna, to Hermiona stawiała raczej na tę drugą. Tak czy inaczej wątpliwościom nie ulegał fakt, że Draco nie będzie w stanie wiecznie odwracać się do rodziny i przyjaciół plecami. Sama wiedziała, jaki wpływ na człowieka mają bliskie osoby a już na pewno rodzina z taką pozycją jak Malfoy’owie, więc ze zniecierpliwieniem czekała tylko, aż w Draco obudzą się ponownie wartości, które wpajał mu ojciec przez lata i uświadomi sobie, że działanie, nawet jeśli w dobrej sprawie, nie jest warte poświęcenia rodziny. Tak czy siak byli teraz czymś w rodzaju sojuszników: oboje samotni, oboje zagrożeni, oboje zagubieni w wojnie, której nikt nie potrafiłby logicznie wytłumaczyć. I choć ich nienawiść była jawna, to jednak zmienił się sposób jej okazywania. Powoli zaczynali uczyć się tolerować siebie nawzajem wiedząc, że na razie są na siebie skazani.
Piątego dnia, gdy Hermiona siedziała nad wodą z „Historią Najmroczniejszych Czarnoksiężników” na kolanach(swoją drogą jakim cudem udało jej się unieść tę księgę? ) i z nieobecnym wyrazem twarzy wpatrywała się w bystry nurt rzeki niespodziewanie przysiadł się do niej Draco. Siedział w kompletnym bezruchu, nie odzywając się ani słowem: żadnych kąśliwych uwag, krzywych spojrzeń czy cwaniackich uśmiechów, co było do niego tak niepodobne, że Hermiona cudem powstrzymała się przed sprawdzeniem, czy przypadkiem nie ma gorączki. Na szczęście obrzydzała ją sama myśl choćby o dotykaniu tego oziębłego Ślizgona, co skutecznie zniechęcało ją do jakichkolwiek ruchów. Przez chwilę siedzieli w ciszy, zerkając na siebie jedynie kątem oka.
- Po co to wszystko?- Hermiona odważyła się w końcu zapytać, wciąż patrząc przed siebie. On także na nią nie spojrzał, gdy odpowiadał.
- Z tego samego powodu, dla którego ty nie śpisz po nocach, czytając te swoje księgi, jakbyś tam mogła znaleźć sposób na powrót do tych frajerów- odparł w końcu bez emocji. Hermiona zmarszczyła brwi i pokonując wewnętrzny opór spojrzała na niego, zaciekawiona. Pomijając tych „frajerów” wypowiedz Dracona bardzo ją zaintrygowała. Chłopak przez moment udawał, ze nie widzi jej wzroku, jednak w końcu westchnął ciężko i również na nią spojrzał. Jego blond włosy opadające na czoło nadawały mu łobuzerski wygląd a niedbale narzucona granatowa koszula eksponowała idealnie wyrzeźbione mięśnie ramion, klatki piersiowej i brzucha. Gdy nie zaciskał mięśni twarzy w napięciu i nie uśmiechał się z drwiną okazało się, że jego rysy są szlachetne a usta zmysłowe. Nawet oczy utraciły zwykły chłód i zdystansowanie. Jednym słowem, gdyby Hermiona choć na moment zapomniała o swoim uprzedzeniu i spróbowała być obiektywna zauważyłaby, że Draco Malfoy to naprawdę nieziemsko seksowny i bardzo przystojny gość. Jednak cóż z tego, gdy w jej oczach na zawsze pozostanie tym gburowatym, wywyższającym się bufonem, którego poznała pierwszego dnia szkoły? Hm... Pod tym względem nie zmienił się za bardzo przez te lata.
- Ja wierzę w słuszną sprawę- oznajmiła Hermiona w końcu, hardo patrząc mu w oczy.
- Powiedzmy, że ja również- rzucił, wzruszając ramionami i momentalnie zerwał się z trawy. Hermiona, marszcząc brwi ze zdziwienia poszła w jego ślady.
- Powiedzmy?- zapytała nie kryjąc ciekawości.
- Daj już temu spokój- warknął, nerwowo mierzwiąc włosy, jakby się nad czymś zastanawiał. W pewnym momencie na jego twarz znów wstąpił ten cwaniacki uśmiech, który zapewnił Hermionę o tym, że nie stracił ani krzty ze swojego wrednego „ja”.
- No, teraz trzeba wziąć się do pracy- powiedział z udawaną powagą a gdy zauważył zaskoczenie Hermiony wywołane nagłą zmianą tematu omal nie parsknął śmiechem- co tak patrzysz, szlamo? Myślisz, że obiad sam się przygotuje?
- Myślę, że nie zamierzam robić za skrzata domowego - rzuciła dumnie, wymijając go.
- Prawda, byłoby ciężko w środku lasu- zawołał za nią- ale jeśli chcesz, mogę ci to wynagrodzić.
- No i znów odzywa się twoje zarozumialstwo Malfoy- westchnęła, ale przecząc swoim słowom spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- No i znów odzywa się twoja powierzchowność Granger- naigrywał się z niej, wybuchając śmiechem- spokojnie, to tylko niewinna propozycja.
- Niewinna?- brew Hermiony momentalnie uniosła się ku górze- pomyślmy: Malfoy plus niewinna propozycja... tak, to zdecydowanie równa się podstęp.
- Nie bądź taka przemądrzała, bo...
- Malfoy!
- Okej okej- poddał się bez klasy, jednak zaraz znów uśmiechnął się tym swoim Malfoy'owskim uśmieszkiem, który zawsze zwiastował kłopoty. – słuchaj, załóżmy...
- Zadziwiające, że pomimo naszej sytuacji ty wciąż potrafisz doprowadzić mnie do białej gorączki- stwierdziła Hermiona z przekąsem. Jednak mimo wszystko wiedziała, że wiele się zmieniło. Nigdy dotąd na przykład nie spędzali w swoim towarzystwie aż tyle czasu. Nigdy też nie wytrzymali tak długo bez prawdziwej, widowiskowej kłótni z zaklęciami ciskanymi na oślep i ofiarami niewybrednych żartów. Nigdy nie śmiali się wspólnie. To było tak niezwykłe jak śnieg w sierpniu czy niegroźna sklątka tylnowybuchowa ( stworzenie, wyglądające jak pozbawiony skorupy i otworu gębowego homar z żądłem i mnóstwem dziwnie ulokowanych nóżek, które Hagrid pokazał im na jednej z lekcji „Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami”) i Hermiona nie była pewna, czy to zmiana na lepsze czy jednak na gorsze. Po Malfoy’u można się przecież spodziewać wszystkiego.
- Hej, czyżbyś myślała o mnie?- głos Dracona sprowadził ją z powrotem na ziemię i dziewczyna zarumieniła się lekko, zmieszana całą sytuacją. Tak naprawdę to strzelił w dziesiątkę, tylko czy musiał być aż tak zadufany w sobie, by uznać to za przejaw uwielbienia?
- Musiałabym być masochistką- prychnęła- to co to za propozycja?- dodała, pragnąc jak najszybciej zmienić temat. Draco uśmiechnął się pod nosem, ale w żaden sposób tego nie skomentował, co Hermiona uznała za chęć uśpienia jej czujności.
„ To w końcu Malfoy”- powtarzała w myślach.
- Chodź- powiedział blondyn z tajemniczym błyskiem w oku a ona, mimo wielu wątpliwości westchnęła ciężko i pozwoliła poprowadzić się wzdłuż rzeki.
****

- Gdzie ten padalec ją zabrał?!- krzyczał Ron, po raz kolejny czując narastającą frustrację- pewnie zamierza ją złożyć w ofierze razem z tą swoją popieprzoną rodzinką, podczas gdy my tkwimy w martwym punkcie.
- Uspokój się, jeśli to prawda ona już pewnie nie żyje- zauważył Harry spokojnie, ale pod naciskiem morderczego spojrzenia przyjaciela dodał- Ron, to przecież Hermiona. Gdyby coś się faktycznie wydarzyło usłyszelibyśmy o tym w radiu. Z resztą jestem pewien, ze prędzej Malfoy ma się czego obawiać: nawet mnie ona czasem przerażała.
- Dlaczego powiedziałeś to w czasie przeszłym?- zaniepokoił się Ron, zupełnie ignorując poprzednią część wypowiedzi bruneta, co ten skwitował prychnięciem i wrócił do przerwanej czynności: rozpalania ognia swoją sklejoną różdżką, którą Hermiona niechcący połamała, ratując ich tamtego zimowego dnia w Dolinie Godryka, rodzinnym mieście Harry’ego przed krwiożerczym wężem Voldemorta- Nagini. Co prawda Ron mógłby to za niego zrobić, oszczędzając niektóre drzewa, które ucierpiały przez różdżkę, która niegdyś równała się potęgą z różdżką Czarnego Pana, jednak rudzielec był tak rozkojarzony, ze Harry wolał nie ryzykować prawdziwego pożaru.
- Ron, mi też jej brakuje, ale przecież ją znasz- ciągnął Harry, wpatrując się w ognisko, które po godzinie prób i przeklinania wreszcie udało mu się rozpalić- da sobie radę, to Hermiona do cholery. Natomiast nam wciąż ucieka czas.
- Co chcesz przez to powiedzieć?- zapytał Ron ostro. Domyślał się już, co przyjaciel chce mu przekazać i zamierzał odwieść towarzysza od tego pomysłu. Harry jednak już podjął decyzję.
- Posłuchaj- zaczął łagodnie, szukając kontaktu wzrokowego z przyjacielem, ten jednak nie zamierzał ułatwić mu zadania i bez przerwy odwracał głowę- Ron! Posłuchaj! Hermiona nigdy nie pozwoliłaby nam tak trwonić czasu! Ona chciałaby, żebyśmy wypełnili to zadanie. Dostalibyśmy po głowie, gdybyśmy zaryzykowali życie tysiąca czarodziejów i mugoli, uganiając się za nią. Z resztą wątpię, żeby zrobili jej krzywdę. Myślę, że zrobili to po prostu, żeby rozproszyć naszą uwagę. Czarny Pan nie chce umierać i wie, że...
- TY MYŚLISZ?!- wydarł się Ron- wolisz poświęcić Hermionę? A myślałem, że choć trochę ci na niej zależy ty nieczuły...
TRZASK!
Ron aż zatoczył się do tyłu pod wpływem uderzenia i otarł krew, cieknącą z nosa, obrzucając Harry’ego nienawistnym spojrzeniem. Ten, bez emocji odwrócił się na pięcie i wrócił do namiotu, który obaj kupili po zniknięciu Hermiony ( w jej torebce zostały wszystkie rzeczy, które były im pomocne w czasie tej półrocznej podróży). Bez słowa położył się na pryczy, obrócił się plecami do wejścia i zasnął zanim Ron odważył się wrócić do namiotu.

****
- Neville! Co ci się stało?- krzyknęła Ginny Weasley, nie kryjąc przerażenia. Jej przyjaciel, najlepszy jakiego miała od wyjazdu Harry’ego, Hermiony i swojego brata Rona niepostrzeżenie wślizgnął się do dormitorium dziewcząt i obudził ognistowłosą piękność, która zerwała się na równe nogi, z niedowierzaniem wpatrując się w wysokiego bruneta o podbitych oczach, krwawiącej wardze i spuchniętej twarzy. Chłopak ledwie mógł mówić, ba- przełykać i dziewczyna z trudem go rozumiała, gdy począł wyjaśniać:
- Carrow'owie kazali mi ukarać jakiegoś pierwszoroczniaka za to, że wyszedł po ciszy nocnej ze swojego dormitorium- zaczął, siadając na łóżku przerażonej Ginny a tej przed oczami stanęły postacie okrutnego rodzeństwa, które od początku roku wraz z Severusem Snape’em, również śmierciożercą, siali postrach w bezpiecznym dotąd Hogwartcie. Od śmierci Dumbleadore’a wszystko się zmieniło. Nauczyciele karali okrutnie za najmniejsze nawet wykroczenie a ci, którzy wciąż wierzyli w lepsze czasy i nie dali się przekabacić na ciemną stronę nie mogli nawet ochronić uczniów, niegotowych na trud życia, na jaki zastali narażeni. Uczono sztuki czarno-magicznej, zaprawiano dzieci do walki przeciw „buntownikom” jak nazywano członków „Zakonu Feniksa”, chcących ocalić świat, który z takim mozołem przez wiele lat odbudowywali a który znów był zagrożony przez czarnoksiężnika jeszcze szesnaście lat temu niszczącego go kawałek po kawałku aż do pamiętnej nocy, gdy zdecydował się zaatakować Potter’ów.
- Nie mogłem tego zrobić Ginny- ciągnął Neville ze smutkiem- wyobrażasz sobie, żebym miał powiesić kogoś za nogi pod sufitem i kazać spędzić mu noc głową do dołu niczym nietoperz?
- Poczekaj Neville- Ginny sięgnęła po różdżkę, leżącą na jej szafce nocnej i wycelowała w przyjaciela- Hermiona mnie tego nauczyła...- wymamrotała pod nosem.
EPISKEY
Gdy tylko Ginny wypowiedziała formułę zaklęcia rany Neville'a zaczęły się zasklepiać, ból zelżał a nos, który okazał się złamany z nieprzyjemnym trzaskiem powrócił na swoje miejsce. - Warto zapamiętać- mruknął Neville opadając na miękkie poduszki przyjaciółki. Dziewczyna przysiadła w nogach łóżka i bezwiednie odgarnęła włosy bruneta. Z profilu przypominał Harry'ego, ale był postawniejszy i już nie tak przystojny jak Wybraniec. Jego oczy miały kolor brązowy nie zaś zielony. Jego usta były wąskie a nie zmysłowe i zapraszające do pocałunków. Cały układ twarzy, brak blizny w kształcie błyskawicy, sposób bycia... - Ginny, co ty wyprawiasz?- głos Neville'a sprowadził ją z powrotem na ziemię.Ognistowłosa zamrugała zdezorientowana i niemal zachłysnęła się powietzrem gdy ujrzała, co zrobiła. Ona prawie.... POCAŁOWAŁA NEVILLE'A! Swojego przyjaciela! Tego, który wiernie trwał przy jej boku, gdy wszyscy inni odeszli. Tego, który pocieszał ją po zerwaniu z Harry'm. Jedynego, który naprawdę wiedział, jak się czuła za każdym razem gdy padało Jego imię.
- Jejku, Neville tak bardzo cię przepraszam- jęknęła, ukrywając twarz w dłoniach. Było jej wstyd, więcej czuła do siebie obrzydzenie. Co ona sobie w ogóle myślała?
- Już dobrze- Neville łagodnym gestem odjął jej dłonie od twarzy po czym podciągnął dziewczynę do góry i usadowił na swoich kolanach- Wszystko będzie dobrze- ciągnał tuląc ją do siebie i kojąco głądząc po ramieniu- nie płacz Ginny, wiesz, że nie cierpię twoich łez.
- Nie wiem, co się ze mną dzieje Neville- załkała cicho- za każdym razem, gdy czytam gazetę boję się, że zobaczę... Że zobaczę...
- Ciii- wymruczał Neville prosto w jej włosy- wszyscy się o nich martwimy, ale ja wiem, że dadzą radę cokolwiek teraz robią. Dziewczyna uniosła zapłakaną twarzyczkę i spojrzała mu prosto w oczy.
- Naprawdę tak myślisz?- spytała cicho. Chłopak tylko skinął głową w odpowiedzi.
- Więc ja też- wyszeptała i nagle jej wzrok przykuły jego wargi. Były wąskie, to prawda, lecz mimo to z bliska okazały się całkiem ponętne.
Ginny czuła się w tej chwili dosyć osobliwie. Neville'a znała od dziecka, był przyjacielem Rona, Harry'ego i Hermiony a po balu w trzeciej klasie ( Neville i reszta byli wtedy w czwartej klasie) na który ten ją zaprosił on i ona stali się sobie bardzo bliscy. Zwłaszcza teraz, gdy nastały takie trudne czasy i nie wiadomo, komu można zaufać dobrze jest wiedzieć, że ma się kogoś, na kogo zawsze można liczyć.
Ale teraz to już nie miało znaczenia, bo Ginny mogła widzieć tylko usta Neville'a i myśleć tylko o ustach Neville'a. Czuła, po prostu wiedziała, że wargi, które wypowiadały tyle miłych słów, które zawsze umiały ją rozbawić, które pocieszały tak wiele razy musiały kusić i nęcić zmysły. Były godne zasmakowania. Więc czemu nie? Dlaczego nie spróbować, skoro wiedziała, że oboje tego potrzebują? Neville najwyraźniej zauważył w jej spojrzeniu coś takiego, co go zaniepokoiło, bo spróbował zaprotestować, ale Ginny zdecydowanie zamknęła mu usta namiętnym pocałunkiem. Przez chwilę było dziwnie, naprawdę dziwne. Ale po jakimś czasie oboje zatracili się w tym nowym doznaniu, zapominając o całym świecie. Neville z początku był nieśmiały, ale gdy Ginny wtargnęła językiem do wnętrza jego ust dał się ponieść: wpłótł palce w jej miękkie włosy i przyciągnął bliżej do siebie.
Wiedział, że już niedługo przyjdzie kres. Wkrótce miały się rozstrzygnąć losy jego i jego przyjaciół. Wielu polegnie i nikt nie mógł być pewny jutra czy chociażby następnej godziny. Niektórzy być może żyli tylko po to, by za moment zginąć z nadzieją, że ich śmierć zostanie pomszczona.
A Neville Longbottom cieszył się, bo nawet jeżeli będzie jednym z nich to istniała szansa, że
jego ostatnim wspomnieniem będzie smak ust Vergini Weasley. A ten pocałunek bez wątpienia stanowił najmilszą rzecz, jaka go spotkała od przeszło pół roku, był więc czymś, za co warto walczyć.
- Alarm! Alarm!- Dean Seamus wparował do pokoju, przerywając tę „podniosłą” chwilę- Gwardia Dumbleadore'a do boju!
Neville i Ginny popatrzyli po sobie.
- Co się dzieje?- zapytała ognistowłosa, ale chłopak nie zdążył udzielić jej odpowiedzi, bo w tym momencie na dole coś huknęło, jakby ktoś użył bomby atomowej a potem zewsząd rozległ się wrzask tysiąca podekscytowanych uczniów i tyle samo przerażonych głosów, błagających o litość. Neville i Ginny w momencie chwycili różdżki i razem z Dean'em wybiegli z dormitorium. W Pokoju Wspólnym natknęli się na kilkudziesięciu Gryfonów i razem, jako Gwardia Dumbleadore'a opuścili wieżę Gryfindora, rzucając się w wir walki.

****

Tymczasem Draco i Hermiona od jakichś dwóch godzin stali po kolana w wodzie, usiłując za pomocą zaklęcia złowić rybę na obiad. Śmiali się, pluskali i wygłupiali nie zdając sobie sprawy z upływającego czasu. - Spójrz, zmierzcha- zauważyła nagle Hermiona ze zgrozą. Draco wzruszył tylko ramionami obojętnie. - A co? Chcesz się poddać?- blondyn uśmiechnął się chytrze. - Jasne- prychnęła szatynka- żeby dać ci wygrać walkowerem? Ni c z tego.... BOMBARDA!- krzyknął Draco jakiś czas później, wcelowując różdżką w miejsce, w którym zauważył przepływającego pstrąga. Woda podskoczyła na kilka metrów do góry, ochlapując ich oboje ale po rybie nie było już śladu. Hermiona, widząc niezadowoloną minę Draco parsknęła śmiechem. - Tak cię to bawi, tak?- chłopak zacisnął mięśnie szczęki, niebezpiecznie się do niej zbliżając. -Draco...- zaczęła Hermiona, cofając się o krok, ale było już za późno- blondyn w kilku susach znalazł się przy niej i zanim zdołała zaprotestować powalił ją swoim ciężarem. Oboje wylądowali w wodzie, z tym że Hermiona była cała przemoczona a Draco, leżąc na niej zwijał się ze śmiechu.
Hermionę najbardziej przeraził fakt, że chłopak był tak blisko. Niebezpiecznie blisko. Czuła na sobie każdy centymetr jego ciała, jego słodki oddech na swojej twarzy. Ogarnął ją gniew potężniejszy od siły tsunami. Jakim prawem on jej w ogóle dotykał? Przecież to był Malfoy! Dziewczyna odruchowo skrzywiła się z odrazą i zrzuciła go z siebie. Draco wylądował na plecach obok niej, zaraz jednak momentalnie podniósł się do pionu. - Na żartach się nie znasz- parsknął i nie patrząc na nią wrócił na brzeg. - Znam się na tych naprawdę zabawnych- odcięła się, idąc za nim- twoje, o ile w ogóle można je nazwać żartami się do takich nie zaliczają. A wierz mi, wiem co mówię: musiałam cię znosić przez niemal całą szkołę. Chłopak już jej jednak nie słuchał. Zmarszczył brwi i przyklęknął przy czymś, czego Hermiona z tej odległości nie mogła dojrzeć. Po chwili na twarz blondyna wstąpił szeroki uśmiech. - A jednak wygrałem zakład- wymruczał, spoglądając na nią chytrze. Hermiona zaskoczona pochyliła się nad chłopakiem i zaklęła siarczyście na widok niewielkiej płotki, wijącej się na piasku.
- No nie- jęknęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz